Felietony

I nie będziesz używał imienia 4G nadaremno, czyli Apple ma kolejne problemy

Wojciech Usarzewicz
I nie będziesz używał imienia 4G nadaremno, czyli Apple ma kolejne problemy
29

Zaprawdę powiadam wam, kto bowiem imienia 4G używa nadaremno, ten stanie przed sądem australijskim. I będą żądać od niego zmiany imienia swego; i karami finansowymi straszyć go zapewne będą. I bramy królestwa klientów zamknięte dla niego w końcu będą. A wszystko dlatego, że Apple postanowiło sprzeda...

Zaprawdę powiadam wam, kto bowiem imienia 4G używa nadaremno, ten stanie przed sądem australijskim. I będą żądać od niego zmiany imienia swego; i karami finansowymi straszyć go zapewne będą. I bramy królestwa klientów zamknięte dla niego w końcu będą. A wszystko dlatego, że Apple postanowiło sprzedawać swojego iPada pod nazwą “iPad Wi-Fi + 4G”. I wszystko było by OK, gdyby to 4G działało...

Niestety, nie działa. A przynajmniej nie działa w Australii, bowiem jak się okazało w marcu, nowy iPad 4G nie jest kompatybilny z australijską siecią 4G. Komisja do spraw Konkurencji i Konsumentów (taki australijski Urząd do spraw ochrony praw konsumenta) szybko oskarżyła Apple o wprowadzanie swoich klientów w błąd. W rezultacie, Apple zdecydowało się na refundowanie klientów, którzy kupili iPada z myślą o 4G, jednocześnie informując w punktach sprzedaży, że 4G nie jest kompatybilne z australijskim 4G. Hmm...

Dla ACCC (to ta komisja od konsumentów) nie jest to wystarczające rozwiązanie, dlatego odbyło się spotkanie między ACCC a Apple. W wielkim skrócie, komisja chce, by Apple zmieniło nazwę swojego iPada 4G. Tutaj już jestem zielony jeśli chodzi o temat - zgubiłem się w tych nazwach, bo nie wiem jak odróżnić iPada od iPada, a iPada od iPada, nie wspominając o różnicach między iPadem a iPadem... :)

Techcrunch zwraca uwagę, iż jeśli sprawa w Australii zostanie przegrana przez Apple, to również i w innych krajach będą musieli zacząć uważać, jak promują swój produkt, np. w UK już mają Apple na oku jeśli chodzi o nowego iPada. Nie wystarczy już bowiem skopiować swoich plakatów reklamowych do Google Translate i wrzucić na nowy rynek. Bo zdaje się, że tak wyglądała kampania w Australii - zamiast przemyśleć sprawę, to materiały promocyjne zostały po prostu przetłumaczone. Bez analizy, bez sprawdzania. No to teraz mają “promocję”.

Bo tutaj to właśnie dwie rzeczy się rozchodzi, jedną wynikającą z drugiej. Po pierwsze, promocja nowego produktu z automatu to mały zgrzyt. To tak, jakby liczyć, że Polacy również ustawią się w geeko-seksownych kolejkach po kolejny kawałek plastiku tylko dlatego, że tak samo robią amerykanie. Po drugie, to po prostu wprowadzanie klientów w błąd. Czy świadomy? Nie rozumiem, jak można wprowadzić produkt na nowy rynek, jeśli się tego rynku nie przeanalizuje. Jeśli nie przeanalizowali rynku i możliwości 4G w Australii, to jest to głupota. A jeśli przeanalizowali, to jest świadome wprowadzanie klientów w błąd.

No to Apple ma kolejny mikro-kryzys :).

Źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

AppleiPad