Świat

Co tam hyperloop - Chińczycy chcą pojechać pociągiem z prędkością 4000 km/h!

Maciej Sikorski
Co tam hyperloop - Chińczycy chcą pojechać pociągiem z prędkością 4000 km/h!
26

Od kilku lat rośnie zainteresowanie ideą super szybkiej kolei, którą przyjęto nazywać hyperloop. Szumu wokół niej narobił Elon Musk, potem podjęły ją firmy, uczelnie, miasta, a nawet państwa. Przyjmuje się, że w odpowiednich warunkach uda się osiągnąć prędkość dźwięku w transporcie naziemnym. Jazda z prędkością ponad tysiąca kilometrów na godzinę, sama jej wizja, robi wrażenie. Okazuje się jednak, że Chińczyków to nie zadowala - poinformowali, że z nawiązką przebiją ten wynik i pojadą 4 tysiące kilometrów na godzinę...

HyperFlight to projekt, który wydaje się niedorzeczny. Piszę to wprost, ponieważ wielu sceptyków między bajki wkłada podróżowanie z prędkością, o której mówią twórcy hyperloop. A tu przecież mowa o kilkukrotnym pobiciu tych wyników. Pojawia się myśl, że jakaś firma-krzak czy grupa szalonych naukowców postanowiła błysnąć w mediach lub zażartować z odbiorców. Podali 4 tysiące kilometrów, lecz równie dobrze mogli wspomnieć o prędkości światła. To po prostu brednie, o których nie ma sensu pisać. Jest jedno "ale".

HyperFlight to projekt, który wydaje się niedorzeczny. Piszę to wprost, ponieważ wielu sceptyków między bajki wkłada podróżowanie z prędkością, o której mówią twórcy hyperloop. A tu przecież mowa o kilkukrotnym pobiciu tych wyników. Pojawia się myśl, że jakaś firma-krzak czy grupa szalonych naukowców postanowiła błysnąć w mediach lub zażartować z odbiorców. Podali 4 tysiące kilometrów, lecz równie dobrze mogli wspomnieć o prędkości światła. To po prostu brednie, o których nie ma sensu pisać. Jest jedno "ale".

O tym projekcie poinformował CASIC, czyli China Aerospace Science and Industry Corporation - to podmiot stojący za realizacją chińskiego programu kosmicznego. Ma swoje uczelnie, centra badawcze, firmy, potężnych partnerów, wielkie zamówienia. Należący do państwa gigant zatrudnia 135 tysięcy osób. Nie mówimy zatem o startupie, który chce zebrać milion dolarów w crowdfundingu, lecz potentacie budującym rakiety kosmiczne. Tenże potentat przekonuje, że chce zbudować konkurencję dla hyperloop. Idea działania ma być zbliżona, lecz nie identyczna. Na czym dokładnie ma to polegać i jakie będą główne różnice? Na razie nie wiadomo.

Chińczycy przedstawili wstępny plan rozwoju tego projektu. Na pierwszym etapie mają powstawać lokalne połączenia, na których HyperFlight poruszałby się z maksymalną prędkością tysiąca kilometrów na godzinę. W kolejnej fazie łączone mają być odległe skupiska ludzi na ternie Chin. Prędkość wzrośnie do 2 tysięcy km/h. Etap trzeci obejmuje podróże międzynarodowe i może być wpisany w plan Jeden pas i jedna droga, który to ma pomóc uczynić Chiny globalnym hegemonem. Nie jest zatem tak, że Chińczycy planują połączyć oddalone od siebie od 200 km miasta koleją (to nadal kolej?), którą można pomknąć z prędkością 4k km/h. Inna sprawa, że na razie trudno sobie wyobrazić, by Państwo Środka stworzy infrastrukturę dla tego wynalazku, która liczyłaby sobie tysiące kilometrów długości...

Ludzie stojący za tym pomysłem przekonują, że dla człowieka, jego organizmu, problemem nie jest sama prędkość, lecz przyspieszenie - w czasie lotu nie odczuwamy dużych prędkości, lecz moment startu (przypominam, że prędkość maksymalna Concorde wynosiła ponad 2 tysiące km/h). Rozwiązanie tego problemu ma być kluczem do tworzenia naziemnych instalacji, które mogłyby wozić ludzi, gdy licznik będzie wskazywał Mach 3.

Czy to wypali? Wzruszam ramionami przed komputerem. Może skończy się tak, jak z tym tramwajem, który miał się poruszać nad ulicami - będzie skandal i szukanie winnych. A może to zwyczajne prężenie muskułów przed Amerykanami, głównie przed Elonem Muskiem. Wszak ten człowiek niedawno chwalił się postępami prac nad hyperloop, ale najważniejsze jest to, że coraz lepiej radzi sobie w biznesie kosmicznym - głównej domenie działań CASIS. Przedstawiciele tego podmiotu mogą zwyczajnie chcieć uspokoić urzędników i polityków, pokazać, że wszystko jest pod kontrolą, bo SpaceX buduje jakieś kapsuły zabawki, a oni chcą jeździć z prędkości 4 k km/h. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.

Z drugiej jednak strony, Państwo Środka potrafi zaskoczyć. Nawet, jeśli nie uda się wejść na pułap Mach 3, wielkim osiągnięcie będzie przekroczenie prędkości dźwięku. HyperFlight może powstać i robić wrażenie - jeśli nie za 5 czy 10 lat, to za 2-3 dekady. Po miastach będziemy się poruszać cichymi autonomicznymi elektrykami, między miastami pomkniemy... cichym, elektrycznym wagonem. Tyle, że na jego liczniku będzie tysiąc km/h

O tym projekcie poinformował CASIC, czyli China Aerospace Science and Industry Corporation - to podmiot stojący za realizacją chińskiego programu kosmicznego. Ma swoje uczelnie, centra badawcze, firmy, potężnych partnerów, wielkie zamówienia. Należący do państwa gigant zatrudnia 135 tysięcy osób. Nie mówimy zatem o startupie, który chce zebrać milion dolarów w crowdfundingu, lecz potentacie budującym rakiety kosmiczne. Tenże potentat przekonuje, że chce zbudować konkurencję dla hyperloop. Idea działania ma być zbliżona, lecz nie identyczna. Na czym dokładnie ma to polegać i jakie będą główne różnice? Na razie nie wiadomo.

Chińczycy przedstawili wstępny plan rozwoju tego projektu. Na pierwszym etapie mają powstawać lokalne połączenia, na których HyperFlight poruszałby się z maksymalną prędkością tysiąca kilometrów na godzinę. W kolejnej fazie łączone mają być odległe skupiska ludzi na ternie Chin. Prędkość wzrośnie do 2 tysięcy km/h. Etap trzeci obejmuje podróże międzynarodowe i może być wpisany w plan Jeden pas i jedna droga, który to ma pomóc uczynić Chiny globalnym hegemonem. Nie jest zatem tak, że Chińczycy planują połączyć oddalone od siebie od 200 km miasta koleją (to nadal kolej?), którą można pomknąć z prędkością 4k km/h. Inna sprawa, że na razie trudno sobie wyobrazić, by Państwo Środka stworzy infrastrukturę dla tego wynalazku, która liczyłaby sobie tysiące kilometrów długości...

HyperFlight to projekt, który wydaje się niedorzeczny. Piszę to wprost, ponieważ wielu sceptyków między bajki wkłada podróżowanie z prędkością, o której mówią twórcy hyperloop. A tu przecież mowa o kilkukrotnym pobiciu tych wyników. Pojawia się myśl, że jakaś firma-krzak czy grupa szalonych naukowców postanowiła błysnąć w mediach lub zażartować z odbiorców. Podali 4 tysiące kilometrów, lecz równie dobrze mogli wspomnieć o prędkości światła. To po prostu brednie, o których nie ma sensu pisać. Jest jedno "ale".

O tym projekcie poinformował CASIC, czyli China Aerospace Science and Industry Corporation - to podmiot stojący za realizacją chińskiego programu kosmicznego. Ma swoje uczelnie, centra badawcze, firmy, potężnych partnerów, wielkie zamówienia. Należący do państwa gigant zatrudnia 135 tysięcy osób. Nie mówimy zatem o startupie, który chce zebrać milion dolarów w crowdfundingu, lecz potentacie budującym rakiety kosmiczne. Tenże potentat przekonuje, że chce zbudować konkurencję dla hyperloop. Idea działania ma być zbliżona, lecz nie identyczna. Na czym dokładnie ma to polegać i jakie będą główne różnice? Na razie nie wiadomo.

Chińczycy przedstawili wstępny plan rozwoju tego projektu. Na pierwszym etapie mają powstawać lokalne połączenia, na których HyperFlight poruszałby się z maksymalną prędkością tysiąca kilometrów na godzinę. W kolejnej fazie łączone mają być odległe skupiska ludzi na ternie Chin. Prędkość wzrośnie do 2 tysięcy km/h. Etap trzeci obejmuje podróże międzynarodowe i może być wpisany w plan Jeden pas i jedna droga, który to ma pomóc uczynić Chiny globalnym hegemonem. Nie jest zatem tak, że Chińczycy planują połączyć oddalone od siebie od 200 km miasta koleją (to nadal kolej?), którą można pomknąć z prędkością 4k km/h. Inna sprawa, że na razie trudno sobie wyobrazić, by Państwo Środka stworzy infrastrukturę dla tego wynalazku, która liczyłaby sobie tysiące kilometrów długości...

Ludzie stojący za tym pomysłem przekonują, że dla człowieka, jego organizmu, problemem nie jest sama prędkość, lecz przyspieszenie - w czasie lotu nie odczuwamy dużych prędkości, lecz moment startu (przypominam, że prędkość maksymalna Concorde wynosiła ponad 2 tysiące km/h). Rozwiązanie tego problemu ma być kluczem do tworzenia naziemnych instalacji, które mogłyby wozić ludzi, gdy licznik będzie wskazywał Mach 3.

Czy to wypali? Wzruszam ramionami przed komputerem. Może skończy się tak, jak z tym tramwajem, który miał się poruszać nad ulicami - będzie skandal i szukanie winnych. A może to zwyczajne prężenie muskułów przed Amerykanami, głównie przed Elonem Muskiem. Wszak ten człowiek niedawno chwalił się postępami prac nad hyperloop, ale najważniejsze jest to, że coraz lepiej radzi sobie w biznesie kosmicznym - głównej domenie działań CASIS. Przedstawiciele tego podmiotu mogą zwyczajnie chcieć uspokoić urzędników i polityków, pokazać, że wszystko jest pod kontrolą, bo SpaceX buduje jakieś kapsuły zabawki, a oni chcą jeździć z prędkości 4 k km/h. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.

Z drugiej jednak strony, Państwo Środka potrafi zaskoczyć. Nawet, jeśli nie uda się wejść na pułap Mach 3, wielkim osiągnięcie będzie przekroczenie prędkości dźwięku. HyperFlight może powstać i robić wrażenie - jeśli nie za 5 czy 10 lat, to za 2-3 dekady. Po miastach będziemy się poruszać cichymi autonomicznymi elektrykami, między miastami pomkniemy... cichym, elektrycznym wagonem. Tyle, że na jego liczniku będzie tysiąc km/h

Ludzie stojący za tym pomysłem przekonują, że dla człowieka, jego organizmu, problemem nie jest sama prędkość, lecz przyspieszenie - w czasie lotu nie odczuwamy dużych prędkości, lecz moment startu (przypominam, że prędkość maksymalna Concorde wynosiła ponad 2 tysiące km/h). Rozwiązanie tego problemu ma być kluczem do tworzenia naziemnych instalacji, które mogłyby wozić ludzi, gdy licznik będzie wskazywał Mach 3.

Czy to wypali? Wzruszam ramionami przed komputerem. Może skończy się tak, jak z tym tramwajem, który miał się poruszać nad ulicami - będzie skandal i szukanie winnych. A może to zwyczajne prężenie muskułów przed Amerykanami, głównie przed Elonem Muskiem. Wszak ten człowiek niedawno chwalił się postępami prac nad hyperloop, ale najważniejsze jest to, że coraz lepiej radzi sobie w biznesie kosmicznym - głównej domenie działań CASIS. Przedstawiciele tego podmiotu mogą zwyczajnie chcieć uspokoić urzędników i polityków, pokazać, że wszystko jest pod kontrolą, bo SpaceX buduje jakieś kapsuły zabawki, a oni chcą jeździć z prędkości 4 k km/h. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.

HyperFlight to projekt, który wydaje się niedorzeczny. Piszę to wprost, ponieważ wielu sceptyków między bajki wkłada podróżowanie z prędkością, o której mówią twórcy hyperloop. A tu przecież mowa o kilkukrotnym pobiciu tych wyników. Pojawia się myśl, że jakaś firma-krzak czy grupa szalonych naukowców postanowiła błysnąć w mediach lub zażartować z odbiorców. Podali 4 tysiące kilometrów, lecz równie dobrze mogli wspomnieć o prędkości światła. To po prostu brednie, o których nie ma sensu pisać. Jest jedno "ale".

O tym projekcie poinformował CASIC, czyli China Aerospace Science and Industry Corporation - to podmiot stojący za realizacją chińskiego programu kosmicznego. Ma swoje uczelnie, centra badawcze, firmy, potężnych partnerów, wielkie zamówienia. Należący do państwa gigant zatrudnia 135 tysięcy osób. Nie mówimy zatem o startupie, który chce zebrać milion dolarów w crowdfundingu, lecz potentacie budującym rakiety kosmiczne. Tenże potentat przekonuje, że chce zbudować konkurencję dla hyperloop. Idea działania ma być zbliżona, lecz nie identyczna. Na czym dokładnie ma to polegać i jakie będą główne różnice? Na razie nie wiadomo.

Chińczycy przedstawili wstępny plan rozwoju tego projektu. Na pierwszym etapie mają powstawać lokalne połączenia, na których HyperFlight poruszałby się z maksymalną prędkością tysiąca kilometrów na godzinę. W kolejnej fazie łączone mają być odległe skupiska ludzi na ternie Chin. Prędkość wzrośnie do 2 tysięcy km/h. Etap trzeci obejmuje podróże międzynarodowe i może być wpisany w plan Jeden pas i jedna droga, który to ma pomóc uczynić Chiny globalnym hegemonem. Nie jest zatem tak, że Chińczycy planują połączyć oddalone od siebie od 200 km miasta koleją (to nadal kolej?), którą można pomknąć z prędkością 4k km/h. Inna sprawa, że na razie trudno sobie wyobrazić, by Państwo Środka stworzy infrastrukturę dla tego wynalazku, która liczyłaby sobie tysiące kilometrów długości...

Ludzie stojący za tym pomysłem przekonują, że dla człowieka, jego organizmu, problemem nie jest sama prędkość, lecz przyspieszenie - w czasie lotu nie odczuwamy dużych prędkości, lecz moment startu (przypominam, że prędkość maksymalna Concorde wynosiła ponad 2 tysiące km/h). Rozwiązanie tego problemu ma być kluczem do tworzenia naziemnych instalacji, które mogłyby wozić ludzi, gdy licznik będzie wskazywał Mach 3.

Czy to wypali? Wzruszam ramionami przed komputerem. Może skończy się tak, jak z tym tramwajem, który miał się poruszać nad ulicami - będzie skandal i szukanie winnych. A może to zwyczajne prężenie muskułów przed Amerykanami, głównie przed Elonem Muskiem. Wszak ten człowiek niedawno chwalił się postępami prac nad hyperloop, ale najważniejsze jest to, że coraz lepiej radzi sobie w biznesie kosmicznym - głównej domenie działań CASIS. Przedstawiciele tego podmiotu mogą zwyczajnie chcieć uspokoić urzędników i polityków, pokazać, że wszystko jest pod kontrolą, bo SpaceX buduje jakieś kapsuły zabawki, a oni chcą jeździć z prędkości 4 k km/h. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.

Z drugiej jednak strony, Państwo Środka potrafi zaskoczyć. Nawet, jeśli nie uda się wejść na pułap Mach 3, wielkim osiągnięcie będzie przekroczenie prędkości dźwięku. HyperFlight może powstać i robić wrażenie - jeśli nie za 5 czy 10 lat, to za 2-3 dekady. Po miastach będziemy się poruszać cichymi autonomicznymi elektrykami, między miastami pomkniemy... cichym, elektrycznym wagonem. Tyle, że na jego liczniku będzie tysiąc km/h

Z drugiej jednak strony, Państwo Środka potrafi zaskoczyć. Nawet, jeśli nie uda się wejść na pułap Mach 3, wielkim osiągnięcie będzie przekroczenie prędkości dźwięku. HyperFlight może powstać i robić wrażenie - jeśli nie za 5 czy 10 lat, to za 2-3 dekady. Po miastach będziemy się poruszać cichymi autonomicznymi elektrykami, między miastami pomkniemy... cichym, elektrycznym wagonem. Tyle, że na jego liczniku będzie tysiąc km/h

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu