Motoryzacja

Jako pierwsi Polacy prowadziliśmy auto na wodór – Toyotę Mirai

Konrad Kozłowski
Jako pierwsi Polacy prowadziliśmy auto na wodór – Toyotę Mirai
50

Czy świadomość tego, że niecałe 1,5 m za tobą znajduje się mała elektrownia ma jakikolwiek wpływ na to, jak prowadzisz auto? W żadnym stopniu, gdyż Mirai nie prowadzi się inaczej, niż elektryczne samochody, które dostępne są już na rynku. Zupełna cisza i jedynie delikatny szum po wciśnięciu peda...

Czy świadomość tego, że niecałe 1,5 m za tobą znajduje się mała elektrownia ma jakikolwiek wpływ na to, jak prowadzisz auto? W żadnym stopniu, gdyż Mirai nie prowadzi się inaczej, niż elektryczne samochody, które dostępne są już na rynku.

Zupełna cisza i jedynie delikatny szum po wciśnięciu pedału gazu to okoliczności, w których miałem okazję pokonać kilka kółek na torze testowym Toyoty w Brukseli. Obowiązywały pewne ograniczenia i nie wszyscy decydowali się do nich zbliżyć, gdyż rzeczywiście Mirai nie jest samochodem łatwym do wyczucia. Potrzeba co najmniej kilkudziesięciu minut, by poznać najbardziej podstawowe zasady rządzące autem.

"A na prostej proszę przyspieszyć"

Doskonale prowadzi się je na długich prostych, gdzie można było przetestować przyspieszenie.
Podobnie jak w innych samochodach tego rodzaju potrzebne są ułamki sekund, by można było odczuć że samochód nabiera prędkości. Istnieje pewna granica, do której jest to bardzo dynamiczne auto, ale w okolicach 100km/h można zaobserwować, dosłownie przez chwilę, spadek mocy który jest potrzebny, by na przykład rozpędzić się do 120 km/h. Jeżeli chodzi o pokonywanie zakrętów, to zdecydowanie da się odczuć stabilność. Wymagane jest jednak mimo wszystko nabranie większej wprawy, więc wielka szkoda, że nie pojawiła się możliwość dłuższej przejażdżki i to po bardziej zróżnicowanej trasie.

Czyste sumienie i nie tylko

To, co napawa mnie największą dumą to fakt, że każdy kilometr pokonany Toyotą Mirai nie pozostawia za sobą żadnych szkodliwych substancji w środowisku. Tak naprawdę jedyne co pozostawiamy po sobie to… woda. Albo w postaci skroplonej albo w postaci pary. Nic więcej nie wydostaje się z rury wydechowej. Mirai nie jest samochodem na wodę, ale trzeba przyznać, że pod każdym względem Toyocie udało się dotrzeć najbliżej ze wszystkich do tego określenia.
Wnętrze samochodu robi ogromne wrażenie. Na tle hybrydowych aut Toyoty również, choć zauważalne są pewne zapożyczenia.

Po tym jak zasiądziemy w środku od razu zorientować się można, że nie znajdujemy się w aucie tradycyjnym. Mnóstwo ekranów wyświetlających wszystkie niezbędne informacje o statusie pojazdu i warunkach panujących wewnątrz to warunki, w których miłośnik technologii będzie się czuł jak ryba w wodzie. Aspekty wizualne również są godne tej klasy samochodu i jedyne do czego początkowo można się przyczepić to jakość skóry i plastików, z którymi mamy do czynienia. Na pierwszy rzut oka wydają się po prostu dosyć dziwne. Chwilę później wszystko staje się jasne, bo wytłumaczenie jest nad wyraz prozaiczne – samochód ten wykonany jest z materiałów biodegradowalnych. A więc nie tylko napęd jest niezwykły, ale i to czego dotykamy prowadząc auto czy siedząc na siedzeniu pasażera także musi być jak najbardziej przyjazne dla środowiska. O takich udogodnieniach jak elektroniczne ustawianie foteli czy kierownicy mógłbym nawet nie wspominać, bo wydają się wręcz zabawnie „zwykłe”, gdy porównamy je do technologii, która napędza Mirai.

Toyota obrała z modelem Mirai zupełnie nową ścieżkę. Samochód zaliczyć można do aut elektrycznych, ale w odróżnieniu od chociażby aut Tesli Toyoty Mirai ładować nie będziemy. Jedyne co nas czeka to wizyta na stacji w celu uzupełnienia baku z wodorem - ciśnienie tam panuje ogromne i przyrównywane może być nawet do wielokrotności siły nacisku wieży Eiffla. Tankowanie potrwa od 3 do 5 minut i gotowe. Nie ma mowy o wielogodzinnym ładowaniu baterii, bo energia powstaje w aucie. Kolejnym atutem tego rozwiązania jest zasięg – wynosi on od 500 do 650 kilometrów zależności od źródeł.

Początek. To dopiero początek

Największym wyzwaniem przed jakim stoi teraz Toyota to przede wszystkim brakująca infrastruktura stacji, byśmy mogli odwiedzić je w razie potrzeby bez obaw o znalezienie się w obszarze „poza zasięgiem”. Takich punktów wkrótce powstanie aż 50 w Niemczech i po 15 w Danii oraz Wielkiej Brytanii. Rozbudowa całej sieci potrwa jeszcze wiele czasu, ale w międzyczasie z całą pewnością doczekamy się także popularyzacji samych aut na wodór, gdyż Toyota już w tym momencie nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań klientów na rynkach amerykańskim i japońskim, gdzie auto to jest dostępne od kilku miesiecy. A przypomnę, że cena Toyoty Mirai to 58 500 dolarów. Sporo, prawda? Ale gdybym dysponował wolną gotówką, to jestem niemal pewien, że wybrałbym zakup "kawałka przyszłości", jednocześnie uspokajając własne sumienie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

toyotarelacjawodórtoyotamirai