Europa

Maraton czytania regulaminów aplikacji - dowód na to, że ich twórcy nie szanują konsumentów. Czyli nas

Maciej Sikorski
Maraton czytania regulaminów aplikacji - dowód na to, że ich twórcy nie szanują konsumentów. Czyli nas
8

To jeden z tych przypadków, gdy człowiek najpierw głośno się śmieje, a potem dochodzi do wniosku, że to jest śmiech przez łzy, że znowu ktoś sobie ze mnie żarty stroi i tracę jako klient. Tym razem chodzi o regulaminy, warunki korzystania z aplikacji. Pewnie każdy z Was je kojarzy, ale zakładam, że zdecydowana większość nie poświęca czasu na ich przeczytanie przed akceptacją. Są długie, nudne i czasem niezrozumiałe. Skalę problemu postanowili pokazać obrońcy praw konsumentów w Norwegii. Urządzili maraton czytania wspomnianych regulaminów. Sporo czasu upłynęło, nim przebrnęli przez morze tekstu...

Maraton w czytaniu? Czemu nie - w ramach przykładu można napisać, że kilka miesięcy temu ludzie na całym świecie czytali Wojnę i pokój Tołstoja. Zakrojona na szeroką skalę i całkiem przyjemna akcja ze wspaniałą epopeją w roli głównej. Wyczynu pozazdrościli chyba w Norwegii, ale na stół czy pulpit nie trafiły dzieła bardów z Północy, lecz regulaminy aplikacji. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać komiczne lub pozbawione sensu, lecz akcja zdecydowanie jest godna uwagi.

Forbrukerrådet zwraca uwagę na problem

Forbrukerrådet to norweska organizacja broniąca praw konsumentów. Jakiś czas temu postanowiła przyjrzeć się regulaminom, które spora część z nas, prawdopodobnie większość, powinna przeczytać, ale robi to pewnie niewielki odsetek całości. Gdy ściągamy na sprzęt mobilny aplikację musimy się zapoznać z warunkami jej użytkowania i je zaakceptować - bez tego ostatniego nie ma zabawy. Gorzej, że pierwszy punkt, czyli czytanie, pomijamy. Ale z drugiej strony, czy gorzej? Czy wynika to z naszej indolencji albo lenistwa? Raczej nie - problemem są same regulaminy.

Maraton w czytaniu? Czemu nie - w ramach przykładu można napisać, że kilka miesięcy temu ludzie na całym świecie czytali Wojnę i pokój Tołstoja. Zakrojona na szeroką skalę i całkiem przyjemna akcja ze wspaniałą epopeją w roli głównej. Wyczynu pozazdrościli chyba w Norwegii, ale na stół czy pulpit nie trafiły dzieła bardów z Północy, lecz regulaminy aplikacji. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać komiczne lub pozbawione sensu, lecz akcja zdecydowanie jest godna uwagi.

Forbrukerrådet zwraca uwagę na problem

Forbrukerrådet to norweska organizacja broniąca praw konsumentów. Jakiś czas temu postanowiła przyjrzeć się regulaminom, które spora część z nas, prawdopodobnie większość, powinna przeczytać, ale robi to pewnie niewielki odsetek całości. Gdy ściągamy na sprzęt mobilny aplikację musimy się zapoznać z warunkami jej użytkowania i je zaakceptować - bez tego ostatniego nie ma zabawy. Gorzej, że pierwszy punkt, czyli czytanie, pomijamy. Ale z drugiej strony, czy gorzej? Czy wynika to z naszej indolencji albo lenistwa? Raczej nie - problemem są same regulaminy.

Wspomniana organizacja zebrała regulaminy 33 aplikacji - podobno tyle przeciętnie ma na swoim smartfonie Norweg. Na listę trafiły przede wszystkim popularne apki o globalnym zasięgu, pojawiły się też produkty skierowane na norweski rynek. Programy wybrano, ich regulaminy wydrukowano i zorganizowano czytanie, które można nawet było obejrzeć w Sieci. I to był prawdziwy maraton: uczestnicy wyzwania musieli przeczytać ćwierć miliona słów. To nie żart - wydruk zajął dobrych kilkaset stron, powstało opasłe tomiszcze, którego przeczytanie zajęło ponad 31 godzin. Tyle czasu musiałby poświęcić przeciętny Norweg (ale to odnosi się też do innych nacji), by zaliczyć lekturę regulaminów. A samo czytanie, czas jego trwania, to dopiero część problemu.

Maraton niezrozumienia i bezprawia

Przeczytać to jedno, zrozumieć - drugie. Te regulaminy niejednokrotnie są zagmatwane, jest w nich sporo nieścisłości, nie brakuje rzeczy, które wydają się niepotrzebne, a czasem nawet paragrafów, które są niezgodne z europejskim prawem. Nie chcemy marnować czasu na czytanie (w przypadku regulaminu iTunes zajmuje to ponoć 2,5 godziny), potwierdzamy w ciemno i pakujemy się w niezłą kabałę, dopuszczamy firmy do dość istotnych danych. Biorąc to pod uwagę, można się zastanowić, czy firmy działają z premedytacją tworząc regulaminy w taki sposób: im dłuższe i bardziej zawiłe warunki, tym większa szansa, że ludzie nie będą tego czytać i klikną w ciemno.

Zagrania poniżej pasa i wypadałoby coś z tym zrobić - firmy pewnie mogą skrócić i uprościć te regulaminy. Tak, jak upraszczają interfejsy w swoich produktach. To może być im nie na rękę, ale jeśli nie da się prośbą, to pewnie znajdzie się inne rozwiązanie - do gry powinni wkroczyć europejscy urzędnicy. Ktoś może stwierdzić, że umowa kredytowa też jest skomplikowana i długa, ale to trochę inny kaliber: rzadko się zdarza, by klient jednego popołudnia brał kilka kredytów i był zmuszony poświęcić wieczór a może i noc na zapoznanie się z warunkami umowy. No i kredyt, to nie gra mobilna...

Jestem ciekaw, czy firmy fundowałyby nam takie "rozrywki", czy decydowałyby się na podobny maraton, gdyby ludzie nie zgadzali się na te warunki, gdyby któregoś dnia powiedzieli "nie, na to się nie zgodzę"? Może taki globalny i masowy kubeł zimnej wody podziałałby lepiej niż nakazy i zakazy UE? Jednak szanse na to, że użytkownicy zdobędą się na taki krok są naprawdę nikłe...

Źródło informacji oraz grafik: forbrukerradet.no

Wspomniana organizacja zebrała regulaminy 33 aplikacji - podobno tyle przeciętnie ma na swoim smartfonie Norweg. Na listę trafiły przede wszystkim popularne apki o globalnym zasięgu, pojawiły się też produkty skierowane na norweski rynek. Programy wybrano, ich regulaminy wydrukowano i zorganizowano czytanie, które można nawet było obejrzeć w Sieci. I to był prawdziwy maraton: uczestnicy wyzwania musieli przeczytać ćwierć miliona słów. To nie żart - wydruk zajął dobrych kilkaset stron, powstało opasłe tomiszcze, którego przeczytanie zajęło ponad 31 godzin. Tyle czasu musiałby poświęcić przeciętny Norweg (ale to odnosi się też do innych nacji), by zaliczyć lekturę regulaminów. A samo czytanie, czas jego trwania, to dopiero część problemu.

Maraton niezrozumienia i bezprawia

Przeczytać to jedno, zrozumieć - drugie. Te regulaminy niejednokrotnie są zagmatwane, jest w nich sporo nieścisłości, nie brakuje rzeczy, które wydają się niepotrzebne, a czasem nawet paragrafów, które są niezgodne z europejskim prawem. Nie chcemy marnować czasu na czytanie (w przypadku regulaminu iTunes zajmuje to ponoć 2,5 godziny), potwierdzamy w ciemno i pakujemy się w niezłą kabałę, dopuszczamy firmy do dość istotnych danych. Biorąc to pod uwagę, można się zastanowić, czy firmy działają z premedytacją tworząc regulaminy w taki sposób: im dłuższe i bardziej zawiłe warunki, tym większa szansa, że ludzie nie będą tego czytać i klikną w ciemno.

Maraton w czytaniu? Czemu nie - w ramach przykładu można napisać, że kilka miesięcy temu ludzie na całym świecie czytali Wojnę i pokój Tołstoja. Zakrojona na szeroką skalę i całkiem przyjemna akcja ze wspaniałą epopeją w roli głównej. Wyczynu pozazdrościli chyba w Norwegii, ale na stół czy pulpit nie trafiły dzieła bardów z Północy, lecz regulaminy aplikacji. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać komiczne lub pozbawione sensu, lecz akcja zdecydowanie jest godna uwagi.

Forbrukerrådet zwraca uwagę na problem

Forbrukerrådet to norweska organizacja broniąca praw konsumentów. Jakiś czas temu postanowiła przyjrzeć się regulaminom, które spora część z nas, prawdopodobnie większość, powinna przeczytać, ale robi to pewnie niewielki odsetek całości. Gdy ściągamy na sprzęt mobilny aplikację musimy się zapoznać z warunkami jej użytkowania i je zaakceptować - bez tego ostatniego nie ma zabawy. Gorzej, że pierwszy punkt, czyli czytanie, pomijamy. Ale z drugiej strony, czy gorzej? Czy wynika to z naszej indolencji albo lenistwa? Raczej nie - problemem są same regulaminy.

Wspomniana organizacja zebrała regulaminy 33 aplikacji - podobno tyle przeciętnie ma na swoim smartfonie Norweg. Na listę trafiły przede wszystkim popularne apki o globalnym zasięgu, pojawiły się też produkty skierowane na norweski rynek. Programy wybrano, ich regulaminy wydrukowano i zorganizowano czytanie, które można nawet było obejrzeć w Sieci. I to był prawdziwy maraton: uczestnicy wyzwania musieli przeczytać ćwierć miliona słów. To nie żart - wydruk zajął dobrych kilkaset stron, powstało opasłe tomiszcze, którego przeczytanie zajęło ponad 31 godzin. Tyle czasu musiałby poświęcić przeciętny Norweg (ale to odnosi się też do innych nacji), by zaliczyć lekturę regulaminów. A samo czytanie, czas jego trwania, to dopiero część problemu.

Maraton niezrozumienia i bezprawia

Przeczytać to jedno, zrozumieć - drugie. Te regulaminy niejednokrotnie są zagmatwane, jest w nich sporo nieścisłości, nie brakuje rzeczy, które wydają się niepotrzebne, a czasem nawet paragrafów, które są niezgodne z europejskim prawem. Nie chcemy marnować czasu na czytanie (w przypadku regulaminu iTunes zajmuje to ponoć 2,5 godziny), potwierdzamy w ciemno i pakujemy się w niezłą kabałę, dopuszczamy firmy do dość istotnych danych. Biorąc to pod uwagę, można się zastanowić, czy firmy działają z premedytacją tworząc regulaminy w taki sposób: im dłuższe i bardziej zawiłe warunki, tym większa szansa, że ludzie nie będą tego czytać i klikną w ciemno.

Zagrania poniżej pasa i wypadałoby coś z tym zrobić - firmy pewnie mogą skrócić i uprościć te regulaminy. Tak, jak upraszczają interfejsy w swoich produktach. To może być im nie na rękę, ale jeśli nie da się prośbą, to pewnie znajdzie się inne rozwiązanie - do gry powinni wkroczyć europejscy urzędnicy. Ktoś może stwierdzić, że umowa kredytowa też jest skomplikowana i długa, ale to trochę inny kaliber: rzadko się zdarza, by klient jednego popołudnia brał kilka kredytów i był zmuszony poświęcić wieczór a może i noc na zapoznanie się z warunkami umowy. No i kredyt, to nie gra mobilna...

Jestem ciekaw, czy firmy fundowałyby nam takie "rozrywki", czy decydowałyby się na podobny maraton, gdyby ludzie nie zgadzali się na te warunki, gdyby któregoś dnia powiedzieli "nie, na to się nie zgodzę"? Może taki globalny i masowy kubeł zimnej wody podziałałby lepiej niż nakazy i zakazy UE? Jednak szanse na to, że użytkownicy zdobędą się na taki krok są naprawdę nikłe...

Źródło informacji oraz grafik: forbrukerradet.no

Zagrania poniżej pasa i wypadałoby coś z tym zrobić - firmy pewnie mogą skrócić i uprościć te regulaminy. Tak, jak upraszczają interfejsy w swoich produktach. To może być im nie na rękę, ale jeśli nie da się prośbą, to pewnie znajdzie się inne rozwiązanie - do gry powinni wkroczyć europejscy urzędnicy. Ktoś może stwierdzić, że umowa kredytowa też jest skomplikowana i długa, ale to trochę inny kaliber: rzadko się zdarza, by klient jednego popołudnia brał kilka kredytów i był zmuszony poświęcić wieczór a może i noc na zapoznanie się z warunkami umowy. No i kredyt, to nie gra mobilna...

Jestem ciekaw, czy firmy fundowałyby nam takie "rozrywki", czy decydowałyby się na podobny maraton, gdyby ludzie nie zgadzali się na te warunki, gdyby któregoś dnia powiedzieli "nie, na to się nie zgodzę"? Może taki globalny i masowy kubeł zimnej wody podziałałby lepiej niż nakazy i zakazy UE? Jednak szanse na to, że użytkownicy zdobędą się na taki krok są naprawdę nikłe...

Źródło informacji oraz grafik: forbrukerradet.no

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

regulaminaplikacja