Huawei

Honor 9 - pierwsze wrażenia. OIS i UFS 2.1 nie zostali zaproszeni na imprezę

Tomasz Popielarczyk
Honor 9 - pierwsze wrażenia. OIS i UFS 2.1 nie zostali zaproszeni na imprezę
17

Lightcatcher - takim hasłem podczas dzisiejszej konferencji Huawei promował swojego nowego smartfona. Honor 9 to na papierze właściwie klon modelu P10 - tegorocznego flagowca firmy. Różnic jest jednak więcej, niż by mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.

Honor 9 budzi sporo emocji. Zacznijmy od końca, a więc ceny smartfona. W Polsce wyceniono go na 2199 złotych. Za takie pieniądze możemy mieć m.in. OnePlus 5, a nawet samego Huaweia P10, dla którego przecież nowy Honor ma być tańszą alternatywą. Czyżby coś zatem nie wyszło? Dodajmy, że w Niemczech Honor 9 jest wyceniany na 449 euro, a to daje niespełna 1900 złotych. Gdyby u nas Honor 9 kosztował tyle, byłby bez wątpienia łakomym kąskiem. Ale nie kosztuje.

Design Honora 9, czyli gdzieś to już widziałem...

Honor 9 jest przepiękny. Podoba mi się zarówno w czarnej, niebieskiej (w tej szczególnie), jak i szarej wersji kolorystycznej. Oczywiście to kwestia gustu i preferencji, jakiego typu konstrukcje wybieramy. Dla jednych ideałem jest metalowa unibody, a dla innych szklany tył połączony z aluminiową ramką. Pierwsza opcja jest bardziej wytrzymała i jej fani wybiorą pewnie prędzej Huawei P10. Jednak nic nie wygląda absolutnie lepiej w świecie smartfonów od dwóch tafli szkła połączonych aluminiową ramką - tu wygrywa Honor 9. A dodam od siebie, że takie rozwiązanie jest też bardziej praktyczne, bo nie ślizga się tak w dłoni.

Krawędzie Honora 9 są delikatnie profilowane, co sprzyja wygodniejszemu chwytowi. W oczy rzucają się tutaj jednak mało estetyczne plastikowe wstawki anteny - sprawiają wrażenie dość grubych. Na dole umieszczono złącze USB-C, port minijack oraz głośniczek multimedialny wraz z mikrofonem rozmów. U góry mamy dodatkowy mikrofon do redukcji szumów oraz port podczerwieni (Honor 9 może pełnić rolę pilota - obsługiwanych jest ponad 2,5 tys. modeli urządzeń RTV i pochodnych). Szufladkę na kartę SIM i MicroSD (umieszczaną w drugim slocie na SIM) znajdziemy po lewej stronie, a przyciski zasilania i regulacji głośności po prawej. Słowem - klasyka.

Przód nie szokuje. Pod ekranem mamy ceramiczny czytnik linii papilarnych zintegrowany z przyciskiem home. Po bokach umieszczono guziczki back i multitasking - są one oznaczone identycznie jak w OnePlus 5, a więc podświetlanymi kropkami. Nad ekranem znajdziemy, głośnik rozmów, czujnik światła, zbliżeniowy oraz obiektyw kamerki 8 Mpix. Ekran o przekątnej 5,15 cala sprawia wrażenie przyzwoitego. Niestety ramkom nadal daleko do ideału - ekran otoczono bowiem jeszcze dodatkową, czarną oblamówką, której nie widać po wygaszeniu.

Wyjątkowo prezentuje się tył smartfona. W moich rękach znalazł się model Glacier Grey, który mieni się w świetle nieco inaczej, tworząc przyjemne dla oka srebrno-szare refleksy. Producent mówi tutaj o zastosowaniu szkła 3D składającego się z aż 15 warstw. Nie jest to de facto nic nowego, bo już poprzednik oferował tego typu doświadczenia. Trzeba jednak przyznać, że prezentuje się fenomenalnie.

Od razu warto zwrócić uwagę na sam aparat, a właściwie aparaty. Mamy tutaj rozwiązanie identyczne, jak w Huawei P10, a więc 12 Mpix RGB  + 20 Mpix mono, przysłonę f/2,2, laserowy autofocus oraz podwójną diodę doświetlającą LED. Różnica polega jednak na braku optycznej stabilizacji obrazu OIS - zamiast tego musimy się zadowolić EIS. Nie ma oczywiście też brandingu Leici. Nie napisałbym jednak, że jest to zły aparat - wręcz przeciwnie, jeden z najlepszych na rynku. Huawei co prawda nie zaszalał z przysłoną, co u niego typowe. Całość została jednak oparta na solidnych fundamentach i dopracowana od strony software'owej. Myślę, że każdy posiadacz Honora 9 będzie zadowolony z jego możliwości fotograficznych, choć oczywiście piszę to na razie jedynie na bazie kilku zdjęć.

Wizualnie Honor 9 bardzo mocno przypomina mi Samsunga Galaxy S7. Pod pewnymi względami jest wręcz łudząco podobny. Może to właśnie taka taktyka firmy, żeby podkradać klientów zarówno Apple'owi (za pomocą podobnego do niego modelu P10) i Samsungowi jednocześnie. Czego by nie mówić, wizualnie i konstrukcyjnie jest super.

Duży nacisk położono na audio. Marketingowy nazwali zastosowaną tutaj technologię "Honor Purity". Ma ona być efektem współpracy z nagrodzonym Grammy producentem Rainerem Maillardemoraz firmą Monster. Póki co jednak trudno mi cokolwiek więcej na temat efektów napisać (nie obędzie się bez porównania z poprzednikiem).

Reszty nie trzeba

Na tym właściwie mógłbym zakończyć i odesłać Was do naszych materiałów na temat Huawei P10. Pod względem parametrów smartfony są bowiem do siebie łudząco podobne. Oczywiście mamy do dyspozycji kilka wersji różniących się pojemnością i pamięcią RAM, ale do Polski trafi tylko jedna - 4 GB RAM oraz 64 GB pamięci wewnętrznej. Warto od razu dodać, że są to kości LPDDR4 oraz eMMC. Zabrakło zatem szybkich UFS 2.1, które znajdziemy m.in. w OnePlus 5. Za moc obliczeniową odpowiada zaprawiony już w bojach Kirin 960, który ma dawać efekty lepsze niż Exynos w Galaxy S8 (a przynajmniej tak zapewniano podczas konferencji).

Jak na razie największym problemem Honora 9 wydaje się być cena. To bardzo przyzwoite urządzenie i trudno mi wskazać większe wady. Znacznie łatwiej napisać o brakach, a tych jest kilka. Na liście wielkich nieobecnych znalazły się m.in. UFS 2.1 oraz OIS. Pozostaje mieć nadzieję, że cena Honora 9 będzie szybko spadać i lada moment osiągnie akceptowany próg. Ja tymczasem zaczynam dwutygodniowe testy, po których będę mógł napisać o urządzeniu znacznie więcej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu