Recenzja

Huawei to już nie jest chińszczyzna – test flagowca Ascend P2

Karol Kopańko
Huawei to już nie jest chińszczyzna – test flagowca Ascend P2
17

Huawei nie należy już na pewno do pejoratywnie kojarzącego się segmentu budżetowej chińszczyzny. Teraz to producent aspirujący do TOP 5, który już dawno wyszedł z naśladowniczych powijaków Państwa Środka. Ascenda P2 da się używać z przyjemnością, choć producent nie zdołał też całkowicie usunąć śladó...

Huawei nie należy już na pewno do pejoratywnie kojarzącego się segmentu budżetowej chińszczyzny. Teraz to producent aspirujący do TOP 5, który już dawno wyszedł z naśladowniczych powijaków Państwa Środka. Ascenda P2 da się używać z przyjemnością, choć producent nie zdołał też całkowicie usunąć śladów swojej proweniencji. Jakich? Zapraszam do recenzji.

Na smartfonowym podwórku robi się coraz ciaśniej. Do podziału tortu zgłaszają się kolejni producenci i nie są to zgłoszenia bezpodstawne. "Młode wilki" z każdym kolejnym modelem telefonu prezentują coraz wyższy poziom, a takie ugruntowane marki jak Samsung czy LG, nie mogą już spokojnie odcinać kuponów od bliźniaczo-podobnych flagowców.

Jednym z takich producentów jest niewątpliwie Huawei, u nas przeważnie kojarzony z nazwą, której poprawną wymową wielu nie zawraca sobie głowy. W przyszłości ta chińska firma może jednak odegrać dość znaczącą rolę w rozwoju technologii, zwłaszcza jeśli utrzyma tempo w jakim uczy się od najlepszych. Ascend P1, nie był, krótko mówiąc, najlepszym telefonem jaki kiedykolwiek trzymałem w ręku; P2 to już jednak zupełnie inna bajka. Ale nie uprzedzajmy faktów...

Zaraz po wyjęciu smartfona z pudełka, w oczy rzuciło mi się jego nienaganne wykonanie. Choć i czemu się tu dziwić, w końcu to flagowiec, którym Huawei zamierza walczyć nie tylko ceną, ale przede wszystkim oferowanymi możliwościami. Urządzenie wygląda bardzo przyzwoicie i solidnie, a nawet elegancko. Nie jest to, co prawda poziom Nokii, która swoimi Lumiami znacząco wyróżniła się na rynku, ale Ascend zdecydowanie nie odstaje od czołówki pod względem wyglądu.

Huawei zdecydowało się tu także na użycie w obudowie (niewymienialnej) plastiku, który mi osobiście zupełnie nie przeszkadza, a sprawia tylko, że telefon jest lżejszy, niż w przypadku wykorzystania np. aluminium. Przyjemnego szlifu urządzeniu nadaje także polakierowanie go od spodu i z góry.

Jednak od razu odnotowałem też dość uporczywą jak dla mnie wadę. Port na karty microSIM, nie został wykonany w postaci wysuwanej tacki, a portu z zaślepką. Moja awersja do tego rozwiązania wynika z osobistych doświadczeń, kiedy to we wcześniej używanych sprzętach, podobna właśnie klapka często się odrywała i pozostawiała bardzo nieestetyczne wrażenie.

Zdecydowane na plus wypada za to zaliczyć obecność dedykowanego przycisku dla aparatu, ale o tym potem. Dodatkowo mamy jeszcze przyciski regulacji głośności. A z góry także wyjście słuchawkowe i co nietypowe złącze microUSB.

Niestety dalej czekało mnie dość niemiłe zaskoczenie, gdyż Huawei zdecydowało się na rezygnację z fizycznego przycisku "Home", który zwykle zdobi przestrzeń pod ekranem. Zamiast tego mamy komplet 3 reagujących na dotyk paneli. Cechę tę odczułem szczególnie ze względu na to, że na co dzień używam Samsunga Galaxy S3, gdzie taki przycisk jest doskonale wyczuwalny pod kciukiem. Po dłuższym użytkowaniu .

Zostawmy na moment technikalia i odpalmy w końcu ten telefon. Pracuje on oczywiście na Androidzie, ale ze zmodyfikowaną, autorską nakładką Emotion UI, która mi bardzo przypadła do gustu. Wygląda bardzo estetycznie, jest minimalistyczna i do tego bardzo funkcjonalna. Nie mamy tu menu, w którym po kilku wizytach w Google Play możnaby się pogubić, a jego rolę przejął ekran główny, na którym możemy katalogować wszystkie aplikacje. Wymaga to na użytkowniku pewnej dyscypliny w zarządzaniu miejscem, ale po spersonalizowaniu sprawdza się świetnie.

Dobre wrażenie robi także wyświetlacz o rozmiarze 4,7 cala i rozdzielczości HD. Został on wykonany w technologii IPS LCD i co dla mnie jest bardzo ważne zdecydowanie lepiej radzi sobie w słońcu niż moja S "trójka". Poza tym nie wyróżnia się niczym na plus, ani na minus.

Pożyteczną w zimie funkcjonalnością będzie za to na pewno Magic Touch, który zwiększa czułość na dotyk, do tego stopnia, że możliwa staje się obsługa w  rękawiczkach. Sprawdziłem, działa. Choć w granicach rozsądku i grube bawełniane mufki babci nie wchodzą tu w grę.

Wiemy już mniej więcej jak produkt wygląda, ale ja to kiedyś napisał klasyk - najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. A w środku mamy do czynienia z czterordzeniowym procesorem K3V2, autorstwa niezbyt znanej w świecie firmy HiSilicon. Każdy z rdzeni A9 taktowany jest zegarem 1,5 GHza. Natomiast za grafikę odpowiada układ Vivante GC 4000. Na papierze wygląda to obiecująco, nie inaczej jest też w praktyce. Interfejs działa płynnie, a spadki płynności były jedynie okazjonalne. Strony także nie zacinają się podczas przeglądania, a pdfy ładują się z szybkością na poziomie mniej więcej Galaxy S3.

Jednak zastosowane kawałki krzemu nie należą już do najnowszych i np. w grach możemy poczuć różnice w stosunku do modeli opartych np. o najnowsze Snapdragony czy Tegry. Moje obserwację potwierdzają zresztą wyniki benchmarków.

Powróćmy teraz do zaanonsowanego wcześniej aparatu. W skrócie: zastosowana 13 - megapikselowa matryca naprawdę daje radę i robi zauważalnie lepsze zdjęcia niż moja S3.Mamy tu też do dyspozycji ksenonową lampę, choć tak jak w przypadku wszystkich smartfonowych aparatów, może ona tylko nieco podratować zdjęcia wykonywane przy słabym oświetleniu.

Te właśnie cierpią na znaczne rozmazanie i mocno traktowanie algorytmami odszumiającymi. Ale temu nie należy się dziwić. Za to zdjęcia wykonane przy dobrym oświetleniu są ostre i stosunkowo żywe, a także bogate w szczegóły. Świetnie przy fotografowaniu sprawdza się dwustopniowy przycisk spustu migawki, którego tak brakuje mi w linii Galaxy.

Często też zżymam się na to jak dużo czasu mija od momentu chwycenia zablokowanego jeszcze telefonu do ręki, do chwili wykonania zdjęcia. Tutaj problem ten został pomysłowy rozwiązany - wystarczy dwa razy, szybko przycisnąć aparatowy przycisk, aby w ciągu ok 3-4 sekund odblokować telefon, wykonać zdjęcie i uchwycić coś, co wolniejsze aparaty pomijają.

Na koniec zostawiłem jeszcze baterię. Jest ona dość pojemna, bo to model 2420 mAh. W połączeniu z autorską techniką oszczędzania energii, a także podzespołami, które nieco odstają od czołówki daje to sytuację, w której Ascend potrafi wytrzymać na baterii nawet więcej niż jeden dzień, co w dzisiejszych czasach codziennego ładowania jest nie lada wyczynem. Półtora dnia to dla P2 norma, choć musicie się liczyć z tym, że zależy ona mocno od sposobu użytkowania.

Przyznam się szczerze, że mam z nowym Huaweiem ciężki orzech do zgryzienia. Niby jest to flagowiec z dobrym ekranem, pojemną baterią, przyjaznym interfejsem i świetnym aparatem z kamerą FullHD, ale czegoś mu brakuje. Odstaje od liderów wydajnością, rozdzielczością wyświetlacza i nawet nie leży jakoś tak przyjemnie w dłoni (to ostatnie mocno subiektywne).

Modelem P2 Huawei pokazuje swoje aspiracje, ale także to, że musi się jeszcze trochę nauczyć, zanim zaprezentuje światu coś, co będzie biło konkurentów na głowę. Jednak widząc tempo w jakim Chińczycy nadrabiają dystans do czołówki, śmiem twierdzić, że może to nastąpić bardzo szybko. Póki co Ascend nadal musi mocno konkurować ceną.

Gdybym miał ten telefon opisać jedną metaforą to napisałbym, że jest on młodzieńcem z sierocińca, którego wielu spisywało na straty, ale ten wziął się garść i zdołał znaleźć dobrą pracę i założyć rodzinę. Czy uda mu się awansować, choć koledzy lubią podstawiać mu nogi?

Jak się sprawuje aparat?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu