Startups

Jeszcze przed końcem roku kupisz sobie latający skuter od Larry'ego Page'a

Maciej Sikorski
Jeszcze przed końcem roku kupisz sobie latający skuter od Larry'ego Page'a
7

Latających maszyn przybywa niczym grzybów po deszczu - praktycznie każdego dnia można trafić na doniesienia o dronie do przewozu ludzi i większych towarów, o pojazdach tworzonych z myślą o turystyce kosmicznej czy samochodach, które mają się wzbić w przestworza. Nowa moda. Wpisać chce się w nią amerykański startup wspierany przez miliardera i "dinozaura" Doliny Krzemowej. Larry Page, bo to o nim mowa, postanowił dać światu latający skuter.

Kitty Hawk to nazwa, którą powinni kojarzyć fani awiacji - w mieścinie o tej nazwie w Karolinie Północnej pod koniec roku 1903 bracia Wright dokonali pierwszego lotu maszyną, która dała początek samolotom. Model nosił nazwę Flyer I, a ów krótki lot okazał się jednym z przełomowych momentów w naszej historii. Wspomniany startup próbuje nawiązać do tych wydarzeń: sam nosi nazwę Kitty Hawk, pojazd nazwano Flyer. Ambitnie, chociaż przesadnie - pojazd, o którym za chwilę, rewolucji nam nie zapewni. To raczej zabawka. Pewnie dla bogatych.

Przywołany biznes już pojawił się na AW, w połowie ubiegłego roku pisałem o tajemniczych inwestycjach współzałożyciela Google, szefa Alphabet. Wspominałem wówczas, iż, wedle plotek, Larry Page przeznacza naprawdę duże pieniądze, na eksperymenty z maszynami latającymi, daje zespołom przestrzeń do pracy, ściąga specjalistów. Brzmiało intrygująco, lecz brakowało konkretów. Nadszedł czas, by uchylić rąbek tajemnicy. Zawiedzeni będą jednak ci, którzy spodziewali się kolejnego projektu latającego samochodu. Przyznam, że nie wiem, dlaczego niektórzy tak nazywają prototyp zaprezentowany przez Kitty Hawk - z samochodem ma to niewiele wspólnego.

Mowa raczej o skuterze ze śmigłami, dużym dronie. To oktokopter zasilany energią elektryczną. Jednoosobowy, ponoć łatwy w sterowaniu, startujący i lądujący pionowo. Porusza się z prędkością do 40 km/h, waży około 100 kg i unosi się kilka metrów nad wodą. To ważna kwestia: Flyer I jest "zabawką" wodną, właściciel pośmiga nim nad jeziorem, ale już nie nad łąką, polem czy w lesie (to byłoby bardzo niebezpieczne). A już tym bardziej nie nad skupiskiem ludzi. Chociaż maszyna nie wymaga licencji i zezwoleń (przynajmniej w USA), określone przepisy zabraniają korzystania z niej w niektórych miejscach.

Na filmie opublikowanym przez Kitty Hawk widać ponoć niepełny obraz prac - finalna wersja będzie wyglądać inaczej, ale trafi do sprzedaży jeszcze w tym roku. W jakiej cenie? To jest zagadka. Zmartwię jednak tych, którzy myślą, że za kilka tysiecy złotych dostaną taki gadżet: startup zachęca do wstąpienia do swojego klubu członkowskiego i oferuje różne bonusy przy tej okazji. Jednym z nich jest zniżka na zakup modelu Flyer: wynosi 2 tysiące dolarów. Jeżeli dają tyle upustu, to wątpię, by finalnie skuter kosztował pięć tysięcy dolarów.

Zagadką jest także czas pracy na jednym ładowaniu akumulatorów. To bolączka większości pojazdów z zasilaniem elektrycznym, wydaje się mało prawdopodobne, by startup z Doliny Krzemowej dokonał tu przełomu, zabawa będzie raczej krótka. Widzę w tym albo sprzęt do wypożyczania w kurortach (tak jest przecież ze skuterami wodnymi) albo gadżet dla osób majętnych, które nudzą się w willach ulokowanych nad jeziorami. Maszynę kupią młodzi bogacze z Doliny i dzieci milionerów z innych regionów świata. Powszechnego popytu, szerszego zastosowania, nie dostrzegam. Chociaż wierzę, że zabawa może być przednia.

Changing the future of personal transportation. Join us @kittyhawkcorp to get information about #theFlyer prototype https://t.co/mbX5Z0WpTo

— Sebastian Thrun (@SebastianThrun) 24 kwietnia 2017

Kitty Hawk to nazwa, którą powinni kojarzyć fani awiacji - w mieścinie o tej nazwie w Karolinie Północnej pod koniec roku 1903 bracia Wright dokonali pierwszego lotu maszyną, która dała początek samolotom. Model nosił nazwę Flyer I, a ów krótki lot okazał się jednym z przełomowych momentów w naszej historii. Wspomniany startup próbuje nawiązać do tych wydarzeń: sam nosi nazwę Kitty Hawk, pojazd nazwano Flyer. Ambitnie, chociaż przesadnie - pojazd, o którym za chwilę, rewolucji nam nie zapewni. To raczej zabawka. Pewnie dla bogatych.

Przywołany biznes już pojawił się na AW, w połowie ubiegłego roku pisałem o tajemniczych inwestycjach współzałożyciela Google, szefa Alphabet. Wspominałem wówczas, iż, wedle plotek, Larry Page przeznacza naprawdę duże pieniądze, na eksperymenty z maszynami latającymi, daje zespołom przestrzeń do pracy, ściąga specjalistów. Brzmiało intrygująco, lecz brakowało konkretów. Nadszedł czas, by uchylić rąbek tajemnicy. Zawiedzeni będą jednak ci, którzy spodziewali się kolejnego projektu latającego samochodu. Przyznam, że nie wiem, dlaczego niektórzy tak nazywają prototyp zaprezentowany przez Kitty Hawk - z samochodem ma to niewiele wspólnego.

Mowa raczej o skuterze ze śmigłami, dużym dronie. To oktokopter zasilany energią elektryczną. Jednoosobowy, ponoć łatwy w sterowaniu, startujący i lądujący pionowo. Porusza się z prędkością do 40 km/h, waży około 100 kg i unosi się kilka metrów nad wodą. To ważna kwestia: Flyer I jest "zabawką" wodną, właściciel pośmiga nim nad jeziorem, ale już nie nad łąką, polem czy w lesie (to byłoby bardzo niebezpieczne). A już tym bardziej nie nad skupiskiem ludzi. Chociaż maszyna nie wymaga licencji i zezwoleń (przynajmniej w USA), określone przepisy zabraniają korzystania z niej w niektórych miejscach.

Na filmie opublikowanym przez Kitty Hawk widać ponoć niepełny obraz prac - finalna wersja będzie wyglądać inaczej, ale trafi do sprzedaży jeszcze w tym roku. W jakiej cenie? To jest zagadka. Zmartwię jednak tych, którzy myślą, że za kilka tysiecy złotych dostaną taki gadżet: startup zachęca do wstąpienia do swojego klubu członkowskiego i oferuje różne bonusy przy tej okazji. Jednym z nich jest zniżka na zakup modelu Flyer: wynosi 2 tysiące dolarów. Jeżeli dają tyle upustu, to wątpię, by finalnie skuter kosztował pięć tysięcy dolarów.

Zagadką jest także czas pracy na jednym ładowaniu akumulatorów. To bolączka większości pojazdów z zasilaniem elektrycznym, wydaje się mało prawdopodobne, by startup z Doliny Krzemowej dokonał tu przełomu, zabawa będzie raczej krótka. Widzę w tym albo sprzęt do wypożyczania w kurortach (tak jest przecież ze skuterami wodnymi) albo gadżet dla osób majętnych, które nudzą się w willach ulokowanych nad jeziorami. Maszynę kupią młodzi bogacze z Doliny i dzieci milionerów z innych regionów świata. Powszechnego popytu, szerszego zastosowania, nie dostrzegam. Chociaż wierzę, że zabawa może być przednia.

Changing the future of personal transportation. Join us @kittyhawkcorp to get information about #theFlyer prototype https://t.co/mbX5Z0WpTo

— Sebastian Thrun (@SebastianThrun) 24 kwietnia 2017

Może oczywiście stanąć na tym, że pod koniec roku sprzęt nie trafi do sprzedaży albo będzie totalnym rozczarowaniem - nazwisko Page'a nie jest tu gwarantem sukcesu, w ubiegłym tygodniu opisywałem startup Juicero, który stał się pośmiewiskiem, chociaż wcześniej przyciągnął uwagę dużych inwestorów, w tym ramienia inwestycyjnego Alphabet. Pozostaje zatem czekać na efekty. Nie napiszę jednak, że zacieram ręce - Flyer raczej nie pojawi się przy pomoście w mojej letniej rezydencji...;)

Może oczywiście stanąć na tym, że pod koniec roku sprzęt nie trafi do sprzedaży albo będzie totalnym rozczarowaniem - nazwisko Page'a nie jest tu gwarantem sukcesu, w ubiegłym tygodniu opisywałem startup Juicero, który stał się pośmiewiskiem, chociaż wcześniej przyciągnął uwagę dużych inwestorów, w tym ramienia inwestycyjnego Alphabet. Pozostaje zatem czekać na efekty. Nie napiszę jednak, że zacieram ręce - Flyer raczej nie pojawi się przy pomoście w mojej letniej rezydencji...;)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

StartupLarry PageDron