To mnie drażni.

„Ja dolny ładuję Disqus dla Windows Phone” – jak to Polski polskim nie jest w sklepach z aplikacjami

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

31

Wczoraj po godzinie 21:00 jechałem sobie busem ze Stalowej Woli do Rzeszowa. Jako, że mój przewoźnik ostatnio zamontował w swoich pojazdach routery Wi-Fi, postanowiłem nieco ogarnąć aplikacje w telefonie, który niedawno wrócił z serwisu. Sprawdziłem co nowego pojawiło się dla Windows Phone, chwilę p...

Wczoraj po godzinie 21:00 jechałem sobie busem ze Stalowej Woli do Rzeszowa. Jako, że mój przewoźnik ostatnio zamontował w swoich pojazdach routery Wi-Fi, postanowiłem nieco ogarnąć aplikacje w telefonie, który niedawno wrócił z serwisu. Sprawdziłem co nowego pojawiło się dla Windows Phone, chwilę poszperałem w Sklepie i pobrałem parę rzeczy. Moją uwagę przykuł Disqus, którego opis brzmiał tak, jakby go tłumaczył Siara. Owym Siarą zapewne był Google Translator.

Pół biedy, jak przykład dotyczy mało znanej, czy też śmiecowej aplikacji, do której albo nikt nie zajrzy, albo jej opis nikogo interesować nie będzie. Ale tutaj miałem do czynienia z raczej popularną propozycją ze Sklepu. Disqus to moje okienko na blogowy świat, narzędzie do podtrzymywania relacji z moimi czytelnikami. W sumie można się czepić, że po co mi opis aplikacji, skoro wiem co ona robi i objaśnienia nie są mi potrzebne. To fakt. Ale nie ja jeden korzystam z tego repozytorium, a opis nie jest deweloperom dany "dla picu".

Jakoś nie mam większych zastrzeżeń do deweloperów, którzy opis dla języka polskiego potraktują po prostu tak, jakby go nie było i ten będzie wyświetlał się w języku angielskim. W Polsce z jego znajomością nie jest źle, nawet przy średniej wiedzy z zakresu niektórych słówek idzie odczytać najważniejsze funkcje zawarte w opisie. Fajnie jest, jak deweloper weźmie sobie do serca fakt, że skoro jego aplikacja obsługuje nasz język, to opis także powinien być dostępny w tym języku. Niedopuszczalnym jest jednak fakt, że niektórzy nasz język kalają - żywcem wyjęty z angielskiego opis jest bezmyślnie wrzucany do translatora i to, co nam Google wypluje jest niczym węgiel łopatą ładowane w opis. Efekt? Żenada.

Możecie powiedzieć, że przesadzam, że niepotrzebne te gorzkie żale, że #nikogo. Wasze prawo. Jestem natomiast zdania (a moje opinia jest moim świętym prawem), że skoro już deweloper bierze się za polonizowanie swoich aplikacji (lub zleca to komuś), to powinien wziąć się za to od początku do końca. Brak takiego opisu lub taki, jak wskazałem powyżej może utrudnić nowym użytkownikom platform lub co ważniejsze, smartfonów w ogóle zaadaptowanie się do nowych realiów korzystania z urządzenia. Szukając aplikacji, tacy ludzie często czytają opisy, szukają opinii. Co znajdują? Ano właśnie. Albo w ogóle nie wiedzą, o co chodzi, albo uznają, że jest to propozycja niewarta uwagi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu