Felietony

Mając dostęp do Netflixa, Hulu i innych żyje się w innym świecie

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

243

Czy kiedykolwiek zdarzyło się, że znajomy lub inna osoba opowiadała Wam o swoich wspomnieniach z wycieczki do kraju, którego Wy nigdy nie odwiedzicie, a jest to Waszym marzeniem? Być może nieco przerysowuję tę sytuację, ale mniej więcej tak wyglądają realia osób, które znają oferty usług dostępnych za oceanem. Ich pojawienia się nad Wisłą możemy się nigdy nie doczekać, więc zamiast czekać aż one przyjdą do nas, to my wyjdźmy im naprzeciw. Naprawdę warto.

Przed kilkoma dniami stałem się użytkownikiem między innymi takich usług jak Netflix i Hulu. Zapewne nie uwierzycie mi, że jest to zupełny zbieg okoliczności, jeżeli chodzi o wydarzenia związane z zamknięciem strony Kinomaniak, lecz na swoją obronę posiadam e-maila potwierdzającego rejestrację jeszcze sprzed opisywanej przez Grzegorza sytuacji. Czwartkowego wieczoru pod wpływem chwili powróciłem do konkursu, odbywającego się na Antyweb jakiś czas temu, w którym nagrodami był darmowy dostęp do usługi VPN, pozwalającej na skorzystanie na przykład z dobrze znanego większości osób Netfliksa. Po zapoznaniu się z komentarzami Czytelników, wybrałem jedną z przywołanych tam usług i założyłem konto.

Później, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Po instalacji programu pozwalającego obejście blokady regionalnej odwiedziałem wszystkie serwisy, które przyszły mi do głowy. W pierwszej kolejności skierowałem się oczywiście pod adres Netflix.com, by w następnych kartach otworzyć takie strony jak Hulu.com, Pandora.com. Przypomniałem sobie także, że od teraz nie będę miał też żadnego problemu z zapoznaniem się z materiałami, które zupełnie za darmo dostępne są na oficjalnych witrynach takich stacji jak ABC, CBS bądź NBC. A lista ta jest naturalnie znacznie dłuższa.

Skupmy się jednak na dwóch tytułowych usługach. Pierwsza z nich to marka sama w sobie, a zapowiedzi, których jej przedstawiciele dokonali podczas targów CES rozbudziły zapewne nie tylko mój “technologiczno-filmowy” apetyt. Brak materiałów w rozdzielczości 4K to główny powód pewnego rodzaju zastoju w popularyzacji tego standardu. W tym roku ma się to zmienić. Pierwszym krokiem będzie pojawienie się w Netflix drugiego sezonu serialu House of Cards w ultra wysokiej rozdzielczości, który obejrzeć będzie można na telewizorach czołowych producentów jak LG, Sony i Samsung. W następnej kolejności mają pojawić się wszystkie sezony Breaking Bad, zaś w późniejszym czasie dostarczone zostaną inne produkcje, które doczekają się tzw. “remasteringu” (ze względu na to, że nie były kręcone w 4K).

Wracając jednak do wydarzeń sprzed kilku dni, możecie zapytać co skłoniło mnie do podjęcia takich działań. Wielu z Was zapewne zna odpowiedź na to pytanie i nie jest ono żadną tajemnicą. To, co do zaoferowania mają polscy dystrybutorzy nawet w najmniejszym stopniu nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom widzów - czyli klientów. Klientów, którzy są skłonni uiścić odpowiednią opłatę - mniejszą lub większą - by móc cieszyć się wygodnym dostępem do ulubionych produkcji. I wcale nie mam tu na myśli dokonywania płatności dla świętego spokoju, ponieważ za wydane pieniądze nie powinniśmy oczekiwać satysfakcji z podjęcia właściwej decyzji, lecz czerpać przyjemność z tego, co za nie otrzymaliśmy.

Polski rynek VOD niemal dla mnie nie istnieje. By móc obejrzeć kolejny odcinek polskiego serialu muszę pamiętać o tym, która ze stacji za nim stoi. Wtedy dopiero mogę udać się na odpowiednią stronę i wybrać żądany odcinek. Tam przywitany najczęściej zostanę przerywnikami reklamowymi, dzięki którym obejrzę serial zupełnie za darmo. Nie jestem jednak fanem polskiego kina, ani seriali produkowanych przez nasze lokalne stacje, więc znacznie bardziej interesuje mnie oferta seriali zagranicznych. Gdy zapragnąłem obejrzeć, dajmy na to, kolejne przygody Dextera Morgana, to musiałem dostosować się do terminarza emisji. Tak, emisji, bo jak inaczej można nazwać udostępnianie następnych odcinków w tygodniowych odstępach? Faktycznie, przez te 7 dni mogę kiedy tylko zechcę obejrzeć jeden z odcinków, lecz nie wrócę do poprzednich, ani nie zobaczę następnych, dopóki nie minie odpowiednia ilość czasu. Czy taka usługa w ogóle może być określana mianem “wideo na żądanie”?! (Tak na marginesie - dziś ani jednego odcinka Dextera nie zobaczymy na tvnplayer. Dlaczego? “Twój czas już minął.”)

Miałem tego dosyć. Wypełniłem wszystkie niezbędne pola podczas procesu rejestracji w Netflix (polska karta do płatności w Internecie została przyjęta, więc gdyby Netflix pragnął postawić na swoim i nie dopuścić do usługi użytkownika spoza USA, to z pewnością by na to nie pozwolił. Sytuacja analogicznie wyglądała w przypadku Hulu.) Gdy zostałem powiadomiony o pozytywnym ukończeniu rejestracji, zalogowałem się i przejrzałem na oczy.

Po wstępie, który pozwala na przygotowanie dla nas jak najlepszych rekomendacji, cała oferta Netflixa/Hulu stanie przed nami otworem. Pewne braki oczywiście występują i po kilku minutach lista filmów, których mimo wszystko nie zobaczę, posiadała ponad 10 pozycji. Zdecydowanie lepiej jest jednak skupić się na pozytywach, których nie brakuje. Po kolejnych kilkunastu minutach, wpatrując się w ekran i przewijając stronę, by zobaczyć co jeszcze do zaoferowania mają Netflix i Hulu, doszedłem do wniosku, że tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Z wielką chęcią powróciłbym do moich ulubionych seriali jak Lost czy Jericho, na których ponowne pojawienie się w telewizji nie ma co liczyć. Z drugiej strony obejrzałbym jednak coś nowego - tutaj również nie ma żadnych problemów, bo choć nie wszystkie kinowe nowości trafiają tu równo z premierami na DVD czy Blu-Ray to zaręczam, że jest co oglądać. Jeżeli zapytacie o jakość, to oczywiście czynnikiem decydującym będą tutaj możliwości Waszego łącza. W moim przypadku (25Mb/s) jakość HD nie była problemem, choć sporadycznie zdarzają się spadki do dobrego DVD.

Mając przed oczami asortyment tylko tych dwóch stron poczułem się, jakbyś ktoś przez całe życie kazał mi wyglądać tylko przez jedno okno, wmawiając że tak wygląda cały świat. Naprawdę takie wrażenie można odnieść, gdy dotrze do nas fakt, iż ulubione seriale czy filmy, na które czekamy mogą być w zasięgu jednego kliknięcia. W dobrej jakości, kiedy tylko chcemy, za rozsądne pieniądze: 7,99 dolara miesięcznie (około 25 złotych). Niestety, nie obejdzie się bez delikatnych kombinacji z VPN czy DNS-ami, ale powtórzę się - uwierzcie mi, że naprawdę warto.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu