Motoryzacja

Chińczycy zaprezentowali rywala Tesli: LeSEE. Nawet przypomina słynne amerykańskie elektryki

Maciej Sikorski
Chińczycy zaprezentowali rywala Tesli: LeSEE. Nawet przypomina słynne amerykańskie elektryki
9

Coraz ciekawiej robi się w segmencie aut elektrycznych - chociaż szef Fiata ze sceptycyzmem podchodzi do pojazdów tego typu, widać, że nie brakuje firm, które szybko się tu rozkręcają. Jedną z nich jest LeEco, jeszcze niedawno znane jako LeTV. Chińska firma zaprezentowała w Państwie Środka pojazd koncepcyjny LeSEE. Prezentuje się całkiem nieźle, a przy tym jeździ i jest przedstawiany jako auto przyszłości. Ma być nie tylko elektryczne, ale też autonomiczne i inteligentne. Dzieje się.

Ofensywa na kilku frontach

Firma LeTV, obecnie LeEco, pojawiała się już w moich wpisach dotyczących motoryzacji - przecież to ten gracz stoi za amerykańskim startupem Faraday Future, który w Nevadzie startuje z budową fabryki samochodów. Zaprezentowany podczas targów CES "Batmobil" tej firmy też jest autem koncepcyjnym - najwyraźniej Chińczycy mają dużo pomysłów. Co ciekawe, nawiązali też współpracę z firmą Aston Martin, z którą tworzą pojazd przyszłości. Dużo tego, a na tym ponoć nie kończą się biznesy z tej działki.

LeEco, nazywane czasem "chińskim Netflixem" (każda chińska firma jest porównywana do jakiegoś zachodniego gracza), produkowała już wcześniej sprzęt, ale były to mniejsze urządzenia, np. smartfony. W tym przypadku mamy do czynienia z czymś "mocniejszym". I chyba trzeba to brać poważnie - szef firmy, Jia Yueting, to miliarder, który postanowił zmieniać świat, a przynajmniej swój kraj. Najwyraźniej pozazdrościł Elonowi Muskowi sławy i też zabiega o to, by kego nazwisko rozbłysło.

Autonomiczne taksówki sprzedające treści

LeSEE pokazano już wczoraj, ale o pojeździe nadal niewiele wiadomo - możliwe, że szczegóły zostaną ujawnione podczas zbliżających się targów motoryzacyjnych w Pekinie. Warto jednak podkreślić, że wczoraj nie pokazywano jedynie rysunków czy makiety - prototyp istnieje i nawet jeździ. W trakcie pokazu szef firmy wydał komendę głosową za pośrednictwem smartfona i samochód najpierw zbliżył się do publiczności, a potem zaparkował. Czyli nie mówimy o starcie od zera - coś już mają.

Samochód ma być nie tylko elektryczny i autonomiczny, pojawiają się również słowa smart oraz connected. Tu warto się na chwilę zatrzymać, bo przy okazji doniesień na temat Faraday Future wspominano, że chińska firma może zmienić sposób, w jaki będzie zarabiać na samochodach - pieniędzy nie przyniesie sama sprzedaż, lecz dostarczanie oprogramowania do pojazdu: aktualizacja systemu, map, treści, z których korzystać będą pasażerowie. Ma to bardziej przypominać sprzedaż telefonu w abonamencie niż handel autami.

Jednocześnie omawiany jest inny model biznesowy (nie muszą się wykluczać), ten jest też dysputowany na Zachodzie. Mowa o tworzeniu korporacji taksówkarskich z autonomicznymi pojazdami, które byłyby wzywane smartfonem. Chińska firma wspiera już ponoć rozwój odpowiedniej aplikacji. Chce zrobić to, o czym mówi się w przypadku Ubera, Google czy duetu GM-Lyft. I znowu: można tu zarabiać nie tylko na przewozach, ale też na treściach sprzedawanych podczas jazdy. Ewentualnie reklamach produktów czy sprzedaży produktów i usług. Dlaczego pasażer ma siedzieć bezczynnie? Trzeba go czymś zająć i najlepiej, by udało się na tym zarobić.

Chińczycy nie próżnują

LeEco ze swoim LeSEE (przyznacie, że maszyna jest podobna do pojazdu Tesli) oraz pozostałymi inicjatywami, nie jest jedyną chińską firmą wchodzącą na nowoczesny rynek motoryzacyjny. Coraz bardziej zaangażowani są tu także inni znani gracze Baidu, Xiaomi, Tencent, Alibaba. Pakują pieniądze we własne projekty lub wspierają rozwój startupów z rynku motoryzacyjnego. Dzieje się tam naprawdę sporo, a to prawdopodobnie początek większych zmian. Pojawia się teraz pytanie, jak ten nowy segment wesprze państwo?

Gdyby władze postawiły na nowoczesną motoryzację, na zasilanie elektryczne, to pewnie szybko zaczęłaby powstawać odpowiednia infrastruktura, preferowany byłby zasilany elektrycznie transport publiczny, klienci mogliby liczyć na ulgi. Państwo ma w tym interes? Po pierwsze, uniezależniłoby się od sprowadzania ropy naftowej, po drugie, pomogłoby to walczyć ze smogiem, który dławi chińskie miasta. To byłaby też szansa na ponowne nakręcenie gospodarki, która ostatnio zwalnia. Jeśli zatem bilans zysków i strat okaże się pomyślny dla elektryków, to w Państwie Środka może dojść do małej rewolucji.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Chinysamochód elektryczny