Felietony

Mój ulubiony odtwarzacz nie ma wyświetlacza i pomieści 1GB muzyki

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

36

Muzyka to nieodłączny element mojego życia. Każdego dnia, nawet podświadomie, wypełnia ona każdą chwilę, bo albo nucę jeden ze swoich ulubionych kawałków albo ich po prostu słucham. Co ciekawe, wybierając ten odtwarzacz wcale nie spodziewałem się, że wytrzyma ze mną tak długo i tak bardzo mi przypa...

Muzyka to nieodłączny element mojego życia. Każdego dnia, nawet podświadomie, wypełnia ona każdą chwilę, bo albo nucę jeden ze swoich ulubionych kawałków albo ich po prostu słucham. Co ciekawe, wybierając ten odtwarzacz wcale nie spodziewałem się, że wytrzyma ze mną tak długo i tak bardzo mi przypadnie do gustu.

Dzięki Internetowi możemy dziś odnaleźć tysiące artystów i miliony utworów, a korzystając z takich usług jak Spotify czy Deezer można się wręcz zagubić w tym całym tym muzycznym natłoku . Teoretycznie możemy posłuchać niemalże wszystkiego na co przyjdzie nam ochota, a w ofertach wspomnianych usług dostępne są nawet audiobooki. Dlatego tak istotną rolę odgrywają już teraz (a wkrótce jeszcze bardziej zyskają na ważności) funkcje rekomendacji i podpowiedzi, by sugerowane utwory jak najlepiej odpowiadały naszemu gustowi. Mimo to, przeglądając cały asortyment każdej z usług czuję się przytłoczony ilością możliwości, często nie mogąc się zdecydować na co tym razem kliknąć.

Oprócz tworzenia playlist z najlepszymi kawałkami i dodawaniem albumów do ulubionych, konsekwentnie rozbudowuję swoją cyfrową biblioteczkę z plikami muzycznymi. Oczywiście liczba pudełek na półce także się powiększa, lecz naturalnie nie w takim tempie jak objętość folderu w pamięci komputera. Mam coś w sobie z kolekcjonera i w tym zapewne można dopatrywać się przyczyn mojego zachowania. Wynika to jednak także z chęci niezależności od chmury i okresowych subskrypcji, które pewnego dnia mogą stać nieopłacalne, a ja zostanę na przysłowiowym "lodzie" bez choćby jednego kawałka. Dzięki temu, nie mam żadnych problemów ze zgraniem muzyki, której chciałbym posłuchać na niewielki gadżet, który swoją premierę miał 8 lat temu!

A mowa oczywiście o iPodzie shuffle drugiej generacji. Niewielkie rozmiary, klips i łatwo dostępne przyciski to jego najważniejsze atuty. Przez moje ręce przewinęło się sporo odtwarzaczy, przede wszystkim firmy Creative, a w późniejszym czasie iPodów od Apple. Nie oczekuję od odtwarzacza niesamowicie wysokiej jakości muzyki, ma on być wygodny w obsłudze i "po prostu działać". Ten iPod był pierwszym iPodem, którego kupiłem i choć od tamtej chwili testowałem i w posiadaniu miałem wiele modeli, w tym nano, touch i classic, to właśnie do "szufelki" wracałem z największym sentymentem.

Czy 1 gigabajt pamięci nie jest w dzisiejszych czasach zbytnim ograniczeniem? Czy nie zmusza mnie to do "żonglowania" plikami, by móc co jakiś czas posłuchać czegoś świeżego? Oczywiście, że synchronizację przeprowadzam "nieco" częściej niż inni, ale gdyby było to dla mnie niewygodne mógłbym bez problemu nabyć iPoda shuffle o dwukrotnie większej pojemności i choć odrobinę zredukować swoje "męki".

Ja na to wszystko patrzę jednak nieco inaczej. Mając w pamięci iPoda jedynie od 150 do 200 utworów mogę zapomnieć o przebieraniu w ogromnej ilości kawałków i w pełni się nimi nacieszyć. Jak sama nazwa wskazuje sugerowany w tym przypadku jest "tryb losowy" w kwestii ich kolejności i to także sprawdza się doskonale. Baterię iPoda ładuję średnio co tydzień, a korzystając z niego codziennie sięgam w jego kierunku dłonią, nie zaprzątając sobie głowy odblokowywaniem ekranu i wyborem piosenki. Pewnie, że nie każdemu podpasuje taki sposób słuchania muzyki, muszę przyznać że rzeczywiście jest on dość specyficzny.

Klik - i przypinam iPoda do kieszeni czy paska, klik - i jest już włączony, klik - i muzyka zaczyna płynąć przewodami do słuchawek. Nie potrzebuję niczego więcej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

muzykaipodusługi muzyczne