Felietony

Net neutrality mało kogo interesuje. Ludzie wyjdą na ulice, gdy zniknie darmowe porno

Maciej Sikorski
Net neutrality mało kogo interesuje. Ludzie wyjdą na ulice, gdy zniknie darmowe porno
58

To bardzo zła decyzja i kiepska informacja dla internautów - nie tylko w USA. W taki sposób komentowano zmiany, jakie przeprowadza FCC, czyli Federalna Komisja Łączności Stanów Zjednoczonych. Chodzi o tzw. net neutrality, czyli zasadę dającą ludziom równy dostęp do zasobów Sieci. Dzięki niej dostawcy Internetu nie mogą ograniczać prędkości łącza czy blokować dostępu do stron, jeśli działają one zgodnie z prawem. Nowe przepisy to prawdopodobnie zapowiedź wzrostu cen, a w niektórych przypadkach blokady stron, pojawienia się cenzury. Czy ludzie przyjmą to ze zrozumieniem i spokojem? To zależy - na ulice może ich wyciągnąć np. zamach na darmowe porno, które dzisiaj króluje w Sieci...

Porno zawsze idzie pod rękę z nowymi technologiami, na ten temat napisano sporo artykułów, powstała nawet interesująca książka zgłębiająca zagadnienie. Nie brakuje opinii, że Internet też rozwijał się szybko za sprawą treści dla dorosłych: darmowych i powszechnie dostępnych. Co więcej, z przymrużeniem oka przekonuje się, że era smartfonów, dużych ekranów w tych urządzeniach, nadeszła głównie dlatego, że umożliwiała wygodną "konsumpcję" materiałów XXX w każdych okolicznościach przyrody.

Piszę o tym, ponieważ trafiłem na tekst, w którym stawia się jasną tezę: podważenie zasady net neutrality zagraża darmowemu porno. Dlaczego? Bo dostawcy usług internetowych mogą w pierwszej kolejności dodatkowo "kasować" internautów właśnie za korzystanie z tych adresów. Ruch generowany przez strony oferujące pikantne treści jest olbrzymi, ponoć w samym tylko serwisie Pornhub w ubiegłym roku wygenerowano ponad 90 mld odtworzeń filmów. 90 mld! W każdej godzinie ściągają tam dziesiątki tysięcy gości. I pojawia się pytanie: jeśli dostawcy Internetu zaczną naliczać dodatkowe opłaty za korzystanie z Internetu, uderzą w osoby korzystające np. z serwisów edukacyjnych? Wydaje się to mało prawdopodobne, w pierwszej kolejności na celownik mogą wziąć darmowe porno.

Może temu sprzyjać m.in. klimat polityczny - w niektórych stanach USA porno, nie tylko w Sieci, uznawane jest za bardzo destrukcyjne i nowe przepisy mogłyby zostać wykorzystane do zwalczania go, a przynajmniej do ograniczania jego zasięgu. A gdyby tym tropem poszli politycy i urzędnicy w innych krajach... Przypomnę tylko, że zaledwie kilka kwartałów temu posłowie partii rządzącej głośno zastanawiali się nad opcją ograniczenia dostępu do internetowej pornografii w Polsce. Wtedy mogło się to wydawać niemożliwe, teraz patrzymy na USA, gdzie takie zmiany mogą być za jakiś czas realizowane. A dzieje się to za sprawą szefa FCC (Ajit Pai), który w przeszłości pracował m.in. dla korporacji Verizon - wielkiego dostawcy Internetu...

Cała ta sprawa przykuła moją uwagę głównie dlatego, że... sprzeciw internautów nie był zbyt oszałamiający. I zacząłem się zastanawiać, czy ludzie po prostu machają na to ręką i stwierdzają, że zapłacą, gdy trzeba będzie? A może na razie zagadnienie wydaje się zbyt abstrakcyjne? Może potrzebny jest jakiś zapalnik, który zmusi ich nie tylko do pisania nieprzychylnych komentarzy, ale też do wyjścia na ulice i realnego bojkotu niektórych firm? Pół żartem, pół serio stwierdzam, że takim zapalnikiem byłaby blokada porno lub wprowadzenie opłat za te treści - wtedy internauci odczują zmiany i je zrozumieją. Ale to nie musi dotyczyć tylko treści XXX: gdy będą musieli zapłacić za Netflixa (dodatkowo), YouTube'a czy Facebooka pewnie też zaczną zgrzytać zębami. W końcu się zorganizują i wyraźnie zaakcentują swoje niezadowolenie. Chyba...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot