Wideo

Najpopularniejszy na świecie (i dla mnie najlepszy) odtwarzacz filmów ma już 15 lat

Tomasz Popielarczyk
Najpopularniejszy na świecie (i dla mnie najlepszy) odtwarzacz filmów ma już 15 lat
33

Z pewnością większość z Was korzystała z niego przynajmniej raz. Na dobre zapisał się w świadomości standardowego użytkownika komputera i stał jednym z pierwszych instalowanych na nowym sprzęcie programów. O czym mowa?

O VLC oczywiście, programie, który zna każdy, kto kiedykolwiek odtwarzał filmy na komputerze. Wczoraj na jego blogu poinformowano o 15. urodzinach programu. Dokładnie 1 lutego 2001 roku władze uczelni École Centrale Paris zezwoliły na udostępnienie programu na licencji GPL. Sam kod aplikacji powstał jakieś 5 lat wcześniej. Początkowo projekt nosił nazwę Network 2000 i służył do streamingu wideo z anten satelitarnych do komputerów na terenie campusu uczelnianego. Opracował go jeden ze studentów, Michel Kaempf. Pierwsza wersja miała 21275 linijek kodu.

Po 1 lutego 2001 roku VLC wkroczył na zupełnie nowe tory. Projekt był przez cały ten czas rozwijany na zasadach non profit i miał charakter niekomercyjny. Skupiło to wokół niego liczną społeczność. Przez te 15 lat swoją "cegiełkę" dorzuciło tutaj ponad 700 osób. W sumie wprowadziły one ponad 70 tys. zmian w kodzie programu. Jego rozwój nie powalał dynamiką - w końcu dziś najnowsza wersja nosi numer 2.0.6, ale w zamian odtwarzacz oferował wysoki poziom stabilności i niezawodności (a przynajmniej ja z nim nigdy nie miałem większych problemów). A to wszystko zasługa ochotników, którzy z prac nad programem nie mieli żadnych korzyści. Całość koordynuje dziś organizacja VideoLAN, która również działa na zasadach non profit. Brak funduszy inwestowanych w projekt widać chociażby po identyfikacji wizualnej, która od lat się nie zmieniła, a przy tym jest prosta i skromna.

VLC dziś to ponad 2 mld pobrań i setki milionów użytkowników. Trudno się dziwić, bo przez długi czas było to najlepszy (a jeśli się nie mylę, na początku jedyny) sposób na odtworzenie właściwie dowolnego wideo. W mojej pamięci VLC zapisał się jako program do wszystkiego. Nie natrafiłem nigdy na multimedialny format pliku, z którym odtwarzacz by sobie nie poradził. Integracja wszystkich kodeków była zbawieniem i zwalniała z konieczności instalowania dziesiątek śmieciowych paczek, które nierzadko przemycały niechciane programy, instalowały paski w przeglądarce czy podmieniały stronę główną. W "epoce VLC" nie było dla nich miejsca.

VLC z czasem stał się projektem dostępnym na ogromną liczbę platform: Windows, GNU/Linux, BSD, OS X, iOS, Android, Solaris, Windows Phone, BeOS, OS/2, Android TV, Apple TV, Tizen, a nawet ChromeOS. Nie obeszło się jednak bez wpadek. Po głośnej zbiórce pieniędzy na Kickstarterze w 2012 roku, podczas której zgromadzono 47 tys. funtów na stworzenie aplikacji dla Windows 8.1, wypuszczono na świat coś, z czego nie dało się korzystać. Wczesne wydania rozczarowywały, a wolny rozwój projektu nie napawał optymizmem. Do dziś VLC z Windows Store mnie rozczarowuje. Znacznie lepiej wygląda natomiast wersja na Androida, z które często korzystam.

Tutaj docieramy do planów twórców VLC na przyszłość. Jest nią VLC 3.0, a więc kolejne "duże" wydanie odtwarzacza, które zunifikuje wygląd i działanie na różnych platformach, wprowadzi dekodowanie z użyciem GPU, usprawni adaptatywny streaming i doda wsparcie dla Chromecasta. Niestety żadnych konkretnych dat jeszcze nie znamy.

Oglądamy coraz więcej materiałów wideo w przeglądarce, a na rynku brylują Netflix, Hulu, HBO i inne usługi streamingu z własnymi aplikacjami. Mimo to myślę, że VLC szybko nie odejdzie. Co najwyżej punkt nacisku w pracach nad nim przesunie się w kierunku platform mobilnych. Obecnie trudno mi bowiem wyobrazić sobie drugi tak dobry opensource'owy odtwarzacz z tak imponującym dorobkiem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu