Niezgrani

Nie jestem graczem, ale gry znam całkiem dobrze!

Konrad Błaszak
Nie jestem graczem, ale gry znam całkiem dobrze!
13

Nie pamiętam już kiedy ostatni raz grałem w jakiś nowy tytuł zaraz po jego premierze. Chyba był to Wiedźmin 2, więc trochę czasu minęło. Jednak w ciągu ostatnich miesięcy jestem w miarę na bieżąco z nowościami. Nie gram, ale oglądam je na Youtube oraz Twitchu. I chociaż graczem nazywać siebie teraz...

Nie pamiętam już kiedy ostatni raz grałem w jakiś nowy tytuł zaraz po jego premierze. Chyba był to Wiedźmin 2, więc trochę czasu minęło. Jednak w ciągu ostatnich miesięcy jestem w miarę na bieżąco z nowościami. Nie gram, ale oglądam je na Youtube oraz Twitchu. I chociaż graczem nazywać siebie teraz nie mogę, to wiele tytułów znam całkiem dobrze.

Przeczytałem wpis Jakuba o tym jak to jest z jego graniem i od razu pomyślałem, że chętnie dorzucę od siebie 3 grosze. Szczególnie dlatego, że mój pierwszy tekst na AntyWeb również był o grach. Wtedy pisałem, że za moich mrocznych czasów wiele produkcji było dużo ciekawszych i zamiast rzucać się na nowości chętnie sięgam po starsze tytuły. Dzisiaj oprócz opisania mojej historii bycia graczem opowiem Wam trochę o tym jak teraz podchodzę do tego tematu.

Kiedyś to się grało!

Spokojnie, nie zamierzam znów pisać, że kiedyś gry były lepsze, a teraz to gnioty, które niczego nie wnoszą. Dla wielu nowych tytułów chętnie odciąłbym się od świata na kilka dni. Lub nawet tygodni...

Jakub zaczynał grać w latach 90-tych i ja również w tych mrocznych czasach rozpocząłem swoje przygody z wirtualną rozrywką. Najpierw było Commodore 64 oraz magnetofon, dzięki którym wgrywało się gry z kaset. Trwało to trochę i każdym razem trzeba było poczekać zanim można było przenieść się w komputerowy świat. Jednym z tytułów, który pamiętam do dziś jest Boulder Dash. Prosta produkcja,  w której musieliśmy zbierać diamenty i przekopywać się na koniec planszy, wciągał na długie godziny. A jak kiedyś dostałem jakąś produkcję o kosmitach, w których podczas wgrywania były kolorowe paski zamiast szarych to już w ogóle był hit.

Nigdy nie miałem żadnej konsoli w domu, to komputery zawsze u mnie rządziły. Jednak świat Pegasusa też znam całkiem dobrze, ponieważ mój sąsiad go posiadał i po lekcjach często próbowaliśmy swoich sił w Contrze. A takie realistyczne produkcje jak strzelanie do kaczek pistoletem mimo swojej banalności wywoływały efekt WOW. Potem przyszedł czas PC.

Pierwszy komputer to było coś. DOS, Norton Commander i Windows 3.11 to połączenie, dzięki któremu odpaliłem niezliczoną ilość gier. Jedną z pierwszych był Descent. Świetna gra, w której trzeba było latać pojazdem kosmicznym oraz walczyć z licznymi przeciwnikami. Dalej to już poszło i gry pochłaniałem nałogowo. Quake, Red Alert, Doom, Duke Nukem, Settlers... Nawet kilka miesięcy temu wróciłem sobie do Settlersów 2 i, chociaż rozgrywka, wygląd i zaawansowanie tej produkcji strasznie kulały to świetnie się przy tym bawiłem, zarządzając swoim małym królestwem. W sumie nawet teraz jak o tym piszę to poważnie się zastanawiam czy jeszcze raz nie spróbować swoich sił.

W czasach gdy internet był jeszcze luksusem i granie online kosztowałoby tysiące ja grałem za darmo. W mojej miejscowości była wewnętrzna sieć telefoniczna, która dla mieszkańców była darmowa. Można było nie tylko godzinami rozmawiać, ale również podłączyć łączę do komputera i walczyć 1 vs 1. Minusem było to, że niestety jednocześnie mogły grać tylko dwie osoby, ale zabawa i tak była przednia.

Potem ja grałem tyle samo, ale tytuły były coraz lepsze. Gothic 1/2, GTA, CS, Fifa czy dziesiątki innych produkcji pochłaniały mnie przez długie godziny. Potrafiłem siedzieć po nocach, ponieważ jak to mówią gracze: level sam się nie wbije, a potwory nie zabiją. Coraz więcej gier miało tryb dla kilku osób i wiele spotkań z kumplami kończyło się zagraniem w nieśmiertelne Herosy lub Fifę.

Przez dłuższy czas grałem też sporo w proste gry przeglądarkowe jak Ogame. Produkcja bez żadnej muzyki czy grafiki, a sprawiała że siedziałem po nocach, rozmawiałem z setkami ludzi i tworzyłem świetne znajomości. Co więcej pisząc te słowa założyłem sobie na próbę konto, ale mam szczerą nadzieję, że po kilku dniach o nim zapomnę.

Piękne to czasy, gdy mogłem dumnie o sobie mówić, per gracz.

Nie gram, oglądam!

Teraz jak już wspominałem z grami jestem na bieżąco, chociaż sam nie grałem już tygodniami. Jedynie od czasu do czasu wciągają mnie na chwilę jakieś mobilne tytuły, które świetnie nadają się do zabijania czasu w autobusie czy kolejce. Chociaż coraz częściej i tak zamiast nich wybieram przeglądanie Facebooka czy Instagrama. Uzależnienie od sieci to jednak temat, który poruszę w jednym z kolejnych felietonów

Wracając jednak do gier to nałogowo pochłaniam je na Youtube lub Twitchu. Dla mnie Youtuberzy czy Letsplayerzy to jak pisałem celebryci nowego pokolenia i sam bardzo często oglądam ich zmagania z nowymi tytułami. Jakub pisał, że go często nudzą nowe gry. Ja nie mam teraz za bardzo na nie czasu. Nie mam też odpowiedniego komputera, który pociągnąłby najnowsze hity, dlatego przeważnie wybieram bierne przechodzenie kolejnych produkcji. I wiecie co?

To wcale nie jest takie nudne, jak wielu z Was myśli. Gdyby ktoś powiedziałby mi kilka lat temu, że będę oglądał ludzi, czasem kilka lat młodszych ode mnie, którzy grają w gry to pewnie bym nie uwierzył. Myślałem, że to szczyt głupoty i straty czasu, a teraz chętnie wieczorem odpalam sobie jakiegoś gracza i razem z nich przechodzę nowe tytuły, w które nie mam możliwości zagrać.

Jest to oczywiście zupełnie inne doświadczenie niż przechodzenie danej produkcji samemu, ale śmiem twierdzić, że też ma swoje plusy. Nie będę rozpisywać się o możliwości poznania lepiej swojej ulubionej internetowej postaci, bo ten temat już poruszałem, ale można wiele dowiedzieć się o samych grach. Ludzie, którzy dziennie siedzą po kilka godzin przy nowych tytułach i robią to od lat mają przeważnie sporą wiedzę i można u nich wyłapać informacje, które ciężko znaleźć w pisanych recenzjach czy grając samemu. No i jeszcze zastanawiamy się nad zakupem to obejrzenie rozgrywki u kogoś będzie sprawdzać się doskonale jako wersja demo.

Musę również Wam wspomnieć, że takie przechodzenie gry sprawdza się idealnie gdy chcemy ją poznać, ale kompletnie nie mamy na to czasu. Ja pisząc ten tekst obejrzałem dwa filmy na YT, a teraz siedzę na Twitchu i oglądam kolejne. Jest to po prostu tło do robienia czegoś innego, które co dziwne sprawdza się w moim przypadku prawie tak dobrze jak muzyka. Nie lubię pracować w ciszy, a czasem zamiast dubstepu, przy którym tak łatwo jest mi się skupić puszczam sobie jakiegoś gracza i oglądam jak ze znajomymi szaleją w GTA V Online czy zabijają się w jakiś FPS'ach.

Graczem nie jestem, ale na grach się znam!

No dobra, nie znam się. Specjalista ze mnie żaden, ale wiem jak wygląda rynek, co jest teraz na topie i jak prezentują się nowe tytuły. Jestem po prostu na bieżąco z tym, chociaż sam pada nie dotknąłem już przez wiele miesięcy, a klawiatura służy mi jedynie do pisania. W żadnych przypadku nie nazwałbym siebie graczem, ale spokojnie mogę się z nimi spotkać i porozmawiać o tym świecie. Wiem po prostu co w trawie piszczy.

Co więcej nie tylko ja tak mam, ale bardzo wiele osób staje się biernymi graczami. Nie wiem czy można użyć takiego stwierdzenie, bo jak już mówiłem ja siebie za gracza nie uważam, ale idealnie ono oddaje to co teraz widzimy w Internecie. Tysiące ludzi zamiast przechodzić kolejne tytuły samodzielnie robią to ze swoimi ulubionymi Youtuberami. Czy rośnie nam pokolenie graczy, którzy miesiącami nie będą dotykać pada?

Zdjęcia: 1, 2, 3, 4, 5

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu