Niezgrani

Gry wiecznie żywe: Fallout 2

Paweł Bujanowicz
Gry wiecznie żywe: Fallout 2
0

Fallout 2 miał swoją premierę w rok po premierze pierwszej części. Gra była dużo większa i bardziej rozbudowana, z poprawioną mechaniką i nowymi funkcjonalnościami. Mordercze tempo pracy nad sequelem spowodowało jednak, że nie uchronił się on od znaczącej ilości błędów, które początkowo były najisto...

Fallout 2 miał swoją premierę w rok po premierze pierwszej części. Gra była dużo większa i bardziej rozbudowana, z poprawioną mechaniką i nowymi funkcjonalnościami. Mordercze tempo pracy nad sequelem spowodowało jednak, że nie uchronił się on od znaczącej ilości błędów, które początkowo były najistotniejszym zarzutem krytyków i graczy na całym świecie. Mimo wszystko do dziś oba Fallouty uważane są za jedne z najlepszych gier cRPG, a część fanów uważa „dwójkę” za lepszą od pierwowzoru.

Jestem świeżo po ponownym ograniu obu części i naprawdę trudno wyrazić mi jednogłośną opinię. Cenię sobie spójność pierwszego Fallouta, ale chyba więcej radości daje mi rozmach sequela. Czy dzisiaj robi jeszcze takie wrażenie jak kiedyś, czy to tylko sentyment?

Chciałem, żeby moje kolejne podejście do postapokaliptycznej przygody było wyjątkowe i inne niż poprzednie. Ze względu na dużą wolność wyboru jaką daje gra, mogłem zdecydować co sprawi, że tym razem rozgrywka będzie wyglądała inaczej. Pierwszy i chyba najważniejszy moment, gdzie moje decyzje wpłynęły na dalsze losy bohatera to tworzenie postaci. Pamiętam moich protagonistów z poprzednich sesji z Falloutem. Zawsze te same umiejętności, podobne statystyki i niemal identyczna kolejność, w jakiej odwiedzałem lokacje i wykonywałem zadania. Tym razem postawiłem na radykalne zmiany. Zacząłem jako kobieta specjalizująca się w walce wręcz i tak już zostało – przez całą grę nie wystrzeliłem ani jednego pocisku z broni palnej ani energetycznej. Fallout 2 zyskał dla mnie nowe oblicze. Po pierwsze większość napotykanych postaci to faceci, którzy Wybrankę traktują dość przedmiotowo. Chociaż trudniej było mi się wczuć w postać, to miałem polewkę, kiedy mężczyźni rzucali w moją stronę podtekstami lub otwarcie proponowali seks. Największa różnica to jednak zupełna zmiana stylu gry. Potyczki z jawnych demonstracji siły ognia zmieniły się w kombinowaną walkę podjazdową. Na wyższych poziomach skradanie zaczęło odgrywać dużą rolę, a to za sprawą perka Silent Death, który pozwalał zadawać podwójne obrażenia dzięki ciosowi w plecy. Poza tym nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż krytyczne trafienie po kopniaku w głowę! Zacząłem jednak tak jak każda postać. Zwykły dzikus z małej wioski, który – podobnie jak w pierwszej części – musi uratować swoją społeczność przed wyginięciem.

Po prawdzie to nasza wioska, Arroyo, wcale taka zwykła nie jest. Założył ją Vault Dweller, czyli przybysz z Krypty 13, główny bohater pierwszego Fallouta, a dla Wybrańca – dziadek. Więzy rodzinne to główny wątek nawiązujący do pierwszej części, sama akcja to zupełnie odrębna historia. Z początku naszym zadaniem jest odnalezienie G.E.C.K.a, czyli Garden of Eden Creation Kit, który ma użyźnić glebę i zapewnić podupadającej wiosce dobrobyt. Im dalej w las, tym na naszych barkach spoczywać będą coraz bardziej odpowiedzialne zadania, aż w końcu za skórę głównemu bohaterowi zajdzie Enklawa, czyli paramilitarna organizacja uzurpująca sobie prawo do rządzenia całymi pustkowiami. Mało kto jest im się w stanie sprzeciwić, gdyż armia Enklawy dysponuje zaawansowaną technologią, a centrum dowodzenia znajduje się na platformie u wybrzeży Stanów Zjednoczonych, przez co jest ciężko dostępne. Zanim jednak gracz zdobędzie sprzęt i umiejętności, które pozwolą mu stawić czoła przeciwnikowi, czeka go mnóstwo atrakcji na lądzie.

W Falloucie 2 wszystkiego jest więcej niż w poprzedniku. Więcej lokacji, więcej questów, więcej przedmiotów i więcej postaci niezależnych, które możemy zrekrutować. Tak właśnie miało być w założeniu twórców i udało się to zrealizować, choć część treści i tak nie zmieściła się do finalnej wersji gry i jest teraz dostępna do pobrania jako nieoficjalne rozszerzenie Fallout 2 Restoration Project. To danie zostawiam sobie na deser, gdyż przed napisaniem tekstu chciałem przywołać stare wspomnienia, a nie zniekształcać swoje spojrzenie nową zawartością. Wróćmy do różnic pomiędzy obiema częściami serii. Ich brak rzucał mi się w oczy już podczas gry w pierwszego Fallouta, dlatego teraz odetchnąłem z ulgą i w pełni doceniam zmianę na lepsze. Moi towarzysze w końcu przestali mi zagradzać drogę, co nieraz kończyło się koniecznością wczytania ostatniego zapisu. Teraz pojawiła się opcja odepchnięcia ich. W końcu mamy też możliwość zakładania NPCom pancerzy, żeby przestali ginąć jak muchy podczas dłuższych wymian ognia. Zarządzanie niesionymi przez nich rzeczami też stało się prostsze i nie wymusza na graczu używania umiejętności kradzieży. W końcu poprawiono trochę AI i rzadziej zdarza się nam od nich oberwać, bo kiedy staniemy na linii ognia, towarzysz potrafi zrobić kilka kroków i dopiero oddać strzał. Zmieniły się zasady handlowania z innymi postaciami niezależnymi. Klimatyczną walutę z Fallouta (kapsle) zastąpiły zwykłe amerykańskie dolary. Kupcy nie mają już nieskończonych zasobów gotówki, dlatego nie tak łatwo dorobić się tutaj fortuny. A ta czasami się przydaje, bo w grze kupić można między innymi samochód, który oprócz tego, że przyspiesza podróżowanie po mapie świata, to jeszcze pozwala przewozić w bagażniku tonę gratów, które normalnie nie zmieściłyby się w plecaku. Kolejną zmianą są dialogi. Nie wiem na ile to moja subiektywna opinia, a na ile fakt, ale wydaje mi się, że w „dwójce” linii dialogowych jest więcej, częściej można coś załatwić samą gadką, ale przede wszystkim scenariusze rozmów są lepiej napisane. O ile pierwsza część była mroczna i przygnębiająca z odrobiną czarnego humoru, to tutaj naprawdę można się pośmiać. I to nie tylko podczas losowych spotkań easter eggowych, których jak się domyślacie – również jest więcej niż w pierwowzorze.

Dwie pierwsze części Fallout to bez wątpienia klasyka gatunku i klasyka gier komputerowych w ogóle. Przez wielu uznawane za arcydzieło, dla mnie również są jednymi z najlepszych produkcji w branży i doskonale przetrzymały próbę czasu. Granie z patchem odblokowującym wysokie rozdzielczości nie odrzuca brzydotą i pozwala zanurzyć się we wspomnieniach. Jeśli macie w sobie nostalgię, to warto wrócić do Fallouta 2 i spróbować ukończyć go w inny sposób niż kiedyś. Możecie wtedy, podobnie jak ja, odkryć zupełnie nową twarz tej fantastycznej gry cRPG. Jeżeli nigdy nie graliście w ten tytuł, a znacie tylko współczesne, trójwymiarowe odsłony – to warto spróbować. Drugi Fallout jest inny niż poprzednik, ale większość zmian jest zdecydowanie na plus. Gdybyście się zdecydowali na odświeżenie sobie tego tytułu, dajcie znać jak według Was przeszedł próbę czasu. Ja życzę samych krytycznych trafień i oby Wam się nigdy stimpaki nie kończyły.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu