Gry

InFamous: Second Son (PS4) – recenzja

Mikołaj Dusiński
InFamous: Second Son (PS4) – recenzja
3

Najbardziej lubię gry, w których czuć, że deweloperzy doskonale się bawili wymyślając ich koncepcję, a później je tworząc. InFamous: Second Son jest doskonałym przykładem takiej sytuacji. Pozytywny wpływ na nastrój w zespole miał na pewno fakt, że pozwolono im osadzić akcję gry w mieście, w któ...

Najbardziej lubię gry, w których czuć, że deweloperzy doskonale się bawili wymyślając ich koncepcję, a później je tworząc. InFamous: Second Son jest doskonałym przykładem takiej sytuacji.

Pozytywny wpływ na nastrój w zespole miał na pewno fakt, że pozwolono im osadzić akcję gry w mieście, w którym mieszkają i które zapewne kochają, czyli Seattle. Dzięki temu piaskownica gdzie wykonujemy misje fabularne i poboczne, a także zbieramy znajdźki jest pełna smaczków i charakterystycznych miejscówek. Miasto robi ogromne wrażenie poziomem przywiązania do detali, a także ogromnym zakresem widoczności bez żadnego doczytywania, gdy wespniemy się na dźwig czy wysoki budynek.

Najnowszy InFamous zachwyca do tego realistycznie zmieniającymi się porami dnia i pogodą. Te same miejscówki wyglądają całkowicie inaczej zależnie od kąta padania światła słonecznego lub jego braku, a także obecności neonów. W kategorii najbardziej wiarygodnego wirtualnego deszczu z Second Son może stawać w szranki jedynie recenzowany przeze mnie niedawno Metal Gear Solid V: Ground Zeroes. Warto wspomnieć także o takich detalach, jak chociażby krople spływające wówczas po kamerze. Niby to drobiazg, ale widać w nim przywiązanie autorów do najmniejszych szczegółów. W wielu miejscach da się także znaleźć nawiązania do poprzednich tytułów Sucker Punch, jak choćby obecne na murach graffiti z logotypem Sly’a Coopera.

Mimo tego, że gra działa jedynie w 30 klatkach na sekundę, to specjalnie ten fakt nie razi, jako że uzyskano stabilny poziom wyświetlania. Jedyne momenty, gdy gra potrafi zwolnić, to wtedy gdy główny bohater zbiera ostre baty od sporej grupy przeciwników. To jednak też nie wybija nas specjalnie z rytmu, bo gra raczej zwalnia niż klatkuje. Można od biedy przyjąć, że jest to działanie celowe, a nie problem. Opad szczęki powodują także efekty cząsteczkowe. Widać, że technologia stworzona na potrzeby przeciętnego Knacka przydała się także innym studiom Sony. Efekty działania mocy głównego  bohatera także wyglądają niesamowicie.

To pozwala płynnie przejść do protagonisty tej odsłony InFamous. Delsin Rowe jest w mojej opinii bardziej charyzmatyczną postacią od znanego z pierwszych dwóch odsłon Cole’a. Na pozór to zwykły, młodociany awanturnik jakich wielu, przypominający ugrzecznioną wersję Dantego z ostatniego DmC. Interesujące są jednak w jego przypadku przynajmniej trzy rzeczy. Po pierwsze to, że jest z pochodzenia Indianinem, który utrzymuje ścisły kontakt ze swoim plemieniem, choć motyw ten nie został tak mocno wyeksploatowany, jakbym tego chciał. Po drugie, jest ulicznym artystą, który zanim otrzymuje supermoce stara się za pomocą graffiti wyrazić swój sprzeciw wobec otaczającego świata. Po trzecie wreszcie jego rodzony brat jest z zawodu gliniarzem, co owocuje interesującym konfliktem charakterów.

Konflikt ów na początku wydaje się mocno naciągany, szczególnie, że we wciągnięciu się w losy Delsina nie pomaga polski dubbing. Doceniam starania Sony, aby wszystkie swoje tytuły AAA lokalizować głosowo, ale w tym przypadku czuć pewną sztuczność. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach spędzonych z grą da się przyzwyczaić do wybranych do poszczególnych ról aktorów, a także sposobu wypowiadania przez nich kwestii. Do jakości tłumaczenia za to większych uwag nie mam. Natomiast osoby uczulone na dubbing uspokajam – da się grać z oryginalną ścieżką dźwiękową i polskimi napisami. Nikt błędu z pierwszego InFamousa, który swoją drogą polonizację miał znacznie gorszą, ponownie nie popełnił.

Błędem wydawała się za to chęć zbadania przez Delsina wraku samochodu policyjnego, który rozbił się w okolicy jego domu. W efekcie zetknął się on z tak zwanym Przewodnikiem (lub Bioterrorystą, jak zwie tych osobników rząd USA), czyli osobą obdarzoną ponadnaturalnymi mocami. Okazało się jednak, że Delsin sam ma wrodzony talent, a kontakt fizyczny z Hankiem pozwolił mu wyssać część jego umiejętności. Od tego momentu młody buntownik włada mocą dymu. Jest w stanie wysysać go z kominów czy wraków, strzelać ognistymi pociskami i przenikać przez ściany czy płoty zamieniając się na chwilę w chmurę dymu i ognia.

Niestety na jego drodze staje Brooke Augustine, szefowa D.O.Z., czyli organizacji powołanej przez rząd do wyłapywania i separowania Przewodników od reszty społeczeństwa. Władająca mocą betonu kobieta w średnim wieku unieruchamia za pomocą cementowych kołków przedstawicieli plemienia Delsina, a jego samego ciężko rani. W trakcie trwającej tydzień rehabilitacji D.O.Z. zamienia Seattle w zamkniętą strefę kwarantanny, celem tego działania ma być złapanie trzech zbiegłych w trakcie wypadku przewodników.

Delsin poprzysięga zemstę Augustine. Jego celem jest też przejęcie jej mocy, aby uleczyć współplemieńców. W tym celu odszuka na własną rękę troje uciekinierów i rzuci wyzwanie panoszącym się w mieście służbom porządkowym. Scenariusz nie jest może najwyższych lotów, prezentuje mniejszy poziom skomplikowania i stężenia teorii spiskowych od tego z InFamous 1 i 2, ale nie obraża inteligencji grającego. Bohaterowie niezależni są interesujący, momentami zabawni, nawet jeśli mocno stereotypowi (gdy poznacie gościa, od którego zdobędziecie trzecią moc, zrozumiecie o co mi chodzi).

Z początku wydaje się, że rozgrywka też będzie dość schematyczna. Obawa w moim przypadku była tym większa, że nigdy nie dałem rady skończyć ani jednej z poprzednich odsłon serii (nie byłem wówczas oczywiście ich recenzentem). Zwykle po 3-4 godzinach odsłonięte były wszystkie karty jeśli chodzi o mechanikę zabawy i rozwój postaci, a schematyczność kolejnych zadań oraz monotonne zbieractwo zabijały chęć do dalszej zabawy. W przypadku InFamous: Second Son nie ma na szczęście mowy o nudzie.

Niech nie zwiedzie was przypominający mechaniką poprzednie odsłony początek. Faktycznie, gdy operujemy jedynie mocą dymu, rozgrywka jest bardzo zbliżona do przygód Cole’a. Na szczęście tym razem po kilku godzinach kampanii nie poczujemy znużenia, ponieważ otrzymamy kolejną moc, a potem jeszcze jedną i ostatnią, czwartą, w okolicy finału. W trakcie gdy korzystamy z danego rodzaju energii zmienia się wiele mechanizmów zabawy. Inną techniką poruszamy się po mieście, musimy wypatrywać innych źródeł energii (przykładowo – wyssanie dymu sprawia, że nie możemy już używać mocy neonowej dopóki nie znajdziemy nowego źródła światła), a także stosować odrębne strategie walki z przeciwnikami. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale w dalszej fazie gry dostajemy nawet namiastkę umiejętności rodem ze skradanki.

Same starcia są bardzo emocjonujące, szczególnie w dalszych etapach, gdy pojawiają się mocniejsi strażnicy, korzystający z podarowanej im przez Augustine mocy betonu. Co więcej, premierowa łatka podbiła poziom trudności, dzięki czemu nawet na normalu nie da się grać na Rambo, trzeba planować starcia i korzystać z różnych umiejętności specjalnych. Nie zawodzi zwykle też szwankująca w poprzedniczkach inteligencja wrogów. Potrafią się wreszcie chować za osłonami, flankować Delsina i uruchamiać wieżyczki strzelnicze. Choć z drugiej strony czasem mózgi wyłączają im się całkowicie i jesteśmy w stanie przemknąć im niemalże przed twarzami bez wszczynania awantury. Przekłamania zdarzają się także jeśli chodzi o zachowania przechodniów, ale jest to zjawisko niezwykle rzadkie (raz przykładowo w dzielnicy imigrantów zobaczyłem spory tłumek stłoczony na blacie jednego stoiska z warzywami).

W pewnym momencie rosnąca trudność starć niejako wymusza na nas eksplorację miasta i wykonywanie zadań pobocznych oraz zbieranie znajdziek w celu rozwinięcia mocy bohatera, czyli w konsekwencji jego zdolności bojowych. Także ten element został bardzo dobrze przemyślany. Zacznę od zbierania odłamków meteorytu, która to czynność, połączona z ciągłym wciskaniem przycisku w celu ich lokalizowania stanowiła jedno z najgorszych wspomnień z poprzedniczek. Tutaj zostało to rozwiązane dużo lepiej – odłamki zostały wyzbierane i umieszczone przez D.O.Z. w robotach zwiadowczych i maszynach do skanowania linii papilarnych. Tropienie tych pierwszych wymaga refleksu oraz zmysłu obserwacji, a to rozwalanie drugich wiąże się zwykle z małym, acz emocjonującym, starciem z siłami porządkowymi.

Jeśli chodzi o zadania poboczne, to z pozoru mamy tu do czynienia z klasyką serii oraz w ogóle sandboksów osadzonych w przestrzeni miejskiej. Niektóre misje są lepiej przemyślane (niszczenie mobilnych centrów dowodzenia, zbieranie audiologów czy malowanie graffiti za pomocą czujnika ruchu wbudowanego w pada), a inne gorzej (do bólu standardowe gonitwy za NPCami czy szukanie ukrytych kamer). Trudno mi nawet zdefiniować dlaczego, ale odbijanie powoli kolejnych dzielnic z rąk D.O.Z. po prostu daje radochę, twórcom udało się stworzyć mieszankę, która nawet w dużych dawkach nie staje się niestrawna. Wisienkę na torcie stanowi wątek Tajemnice InFamous, czyli akcja udostępniania przez sześćkolejnych tygodni kolejnych etapów śledztwa, w ramach którego misje w grze przeplatają się z analizowaniem dowodów na specjalnej stronie WWW. Oczywiście to mechanizm mający na celu powstrzymanie odsprzedaży gry, ale ciekawie zrealizowany.

Zgodnie z tradycją serii, także w InFamous: Second Son mamy do czynienia z mechanizmem dobrych i złych uczynków, wynagradzanych za pomogą punktów pozytywnej (niebieskiej) i negatywnej (czerwonej) karmy. Znowu w kluczowych momentach scenariusza możemy dokonywać wyborów moralnych, ale zawsze są one zero-jedynkowe, bez odcienia szarości. Także inne działania mogą mieć dodatni (leczenie rannych, wiązanie wrogów energią, malowanie, uwalnianie przewodników) lub ujemny (rozpędzanie demonstracji, zabijanie przechodniów, dobijanie przeciwników) wydźwięk. To z kolei przekłada się na dostępność różnych usprawnień naszych mocy. Nie ma jednak potrzeby się o tym aspekcie specjalnie rozpisywać, ponieważ nie stanowi on żadnej nowości w stosunku do poprzedniczek. Tutaj też wybory nie mają wielkiego wpływu na dalszy przebieg scenariusza, pozwalają go jedynie na chwilę przechylić w daną stronę, a później fabuła wraca na główny tor.

Mimo tego InFamous: Second Son jest grą doskonałą, którą mogę z czystym sumieniem polecić każdemu posiadaczowi PlayStation 4. Prawie wszystkie elementy są tutaj lepsze niż we wcześniejszych odsłonach – poczynając od powodującej opad szczęki oprawy graficznej, przez lepiej działające mechanizmy rozgrywki, na interesującym darmowym DLC kończąc. Nawet fakt, iż fabuła jest tu jeszcze bardziej komiksowa, w złym tego słowa znaczeniu, nie przeszkadza specjalnie. Przewidywalność wątku głównego jest rekompensowana przez czystą radość, jaką powoduje eksplorowanie Seattle oraz to, że regularnie co jakiś czas otrzymujemy od twórców nowe zabawki. Dzięki temu nie ma szans nudzić się nawet przez chwilę w trakcie kilkunastu godzin potrzebnych na zobaczenie wszystkiego. Nie wspominając o tym, że na amatorów platyn czeka możliwość zaliczenia Second Son drugi raz, tym razem dokonując odwrotnych wyborów moralnych. Sony dostarczyło wreszcie, kilka miesięcy po premierze PS4, pierwszy świetny tytuł na wyłączność dla tej konsoli. Oby nie trzeba było długo czekać na kolejne.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu