Felietony

Wypad do kina nareszcie przestał być udręką. Sekret? Wybór odpowiedniej godziny

Kamil Świtalski
Wypad do kina nareszcie przestał być udręką. Sekret? Wybór odpowiedniej godziny
26

Kina walczą o widza jak tylko mogą i... robią to bardzo dobrze. Ze swojej strony, jako ich gościa, przyznaję się bez bicia, że najbardziej efektywną bronią w moim przypadku okazuje się... cena. Ale też możliwość udawania się na filmy w godzinach, które nie cieszą się największą popularnością. 

Nie jestem znawcą kina, ba, nie należę nawet do specjalnych miłośników oglądania wideo które trwają dłużej niż 20-3o minut. Sitcomy zatem okazują się najlepszymi kąskami, i właściwie to jedne z tych wyjątkowych seriali których nie oglądam na kilka rat. No i tak naprawdę jedynym dobrym sposobem by utrzymać mnie przy filmie, poza jakością samego materiału, jest kino. Zdarzyło mi się z niego wyjść wielokrotnie — głównie z powodu niesatysfakcjonującego mnie wyboru i poczucia straty czasu. Czasami też wychodziłem z siebie obserwując rozmawiających podczas seansu przez telefon ludzi, nieustannie migoczące ekrany (Snapchaty muszą się zgadzać) czy niekończące się rozmowy. Przez pewien czas przerzuciłem się na mniejsze kina, jednak moi ulubieńcy powoli zaczęli odpadać z gry, brakowało tam blockbusterów z którymi chciałem się zapoznać, a realia były okrutne i ceny poszybowały w górę tak, że obecnie bywa drożej niż w popularnych sieciówkach. Te walczą o klienta promocjami i abonamentami (m.in. świetnym i chwalonym przez użytkowników Cinema City Unlimited), problem polega na tym, że wielu ma dość wchodzenia nieprzyjemnych sytuacji i rozgniatania porozrzucanego dookoła popcornu.

Ulubione seanse? W tygodniu i to od samego rana!

Kiedyś z braku laku wybrałem się do kina w tygodniu, w godzinach przedpołudniowych. Nie spodziewałem się tłumów — i faktycznie, oprócz mnie na sali było parę osób na krzyż. Takich które były zainteresowane filmem, a nie samą otoczką wyjścia do kina z przyjaciółmi czy ukochaną. Nie było chrupiących naczosów, nie było szeptów ani błyszczących tu i ówdzie telefonów. Na szczęście ani trochę mi tego nie brakowało, dlatego kilka lat później poranne / wczesnopopołudniowe godziny to najlepszy czas, by — w mojej opinii — wybrać się do kina i nie denerwować się na innych widzów. Nie zawsze jest pusto — przez te miesiące spotkałem się kilka razy z wypełnioną w dużej części salą kinową. I nie wiem, może miałem szczęście, ale faktycznie trafiałem wtedy na ludzi bardziej zainteresowanych filmem, niż biesiadowaniem w ciemnej sali.

Wyjście do kina nagle stało się naprawdę przyjemne

Od kiedy odkryłem magię tych wczesnych seansów naprawdę polubiłem chodzić do kina. I mimo że mam to szczęście, że posiadam dość luźne godziny pracy, to rzadko kiedy mogę sobie pozwolić na to, aby zniknąć na cztery czy pięć godzin od rana. I to właśnie jest największy problem z moimi wyjściami do kina. Co gorsza — od kiedy już zasmakowałem tego kina w komfortowym wydaniu, to nie bardzo daję się namówić na jakiekolwiek inne wyjścia. Poranne wypady wygrywają komfortem i ceną, szkoda tylko, że reklamy na nich w nich równie długie co zawsze. No cóż, najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu