Ciekawostki technologiczne

Startup Magic Leap miał dostarczyć na rynek coś wielkiego. Póki co wygląda to na dużą... ściemę

Maciej Sikorski
Startup Magic Leap miał dostarczyć na rynek coś wielkiego. Póki co wygląda to na dużą... ściemę
5

Wielokrotnie czytałem i słyszałem o wielkich wynalazkach, wspaniałych produktach, cudownych usługach, które okazywały się zwykłą ściemą. Od czasu pojawienia się serwisów crowdfundingowych skala problemu chyba wzrosła. Czasem dają się nabrać nie tylko zwykli ludzie, ale i wielkie firmy, doświadczenie inwestorzy. Możliwe, że dotyczy to startupu Magic Leap, który chciał oczarować świat "zmiksowaną rzeczywistością". Właściwie nadal chce to zrobić.

Magic Leap musiało pojawiać się wcześniej na AW, trudno przejść obojętnie obok firmy, która obiecuje takie cuda i zgarnia wielkie pieniądze od inwestorów. A w tym przypadku mówimy o 1,4 mld dolarów wpompowanych w firmę. Środki wyłożyło m.in. Google, portfel szeroko otworzył chiński gigant Alibaba. Skoro do startupu płynęły takie pieniądze, coś musiało być na rzeczy: nikt nie daje setek milionów dolarów biznesom, które już na pierwszy rzut oka są ściemą. No, prawie nikt. Chociaż pisałem, że prezentacje i zapowiedzi Magic Leap wyglądają niesamowicie, to pozostawałem sceptyczny. To wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Pod koniec ubiegłego roku pojawił się sygnał, że z firmą rzeczywiście coś może być nie tak. Okazało się, że przynajmniej jedna z prezentacji wideo to manipulacja, która z produktem ma niewiele wspólnego. A samo urządzenie jest dalekie do tego, co zapowiadali twórcy. Skoro już o tym mowa. Magic Leap ma być czymś więcej, niż rzeczywistością rozszerzoną i wirtualną. Mówi się o rzeczywistości zmiksowanej. Do naszych rąk miały trafić gogle czy okulary, które dawałyby wielkie możliwości w pracy, nauce i zabawie. HoloLens, ale w jeszcze ciekawszej odsłonie.

Problem polega na tym, że na razie z goglami ma to niewiele wspólnego. Do Sieci kilka dni temu trafiło zdjęcie, które rzekomo prezentuje efekt prac zespołu. Widzimy sporych rozmiarów plecak, przewody, a nawet akumulator trzymany w ręce. Mało wygodne, prawda? W mediach branżowych zawrzało, firma musiała się bronić. Jej CEO, Rony Abovitz, przekonywał, że to nie jest rzecz, nad którą pracuje obecnie zespół. Możliwe, że patrzymy na prototyp, który się zdezaktualizował, może dzisiaj wszystko upchnięto w znacznie mniejszym opakowaniu. Ale czy i kiedy uda się to umieścić w okularach?

Magic Leap musiało pojawiać się wcześniej na AW, trudno przejść obojętnie obok firmy, która obiecuje takie cuda i zgarnia wielkie pieniądze od inwestorów. A w tym przypadku mówimy o 1,4 mld dolarów wpompowanych w firmę. Środki wyłożyło m.in. Google, portfel szeroko otworzył chiński gigant Alibaba. Skoro do startupu płynęły takie pieniądze, coś musiało być na rzeczy: nikt nie daje setek milionów dolarów biznesom, które już na pierwszy rzut oka są ściemą. No, prawie nikt. Chociaż pisałem, że prezentacje i zapowiedzi Magic Leap wyglądają niesamowicie, to pozostawałem sceptyczny. To wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Pod koniec ubiegłego roku pojawił się sygnał, że z firmą rzeczywiście coś może być nie tak. Okazało się, że przynajmniej jedna z prezentacji wideo to manipulacja, która z produktem ma niewiele wspólnego. A samo urządzenie jest dalekie do tego, co zapowiadali twórcy. Skoro już o tym mowa. Magic Leap ma być czymś więcej, niż rzeczywistością rozszerzoną i wirtualną. Mówi się o rzeczywistości zmiksowanej. Do naszych rąk miały trafić gogle czy okulary, które dawałyby wielkie możliwości w pracy, nauce i zabawie. HoloLens, ale w jeszcze ciekawszej odsłonie.

Problem polega na tym, że na razie z goglami ma to niewiele wspólnego. Do Sieci kilka dni temu trafiło zdjęcie, które rzekomo prezentuje efekt prac zespołu. Widzimy sporych rozmiarów plecak, przewody, a nawet akumulator trzymany w ręce. Mało wygodne, prawda? W mediach branżowych zawrzało, firma musiała się bronić. Jej CEO, Rony Abovitz, przekonywał, że to nie jest rzecz, nad którą pracuje obecnie zespół. Możliwe, że patrzymy na prototyp, który się zdezaktualizował, może dzisiaj wszystko upchnięto w znacznie mniejszym opakowaniu. Ale czy i kiedy uda się to umieścić w okularach?

Magic Leap to dzisiaj przeszło 800 osób rozsianych po kilku biurach w USA i Izraelu. Startup wyceniany jest na 4,5 mld dolarów i oczekuje się od niego czegoś ekstra. Chociaż część inwestorów i sam Abovitz przekonują, że potrzebny jest czas, że nie można jeszcze skreślać firmy, to media będą chciały zobaczyć, co udało się już osiągnąć: karty na stół - jeśli coś macie, pochwalcie się. Możliwe, że niebawem startup to zrobi, planowana jest prezentacja dla członków zarządu. Nie zdziwię się, jeśli rąbek tajemnicy zostanie uchylony szerszej publiczności. Będzie na tym zależało inwestorom.

Na razie cicho jest w kwestii wprowadzania sprzętu na rynek, więc można zakładać, że dzieli nas od tego przynajmniej kilka kwartałów. To z kolei oznacza, że firma pewnie będzie potrzebować kolejnych środków na rozwój produktu i funkcjonowanie. Tu wracamy do głównego problemu: czy zespół potrzebuje więcej czasu i pieniędzy, by w końcu pokazać coś "wow" czy też niewiele wyniknie z jego prac, bo to od początku jedynie marketingowa wydmuszka? Przecież może się okazać, że z tym sprzętem jest tak, jak z okularami Google - urządzenia nie udałoby się uratować nawet przy wielkim finansowaniu i dalszym wsparciu Google.

Startup na razie ma się dobrze, słowa krytyki padające ze strony amerykańskich komentatorów nie zaszkodzą mu, jeśli firma ma asa w rękawie. Ale prędzej czy później cierpliwość stracą także inwestorzy. Lepiej, by do tego czasu pojawił się produkt, który wywoła zachwyt oferowanymi możliwościami i serwowanymi wrażeniami.

Magic Leap to dzisiaj przeszło 800 osób rozsianych po kilku biurach w USA i Izraelu. Startup wyceniany jest na 4,5 mld dolarów i oczekuje się od niego czegoś ekstra. Chociaż część inwestorów i sam Abovitz przekonują, że potrzebny jest czas, że nie można jeszcze skreślać firmy, to media będą chciały zobaczyć, co udało się już osiągnąć: karty na stół - jeśli coś macie, pochwalcie się. Możliwe, że niebawem startup to zrobi, planowana jest prezentacja dla członków zarządu. Nie zdziwię się, jeśli rąbek tajemnicy zostanie uchylony szerszej publiczności. Będzie na tym zależało inwestorom.

Magic Leap musiało pojawiać się wcześniej na AW, trudno przejść obojętnie obok firmy, która obiecuje takie cuda i zgarnia wielkie pieniądze od inwestorów. A w tym przypadku mówimy o 1,4 mld dolarów wpompowanych w firmę. Środki wyłożyło m.in. Google, portfel szeroko otworzył chiński gigant Alibaba. Skoro do startupu płynęły takie pieniądze, coś musiało być na rzeczy: nikt nie daje setek milionów dolarów biznesom, które już na pierwszy rzut oka są ściemą. No, prawie nikt. Chociaż pisałem, że prezentacje i zapowiedzi Magic Leap wyglądają niesamowicie, to pozostawałem sceptyczny. To wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Pod koniec ubiegłego roku pojawił się sygnał, że z firmą rzeczywiście coś może być nie tak. Okazało się, że przynajmniej jedna z prezentacji wideo to manipulacja, która z produktem ma niewiele wspólnego. A samo urządzenie jest dalekie do tego, co zapowiadali twórcy. Skoro już o tym mowa. Magic Leap ma być czymś więcej, niż rzeczywistością rozszerzoną i wirtualną. Mówi się o rzeczywistości zmiksowanej. Do naszych rąk miały trafić gogle czy okulary, które dawałyby wielkie możliwości w pracy, nauce i zabawie. HoloLens, ale w jeszcze ciekawszej odsłonie.

Problem polega na tym, że na razie z goglami ma to niewiele wspólnego. Do Sieci kilka dni temu trafiło zdjęcie, które rzekomo prezentuje efekt prac zespołu. Widzimy sporych rozmiarów plecak, przewody, a nawet akumulator trzymany w ręce. Mało wygodne, prawda? W mediach branżowych zawrzało, firma musiała się bronić. Jej CEO, Rony Abovitz, przekonywał, że to nie jest rzecz, nad którą pracuje obecnie zespół. Możliwe, że patrzymy na prototyp, który się zdezaktualizował, może dzisiaj wszystko upchnięto w znacznie mniejszym opakowaniu. Ale czy i kiedy uda się to umieścić w okularach?

Magic Leap to dzisiaj przeszło 800 osób rozsianych po kilku biurach w USA i Izraelu. Startup wyceniany jest na 4,5 mld dolarów i oczekuje się od niego czegoś ekstra. Chociaż część inwestorów i sam Abovitz przekonują, że potrzebny jest czas, że nie można jeszcze skreślać firmy, to media będą chciały zobaczyć, co udało się już osiągnąć: karty na stół - jeśli coś macie, pochwalcie się. Możliwe, że niebawem startup to zrobi, planowana jest prezentacja dla członków zarządu. Nie zdziwię się, jeśli rąbek tajemnicy zostanie uchylony szerszej publiczności. Będzie na tym zależało inwestorom.

Na razie cicho jest w kwestii wprowadzania sprzętu na rynek, więc można zakładać, że dzieli nas od tego przynajmniej kilka kwartałów. To z kolei oznacza, że firma pewnie będzie potrzebować kolejnych środków na rozwój produktu i funkcjonowanie. Tu wracamy do głównego problemu: czy zespół potrzebuje więcej czasu i pieniędzy, by w końcu pokazać coś "wow" czy też niewiele wyniknie z jego prac, bo to od początku jedynie marketingowa wydmuszka? Przecież może się okazać, że z tym sprzętem jest tak, jak z okularami Google - urządzenia nie udałoby się uratować nawet przy wielkim finansowaniu i dalszym wsparciu Google.

Startup na razie ma się dobrze, słowa krytyki padające ze strony amerykańskich komentatorów nie zaszkodzą mu, jeśli firma ma asa w rękawie. Ale prędzej czy później cierpliwość stracą także inwestorzy. Lepiej, by do tego czasu pojawił się produkt, który wywoła zachwyt oferowanymi możliwościami i serwowanymi wrażeniami.

Na razie cicho jest w kwestii wprowadzania sprzętu na rynek, więc można zakładać, że dzieli nas od tego przynajmniej kilka kwartałów. To z kolei oznacza, że firma pewnie będzie potrzebować kolejnych środków na rozwój produktu i funkcjonowanie. Tu wracamy do głównego problemu: czy zespół potrzebuje więcej czasu i pieniędzy, by w końcu pokazać coś "wow" czy też niewiele wyniknie z jego prac, bo to od początku jedynie marketingowa wydmuszka? Przecież może się okazać, że z tym sprzętem jest tak, jak z okularami Google - urządzenia nie udałoby się uratować nawet przy wielkim finansowaniu i dalszym wsparciu Google.

Magic Leap musiało pojawiać się wcześniej na AW, trudno przejść obojętnie obok firmy, która obiecuje takie cuda i zgarnia wielkie pieniądze od inwestorów. A w tym przypadku mówimy o 1,4 mld dolarów wpompowanych w firmę. Środki wyłożyło m.in. Google, portfel szeroko otworzył chiński gigant Alibaba. Skoro do startupu płynęły takie pieniądze, coś musiało być na rzeczy: nikt nie daje setek milionów dolarów biznesom, które już na pierwszy rzut oka są ściemą. No, prawie nikt. Chociaż pisałem, że prezentacje i zapowiedzi Magic Leap wyglądają niesamowicie, to pozostawałem sceptyczny. To wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Pod koniec ubiegłego roku pojawił się sygnał, że z firmą rzeczywiście coś może być nie tak. Okazało się, że przynajmniej jedna z prezentacji wideo to manipulacja, która z produktem ma niewiele wspólnego. A samo urządzenie jest dalekie do tego, co zapowiadali twórcy. Skoro już o tym mowa. Magic Leap ma być czymś więcej, niż rzeczywistością rozszerzoną i wirtualną. Mówi się o rzeczywistości zmiksowanej. Do naszych rąk miały trafić gogle czy okulary, które dawałyby wielkie możliwości w pracy, nauce i zabawie. HoloLens, ale w jeszcze ciekawszej odsłonie.

Problem polega na tym, że na razie z goglami ma to niewiele wspólnego. Do Sieci kilka dni temu trafiło zdjęcie, które rzekomo prezentuje efekt prac zespołu. Widzimy sporych rozmiarów plecak, przewody, a nawet akumulator trzymany w ręce. Mało wygodne, prawda? W mediach branżowych zawrzało, firma musiała się bronić. Jej CEO, Rony Abovitz, przekonywał, że to nie jest rzecz, nad którą pracuje obecnie zespół. Możliwe, że patrzymy na prototyp, który się zdezaktualizował, może dzisiaj wszystko upchnięto w znacznie mniejszym opakowaniu. Ale czy i kiedy uda się to umieścić w okularach?

Magic Leap to dzisiaj przeszło 800 osób rozsianych po kilku biurach w USA i Izraelu. Startup wyceniany jest na 4,5 mld dolarów i oczekuje się od niego czegoś ekstra. Chociaż część inwestorów i sam Abovitz przekonują, że potrzebny jest czas, że nie można jeszcze skreślać firmy, to media będą chciały zobaczyć, co udało się już osiągnąć: karty na stół - jeśli coś macie, pochwalcie się. Możliwe, że niebawem startup to zrobi, planowana jest prezentacja dla członków zarządu. Nie zdziwię się, jeśli rąbek tajemnicy zostanie uchylony szerszej publiczności. Będzie na tym zależało inwestorom.

Na razie cicho jest w kwestii wprowadzania sprzętu na rynek, więc można zakładać, że dzieli nas od tego przynajmniej kilka kwartałów. To z kolei oznacza, że firma pewnie będzie potrzebować kolejnych środków na rozwój produktu i funkcjonowanie. Tu wracamy do głównego problemu: czy zespół potrzebuje więcej czasu i pieniędzy, by w końcu pokazać coś "wow" czy też niewiele wyniknie z jego prac, bo to od początku jedynie marketingowa wydmuszka? Przecież może się okazać, że z tym sprzętem jest tak, jak z okularami Google - urządzenia nie udałoby się uratować nawet przy wielkim finansowaniu i dalszym wsparciu Google.

Startup na razie ma się dobrze, słowa krytyki padające ze strony amerykańskich komentatorów nie zaszkodzą mu, jeśli firma ma asa w rękawie. Ale prędzej czy później cierpliwość stracą także inwestorzy. Lepiej, by do tego czasu pojawił się produkt, który wywoła zachwyt oferowanymi możliwościami i serwowanymi wrażeniami.

Startup na razie ma się dobrze, słowa krytyki padające ze strony amerykańskich komentatorów nie zaszkodzą mu, jeśli firma ma asa w rękawie. Ale prędzej czy później cierpliwość stracą także inwestorzy. Lepiej, by do tego czasu pojawił się produkt, który wywoła zachwyt oferowanymi możliwościami i serwowanymi wrażeniami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Startup