Internet

Narkotyki w internecie - to tylko niewielki kawałek światowego rynku

Jakub Szczęsny
Narkotyki w internecie - to tylko niewielki kawałek światowego rynku
3

Darknet rządzi się swoimi prawami (a raczej daleko posuniętym bezprawiem), ale w dalszym ciągu stanowi gratkę dla naukowców. Ci postanowili sprawdzić, jak duży wpływ ma internetowy rynek narkotykowy na całość. Wyniki są nieco zaskakujące.

Mogłoby się wydawać, że darknetowy rynek narkotykowy to ogromna strefa, w której można kupić dosłownie wszystko - od tzw. research chemicals (które i tak są dostępne w "zwykłym internecie", choć nie bez pewnych obostrzeń), aż po "standardowe" używki. Niemniej, jak się okazuje po wykonaniu badań, użytkowników tego typu miejsc nie jest zbyt wielu, podobnie jak i dostawców. A ponadto, ilość sprzedanych w ten sposób nielegalnych substancji w porównaniu do szacunkowych danych dotyczących światowej sprzedaży z pomocą zwyczajnych dilerów... to tylko niewielki procent.

Naukowcy z Oxfordu wykorzystali darknetowe crawlery, które posłużyły za "zbieraczy" materiału porównawczego. Pod lupę wzięto takie serwisy jak Alphabay, Hansa, Traderoute oraz Valhalla. W okresie od czerwca do lipca 2017 roku zarejestrowano 1,5 miliona transakcji, trzeba jednak wiedzieć o tym, że uzyskane informacje ograniczono do zasadniczo trzech "grup": kokainy, marihuany oraz opiatów. Mało tego, brano pod uwagę tylko te sprzedane egzemplarze, które następnie zostały ocenione przez kupujących.

Z pomocą uzyskanych w ten sposób danych udało się stworzyć również mapy, na których naniesiono prawdopodobne miejsce produkcji narkotyków. Ponadto, umożliwiło to określenie, gdzie dokładnie dokonano transakcji i gdzie "towar" został dostarczony". Jak się okazuje, nie zarejestrowano przypadków, w których "klienta" oraz "sprzedawcę" dzieliłby inny region. To całkiem zrozumiałe i w tej materii raczej nic się nie zmieni. Sami naukowcy przyznają, że przyjęty model badawczy jest "zbyt prosty", aby zbadać w jaki sposób wytworzone narkotyki przemieszczają się między kontynentami. Na podstawie innych informacji można domniemywać, że "ojczyzną" opiatów są kraje Bliskiego i Dalekiego Wschodu, kokaina to "działka" Ameryki Północnej. Z marihuaną jest nieco inaczej.

Najważniejsze jest jednak to, że darknetowy rynek narkotykowy jest niesamowicie mały w porównaniu z tym "realnym"

Według badaczy, najważniejszymi krajami, w których jest wielu klientów darknetowych sklepów z narkotykami są: Stany Zjednoczone, Niemcy, Holandia, Australia oraz Wielka Brytania. Naukowcy przyznają, że według zgromadzonych danych, nie można orzec o tym, że owe sklepy mają jakikolwiek wpływ na światowy rynek (wyceniany na zawrotne 321 miliardów dolarów), lub w szczególny sposób są ważne dla lokalnych ekonomii.

Co to wszystko oznacza? Mniej więcej tyle, że w dalszym ciągu użytkownicy substancji zakazanych wolą tradycyjne formy kupna. Wpływ na to może mieć (o czym nie wspomniano w badaniu) fakt, iż nie każdy ma wiedzę o tym, jak w ogóle dostać się do darknetu i brakuje dobrych poradników, jak w ogóle poruszać się po takich miejscach. Takie eskapady wymagają dodatkowych starań ze strony użytkownika i niektórych to może zwyczajnie odpychać.

Szkoda, że badacze nie skonstruowali modelu, wedle którego można by było sprawdzić, czy kupowanie narkotyków w darknecie wpływa na ryzyko przedawkowania, czy też otrzymania słabej jakości (czyli najczęściej "chrzczonego" Bóg wie czym) specyfiku. Na moje oko, system recenzji w powyższych sklepach powinien motywować sprzedawców do tego, aby mimo wszystko oferować "dobrej jakości" specyfiki. Niemniej, zakładam że z powodu bardzo małego wpływu darknetowych sklepów na światowy rynek narkotykowy, możliwe pozytywne skutki byłyby wręcz niemierzalne, choć i tak warte odnotowania.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu