Europa

Z pomocą eBaya sprzedano skarb z czasów drugiej wojny światowej. Za 10 funtów...

Maciej Sikorski
Z pomocą eBaya sprzedano skarb z czasów drugiej wojny światowej. Za 10 funtów...
6

Po jednej z aukcji, na których sprzedano komputer Apple I za wielkie pieniądze, pisałem, że warto zajrzeć na strych, do piwnicy czy na dno szafy i sprawdzić, co się tam znajduje - a nuż wygrzebie się skarb warty fortunę. Przekonywałem do tego pół żartem pół serio, zdaję sobie sprawę z tego, że takie znaleziska trafiają się naprawdę rzadko. Ale ciągle są możliwe: niedawno kupiono skarb z czasów drugiej wojny światowej. Leżał w szopie wśród śmieci...

Maszyna Lorenza to niemieckie urządzenie szyfrujące używane podczas II Wojny Światowej. Nie jest tak znane i popularne, jak Enigma, ale nie oznacza to, że odegrało mniejszą rolę podczas konfliktu - możliwe, że mówimy o ważniejszym sprzęcie. Tego wynalazku nie używano powszechnie i na dużą skalę, z jego pomocą komunikowali się dygnitarze hitlerowskich Niemiec. Jeżeli Hitler komunikował się z generałami, to korzystano właśnie z tego wynalazku. Maszyna Lorenza odegrała ważną rolę podczas wojny, sposób jej działania był rozwijany po zakończeniu konfliktu, więc chodzi o solidny kawał historii. Niestety, owa historia została zapomniana, zepchnięta na dalszy plan (trochę, jak z udziałem Polaków w "łamaniu" Enigmy), a przysłużył się do tego fakt, iż na świecie nie znajdziemy dzisiaj zbyt wielu egzemplarzy urządzenia. Ale nadal warto ich szukać.

Skarb za 10 funtów

Historia trochę, jak z filmu. Wolontariusze związani z The National Museum of Computing (muzeum znajduje się w legendarnym Bletchley Park) przeszukiwali Internet w poszukiwaniu potencjalnych eksponatów do placówki. Ekspozycja już dzisiaj robi wrażenie, to prawdopodobnie największy na Starym Kontynencie zbiór historycznych komputerów, ale ciągle można przecież rozszerzać zbiory i ekspozycję. Szansa na to trafiła się podczas śledzenia aukcji w serwisie eBay. Ktoś wystawił tam coś na kształt starej maszyny do pisania i życzył sobie za ten przedmiot niecałe 10 funtów.

Maszyna Lorenza to niemieckie urządzenie szyfrujące używane podczas II Wojny Światowej. Nie jest tak znane i popularne, jak Enigma, ale nie oznacza to, że odegrało mniejszą rolę podczas konfliktu - możliwe, że mówimy o ważniejszym sprzęcie. Tego wynalazku nie używano powszechnie i na dużą skalę, z jego pomocą komunikowali się dygnitarze hitlerowskich Niemiec. Jeżeli Hitler komunikował się z generałami, to korzystano właśnie z tego wynalazku. Maszyna Lorenza odegrała ważną rolę podczas wojny, sposób jej działania był rozwijany po zakończeniu konfliktu, więc chodzi o solidny kawał historii. Niestety, owa historia została zapomniana, zepchnięta na dalszy plan (trochę, jak z udziałem Polaków w "łamaniu" Enigmy), a przysłużył się do tego fakt, iż na świecie nie znajdziemy dzisiaj zbyt wielu egzemplarzy urządzenia. Ale nadal warto ich szukać.

Skarb za 10 funtów

Historia trochę, jak z filmu. Wolontariusze związani z The National Museum of Computing (muzeum znajduje się w legendarnym Bletchley Park) przeszukiwali Internet w poszukiwaniu potencjalnych eksponatów do placówki. Ekspozycja już dzisiaj robi wrażenie, to prawdopodobnie największy na Starym Kontynencie zbiór historycznych komputerów, ale ciągle można przecież rozszerzać zbiory i ekspozycję. Szansa na to trafiła się podczas śledzenia aukcji w serwisie eBay. Ktoś wystawił tam coś na kształt starej maszyny do pisania i życzył sobie za ten przedmiot niecałe 10 funtów.

Sprzedający mieszkał w Anglii, więc ekipa z muzeum postanowiła się wybrać na miejsce, by sprawdzić, czy mają rację i trafili na historyczny skarb. Ten leżał ponoć na podłodze w szopie, towarzyszyła mu góra śmieci. Krótka ekspertyza i ponowne pytanie o cenę. 9,5 funta? Dajemy 10, reszty nie trzeba. Nabywcom musiały drżeć ręce, ponieważ trafił w nie dalekopis używany przez hitlerowców. To element urządzenia szyfrującego, które odegrało ważną rolę podczas zmagań wojsk Osi z Aliantami. Wbrew temu, co podawały niektóre media (do zamieszania przyczyniło się muzeum), nie była to maszyna Lorenza, przynajmniej nie była ona kompletna. Znaleziono element, klawiaturę, ale i tak mówimy o czymś dużym. Zwłaszcza, że muzeum szuka już reszty urządzenia.

Maszyna Lorenza, czyli weź pan ten złom

Z jednej strony żal mi sprzedającego, który za grosze oddał skarb. Niektórzy stwierdzą pewnie, że wspomniani wolontariusze wykorzystali ludzką niewiedzę i zwyczajnie oszukali właściciela. Ten ostatni powinien liczyć na coś więcej niż 10 funtów, a żarty z zachowaniem reszty są już niesmaczne. Z drugiej strony... Człowiek sprzedaje coś w Sieci, gdyby chciał, w tej samej Sieci mógłby zasięgnąć języka - wystarczyło wrzucić fotkę na forum pasjonatów historii i pewnie pojawiłby się ktoś, kto naprowadziłby właściciela na właściwe tory. Może skierowałby człowieka do muzeum i doszłoby do ekspertyzy, która rozwiałby wątpliwości? Sprzedający miałby wiedzę, pakiet potencjalnych kupców i... nadal byłby właścicielem urządzenia. Taki scenariusz sprawiłby, że maszyna Lorenza, jej fragment, pewnie zmieniłaby adres, ale na zupełnie innych warunkach. Wystarczyło poświęcić kwadrans na załatwienie tej sprawy.

To wskazówka dla innych - zawsze warto skorzystać z Internetu i dowiedzieć się, co się wystawia, jeśli nie ma się pewności. To dotyczy książek, mebli, urządzeń czy dokumentów. Wszystkiego, o czym nie ma się pojęcia, jaką może mieć wartość. Nie trzeba się znać na każdej dziedzinie życia, być specem od zabytków czy komiksów, bo to nie jest dzisiaj konieczne. Mamy internet, narzędzie służące do czegoś więcej niż oglądanie kotów. Przynajmniej w teorii.

Ciekawe, czy osoba, która pozbyła się opisywanej klawiatury za 10 funtów spróbuje ugrać więcej? Ciekawe, kiedy usłyszymy o podobnej historii?

Sprzedający mieszkał w Anglii, więc ekipa z muzeum postanowiła się wybrać na miejsce, by sprawdzić, czy mają rację i trafili na historyczny skarb. Ten leżał ponoć na podłodze w szopie, towarzyszyła mu góra śmieci. Krótka ekspertyza i ponowne pytanie o cenę. 9,5 funta? Dajemy 10, reszty nie trzeba. Nabywcom musiały drżeć ręce, ponieważ trafił w nie dalekopis używany przez hitlerowców. To element urządzenia szyfrującego, które odegrało ważną rolę podczas zmagań wojsk Osi z Aliantami. Wbrew temu, co podawały niektóre media (do zamieszania przyczyniło się muzeum), nie była to maszyna Lorenza, przynajmniej nie była ona kompletna. Znaleziono element, klawiaturę, ale i tak mówimy o czymś dużym. Zwłaszcza, że muzeum szuka już reszty urządzenia.

Maszyna Lorenza, czyli weź pan ten złom

Z jednej strony żal mi sprzedającego, który za grosze oddał skarb. Niektórzy stwierdzą pewnie, że wspomniani wolontariusze wykorzystali ludzką niewiedzę i zwyczajnie oszukali właściciela. Ten ostatni powinien liczyć na coś więcej niż 10 funtów, a żarty z zachowaniem reszty są już niesmaczne. Z drugiej strony... Człowiek sprzedaje coś w Sieci, gdyby chciał, w tej samej Sieci mógłby zasięgnąć języka - wystarczyło wrzucić fotkę na forum pasjonatów historii i pewnie pojawiłby się ktoś, kto naprowadziłby właściciela na właściwe tory. Może skierowałby człowieka do muzeum i doszłoby do ekspertyzy, która rozwiałby wątpliwości? Sprzedający miałby wiedzę, pakiet potencjalnych kupców i... nadal byłby właścicielem urządzenia. Taki scenariusz sprawiłby, że maszyna Lorenza, jej fragment, pewnie zmieniłaby adres, ale na zupełnie innych warunkach. Wystarczyło poświęcić kwadrans na załatwienie tej sprawy.

Maszyna Lorenza to niemieckie urządzenie szyfrujące używane podczas II Wojny Światowej. Nie jest tak znane i popularne, jak Enigma, ale nie oznacza to, że odegrało mniejszą rolę podczas konfliktu - możliwe, że mówimy o ważniejszym sprzęcie. Tego wynalazku nie używano powszechnie i na dużą skalę, z jego pomocą komunikowali się dygnitarze hitlerowskich Niemiec. Jeżeli Hitler komunikował się z generałami, to korzystano właśnie z tego wynalazku. Maszyna Lorenza odegrała ważną rolę podczas wojny, sposób jej działania był rozwijany po zakończeniu konfliktu, więc chodzi o solidny kawał historii. Niestety, owa historia została zapomniana, zepchnięta na dalszy plan (trochę, jak z udziałem Polaków w "łamaniu" Enigmy), a przysłużył się do tego fakt, iż na świecie nie znajdziemy dzisiaj zbyt wielu egzemplarzy urządzenia. Ale nadal warto ich szukać.

Skarb za 10 funtów

Historia trochę, jak z filmu. Wolontariusze związani z The National Museum of Computing (muzeum znajduje się w legendarnym Bletchley Park) przeszukiwali Internet w poszukiwaniu potencjalnych eksponatów do placówki. Ekspozycja już dzisiaj robi wrażenie, to prawdopodobnie największy na Starym Kontynencie zbiór historycznych komputerów, ale ciągle można przecież rozszerzać zbiory i ekspozycję. Szansa na to trafiła się podczas śledzenia aukcji w serwisie eBay. Ktoś wystawił tam coś na kształt starej maszyny do pisania i życzył sobie za ten przedmiot niecałe 10 funtów.

Sprzedający mieszkał w Anglii, więc ekipa z muzeum postanowiła się wybrać na miejsce, by sprawdzić, czy mają rację i trafili na historyczny skarb. Ten leżał ponoć na podłodze w szopie, towarzyszyła mu góra śmieci. Krótka ekspertyza i ponowne pytanie o cenę. 9,5 funta? Dajemy 10, reszty nie trzeba. Nabywcom musiały drżeć ręce, ponieważ trafił w nie dalekopis używany przez hitlerowców. To element urządzenia szyfrującego, które odegrało ważną rolę podczas zmagań wojsk Osi z Aliantami. Wbrew temu, co podawały niektóre media (do zamieszania przyczyniło się muzeum), nie była to maszyna Lorenza, przynajmniej nie była ona kompletna. Znaleziono element, klawiaturę, ale i tak mówimy o czymś dużym. Zwłaszcza, że muzeum szuka już reszty urządzenia.

Maszyna Lorenza, czyli weź pan ten złom

Z jednej strony żal mi sprzedającego, który za grosze oddał skarb. Niektórzy stwierdzą pewnie, że wspomniani wolontariusze wykorzystali ludzką niewiedzę i zwyczajnie oszukali właściciela. Ten ostatni powinien liczyć na coś więcej niż 10 funtów, a żarty z zachowaniem reszty są już niesmaczne. Z drugiej strony... Człowiek sprzedaje coś w Sieci, gdyby chciał, w tej samej Sieci mógłby zasięgnąć języka - wystarczyło wrzucić fotkę na forum pasjonatów historii i pewnie pojawiłby się ktoś, kto naprowadziłby właściciela na właściwe tory. Może skierowałby człowieka do muzeum i doszłoby do ekspertyzy, która rozwiałby wątpliwości? Sprzedający miałby wiedzę, pakiet potencjalnych kupców i... nadal byłby właścicielem urządzenia. Taki scenariusz sprawiłby, że maszyna Lorenza, jej fragment, pewnie zmieniłaby adres, ale na zupełnie innych warunkach. Wystarczyło poświęcić kwadrans na załatwienie tej sprawy.

To wskazówka dla innych - zawsze warto skorzystać z Internetu i dowiedzieć się, co się wystawia, jeśli nie ma się pewności. To dotyczy książek, mebli, urządzeń czy dokumentów. Wszystkiego, o czym nie ma się pojęcia, jaką może mieć wartość. Nie trzeba się znać na każdej dziedzinie życia, być specem od zabytków czy komiksów, bo to nie jest dzisiaj konieczne. Mamy internet, narzędzie służące do czegoś więcej niż oglądanie kotów. Przynajmniej w teorii.

Ciekawe, czy osoba, która pozbyła się opisywanej klawiatury za 10 funtów spróbuje ugrać więcej? Ciekawe, kiedy usłyszymy o podobnej historii?

To wskazówka dla innych - zawsze warto skorzystać z Internetu i dowiedzieć się, co się wystawia, jeśli nie ma się pewności. To dotyczy książek, mebli, urządzeń czy dokumentów. Wszystkiego, o czym nie ma się pojęcia, jaką może mieć wartość. Nie trzeba się znać na każdej dziedzinie życia, być specem od zabytków czy komiksów, bo to nie jest dzisiaj konieczne. Mamy internet, narzędzie służące do czegoś więcej niż oglądanie kotów. Przynajmniej w teorii.

Ciekawe, czy osoba, która pozbyła się opisywanej klawiatury za 10 funtów spróbuje ugrać więcej? Ciekawe, kiedy usłyszymy o podobnej historii?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

szyfrowanie