Microsoft

Microsoft kontynuuje swoją kampanie przeciw Google. Tym razem naśmiewa się z Chromebooków

Jan Rybczyński
Microsoft kontynuuje swoją kampanie przeciw Google. Tym razem naśmiewa się z Chromebooków
105

Raz na wozie raz pod wozem, tak można podsumować szereg reklam Microsoftu, które pojawiają się w internecie. Jednymi z najzabawniejszych były autoironiczne reklamy mające poprawić wizerunek Internet Explorera. Znacznie gorzej wypadają reklamy naśmiewające się z Google, głównie dlatego, że Microsoft...

Raz na wozie raz pod wozem, tak można podsumować szereg reklam Microsoftu, które pojawiają się w internecie. Jednymi z najzabawniejszych były autoironiczne reklamy mające poprawić wizerunek Internet Explorera. Znacznie gorzej wypadają reklamy naśmiewające się z Google, głównie dlatego, że Microsoft też ma swoje za uszami. W przypadku reklamy IE wykorzystali to na swoją korzyść, a w przypadku robienia żartów z konkurencji, powoduje to, że kampania staje się pretensjonalna i nieszczera.

W nowej reklamie z serii scroogled, Microsoft wykorzystał Ricka Harrisona, uczestnika amerykańskiego reality show o właścicielach lombardu pod tytułem Pawn Stars. Przychodzi do niego młoda dziewczyna, która dostała na prezent od mamy Chromebooka. Chce go wymienić na bilet do Hollywood. Na pytanie czemu uważa, że jest on aż tyle warty sugeruje, że to przecież laptop, wówczas Harrison wybucha śmiechem. Jak dotąd nie jest tak źle, ale dalej jest już tylko gorzej.

Rick tłumaczy widzom, że Chromebook musi być podłączony do internetu, inaczej zamienia się w bezużyteczną cegłę. Cóż, ani Google specjalnie nie ukrywa, że dąży do tego aby przenieść wszystko do sieci, ani nie jest to do końca prawdą, że Chromebook zamienia się w cegłę bez internetu. Dzięki aplikacjom działającym offline, a jest w sklepie Chrome specjalna kategoria takich aplikacji, na Chromebooku można zrobić całkiem sporo (jak na samą przeglądarkę) również bez sieci. Jest wiec to nieczyste zagranie. Trochę tak jakby firma z Redmond miała osoby kupujące Chromebooki za idiotów, którzy nie wiedzą co kupują. Grupa ta jest tak mało liczna na chwilę obecną, że ich zdenerwowanie prawdopodobnie nie narobi żadnych kłopotów. Dalej jest jednak znacznie gorzej.

Harrison pokazuje logo Chrome na obudowie i tłumaczy głupiutkiej klientce jak dziecku, że to oznacza, że nie ma do czynienia z prawdziwym laptopem, bo nie ma on ani Windowsa ani Office'a. No cóż, tak stwierdzenie może spotkać się ze znacznie większym sprzeciwem szerszego grona odbiorców, niż tylko właścicieli Chromebooków. Myślę, że nawet wśród codziennych użytkowników Windows i Office znajdzie się wielu, którzy się z nim nie zgodzą. Powiem więcej, sformułowanie takiej tezy, biorąc pod uwagę jakie problemy Microsoft miał w związku z działaniami antymonopolowymi to naprawdę jazda po bandzie. Pewnie dlatego, żeby zmiękczyć przekaz, raz w ciągu reklamy pada słówko iTunes. Lepiej z Apple nie zadzierać :)

Dalej oczywiście można dowiedzieć się, że kiedy Chromebook jest połączony z siecią, Google śledzi wszystkie nasze poczynania, żeby wciskać nam reklamy i monetyzować nasze prywatne informacje. Ciężko się z tym nie zgodzić, ale nie każdemu to musi przeszkadzać, inaczej usługi Google nie miałby tylu wiernych użytkowników, w tym mnie. Na końcu dziewczyna tłumaczy, że nie ma żalu do pracownika lombardu, bo przynajmniej był z nią szczery... Hura dla uczciwych pracowników lombardu!

Jestem zarówno użytkownikiem Chromebooka jak i produktów Microsoftu. Ostatnio dałem się przekonać do tabletu z Windows, właśnie ze względu na możliwości jakie oferuje. Tablety z systemem mobilnym już mnie nie satysfakcjonują. Jest więc poniekąd prawdą, że tradycyjny pecet z Windowsem, chociaż nie jest jednym prawdziwym pecetem, jak sugeruje reklama, daje naprawdę duże możliwości. Jednak bardzo lubię swojego Chromebooka. Po raz pierwszy pokazał mi jak praca w minimalistycznym środowisku o pięknym designie może być przyjemna. Nie traktuję takich reklam zbyt poważnie, ale raczej oziębiają niż ocieplają mój stosunek do Microsoftu. Mam wrażenie, że tak niskie chwyty nie są Microsoftowi potrzebne, skoro posiada portfolio dobrych produktów. Po co na siłę (to ważne, nie jest to błyskotliwa krytyka ze strony MS) dyskredytować konkurencję? Zdecydowanie wolę reklamy Internet Explorera mimo, że nie jestem jego fanem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

MicrosoftReklamaChromebook