Niezgrani

W co grać na Nintendo 3DS — część siódma

Kamil Świtalski
W co grać na Nintendo 3DS — część siódma
2

I kolejna odsłona naszego cyklu. Po raz kolejny mocno japońska i RPGowa — ale co poradzić, tym razem również skupiamy się głównie na wydanych w ostatnich tygodniach nowościach. A nie da się ukryć, że posiadacze przenośnej konsolki Nintendo zostali w ostatnich dniach naprawdę mocno rozpieszczeni — szczerze mówiąc, sam nie wiedziałem w co grać najpierw. Tym bardziej, że wśród gier znalazło się dużo naprawdę wartych uwagi tytułów — przekonajcie się sami!

Mega Man Legacy Collection

Nie przypominam sobie z czasów rynkowych kartów na Pegazusa, aby Mega Man święcił u nas specjalnie tryumfy. Co innego za Wielką Wodą, gdzie Nintendo w czasach 8-bitowych sprzętów było nie do pokonania, a przygody bohatera w niebieskim kombinezonie spędzały tysiącom ludzi sen z powiek — i nie mam tutaj na myśli wyłącznie poziomu trudności, który w dzisiejszych czasach wielu bez kozery może zaklasyfikować jako „wyśrubowany”.

Bo faktycznie — żadna z sześciu klasycznych, wydanych pierwotnie na Nintendo Entertainment System, gier nie należy do łatwych. Klasyczne, pikselowe, platformówki mają to do siebie, że wymagać będą od nas małpiej zręczności i pokładów cierpliwości. Spodziewajcie się, że każda z dostępnych w kolekcji gier zrobi dokładnie to samo. Ale jak na kolekcję z prawdziwego zdarzenia przystało, stare odsłony gier na małym ekranie to jeszcze nie wszystko, co chce nam zaproponować Capcom.

Bo oprócz nich przygotowano dla nas także zestaw dodatkowych wyzwań, w których będziemy mogli kolejno sprawdzać nasze umiejętności — choć warto mieć, że jedenaście z nich można odblokować jedynie przy pomocy figurek Amiibo. Sekcja pojedynków z bossami da nam możliwość sprawniejszego wyuczenia się ich ruchów i sztuczek, którymi to lubią nas zaskakiwać, a kiedy już będziemy mieli dość tego wszystkiego — na deser możemy obejrzeć cały zestaw archiwalnych materiałów związanych z grami — w tym m.in. zestaw plakatów czy okładek dla każdego z regionu. Nic nie stoi zresztą na przeszkodzie, aby przełączyć się na wydanie wskazanej gry w innym regionie.

Elementem który może budzić wątpliwości, są spowolnienia podczas rozgrywki. Dla tych, którzy nigdy nie grali w żadną z tych gier na oryginalnym sprzęcie — mogą być one szokujące, ale… tam również były obecne, stąd podoba mi się dbanie o szczegóły — co ciekawe, wspomniane lagi potrafią różnić się w zależności od wybranej przez nas regionalnej wersji gry — tak jak miało to miejsce w oryginale.

Mega Man Legacy Collection to fajnie opracowany zestaw klasyków, które warto poznać. Każda z tych gier dostępna jest także osobno w eShopie w formie Virtual Console, jeżeli jednak chcielibyście zapoznać się ze wszystkimi, to zdecydowanie warto rozważyć zakup zestawu, który — jak już wspominałem — ma do zaoferowania „coś ekstra”.

Pokémon Super Mystery Dungeon

Dla wielu miłośników Pokemonów jest tylko jedna seria z ich udziałem — i mam tu na myśli główną linię RPG, która zadebiutowała na przenośnych konsolach Nintendo dwadzieścia lat temu. Przez ten czas doczekała się całego zestawu spin-offów — zarówno mniej, jak i bardziej udanych. Tytuł który chciałbym Wam dziś polecić to spin-off na tyle dobrze przyjęty, ze już od ponad dekady serwowane nam są jego kontynuacje. Wszystko zaczęło się W 2005 roku na GameBoyu Advance, później znalazło się dlań miejsce na DS, Wii oraz 3DSie gdzie dotarła już jego druga część.

Pokémon Super Mystery Dungeon to dziesiąty już z kolei rogalikowy dungeon crawler, w której wraz z naszymi kompanami wyruszamy na ratunek światu pełnym kieszonkowych stworków. Naszym celem jest zapobiec tamtejszemu kryzysowi, w ramach którego tajemnicze moce zamieniają legendarne Pokemony w kamienne posągi. Fabuła, jak to przeważnie w podobnych grach bywa, jest jedynie wymówką by zaprosić nas do świata pełnego losowo generowanych lochów, w których przyjdzie nam stoczyć tysiące turowych pojedynków. Główna linia fabularna, odrobina zadań pobocznych, jedno jest pewne — będzie co robić. Bowiem jak na przedstawiciela gatunku przystało, możemy zapomnieć o wyuczeniu się czyhających na nas pułapek i wcześniejszym przygotowaniu się na niebezpieczeństwo. Naturalnie, jak to zwykle wśród Pokemonów bywa, dużo zależy od natury — a co za tym idzie skrywanych słabości — stworka którym będziemy operować. Co ciekawe, tym razem nowych przyjaciół nie zdobywamy pokonując ich, a dzięki nowemu systemowi: Connection Orb. Dopiero po wykonaniu zadania dla danego gatunku, zostaje on naszym pomocnikiem.

Kolejna odsłona dungeonowego cyklu to sequel z prawdziwego zdarzenia: jest więcej, lepiej, ładniej i z delikatnymi zmianami, które powinny w pełni usatysfakcjonować starych wyjadaczy, a dzięki wprowadzanym zmianom w systemie — bez problemu przyciągnąć także nowych graczy. Warto dodać, że to rzecz nie tylko dla największych fanów marki, bo mimo naiwnej, cukierkowej i kolorowej oprawy pełnej kojarzącej się z młodszą publiką — to naprawdę wymagająca zabawa!

Return to PoPoLoCrois: A Story of Seasons Fairytale

W ostatniej odsłonie cyklu pisałem o wspaniałym Story of Seasons, wspominając wtedy o problemach z zachodnim nazewnictwem serii i roszczeniami do tytułu Harvest Moon. Return to PoPoLoCrois jest najświeższym tytułem Marvelous, który poszedł o krok dalej niż tradycyjne odsłony serii o ciężko pracującym rolniku. Połączył bowiem zarządzanie farmą z klasyczną w formie grą jRPG.

I zrobił to w naprawdę zręczny sposób, dzieląc całą zabawę na dwie części. Pierwszy to, no właśnie, zabawa w farmera. Sadzenie roślin, podlewanie, dbanie o nasze plony i cały zwierzyniec, a kiedy już rozwiniemy nasze umiejętności i gospodarstwo, zyskujemy dostęp do większej ilości nasion i nowych gatunków. Tym co wyróżnia grę na tle pozostałych jej odsłon jest brak presji — nie musimy martwić się o to, że się z czymś nie wyrobimy, albo że zabraknie nam czasu. Wszystko toczy się w wyjątkowo leniwej atmosferze, która urzeka swoim stoickim spokojem… ale spokojnie — kiedy poczujecie się tą częścią zabawy znudzeni, możecie ruszyć w drogę!

W drodze zaś, wraz z ekipą znanych z poprzednich odsłon PoPoLoCrois bohaterów, zapuszczamy się do pełnych wrogich stworzeń lochów, w których toczymy emocjonujące pojedynki w turowej formie. A jeśli i te po dłuższej chwili was znudzą i niekoniecznie będziecie mieli ochotę wracać na sielankowe farmy, możecie zadbać o budowanie relacji z innymi mieszkańcami tamtejszego świata, albo zatracić się w jednej z przygotowanych przez autorów mini-gier.

Return to PoPoLoCrois: A Story of Seasons Fairytale to ciekawe pomieszanie znanych i lubianych z innych gier pomysłów i złączenie ich w jedną, logiczną — a co najważniejsze także spójną — całość. Całość o tyle przyjemniejszą, że dodatkowo skąpaną także w urzekającej swoją słodkością oprawie, które pokazuje że gry na 3DS mogą prezentować się wspaniale — wystarczy tylko znaleźć dla nich odpowiedni styl.

The Legend of Legacy

Efekt współpracy studia Furyu oraz Grezzo. Duchowy spadkobieraca kultowej w pewnych kręgach, choć niespecjalnie popularnych wśród europejskich mainstreamowych graczy, serii SaGa. To gra na którą Europa musiała poczekać znacznie dłużej niż reszta świata, ale kilka tygodni temu za sprawą NIS America tytuł w końcu zadebiutował na naszym rynku. I muszę przyznać, że sprawdził się w bojach dużo lepiej niż się spodziewałem, ale…

No właśnie — ale nie jest to gra dla wszystkich. The Legend of Legacy to bardzo specyficzny typ gry RPG, w której fabuła schodzi na drugi plan. Jest szczątkowa, a może nawet mniej… służy twórcom jedynie jako pretekst, aby móc zaserwować nam zestaw bohaterów oraz zestaw bohaterów umiejscowionych w czasie i przestrzeni. A tą przestrzenią jest nic innego niż wyspa Avalon — święty ląd, po którym kroczyć możemy jednym z siedmiu dostępnych bohaterów. Każdego z nich wyróżnia odmienny styl walki oraz inna historia — chociaż tak jak mówię, ta druga to tylko marny dodatek i prawdopodobnie nie ma szans kogokolwiek wciągnąć na dłużej.

Tym co wyróżnia grę na tle konkurencji jest zupełnie inne niż to klasyczne podejście do kwestii rozwoju postaci i tego, w jaki sposób te rosną w siłę. Punkty doświadczenia nie wpływają na to czego się nauczymy, bo od początku mamy dostęp do całej palety ruchów. W zależności jednak od naszego wyposażenia, wybrane z nich rosną w siłę. I mimo że wszystko odbywa się w formie turowej, dla większości graczy przyzwyczajonych do standardowego modelu — takie rozwiązanie jest kubłem zimnej wody. Bo nie dość, że od razu jesteśmy rzuceni na głęboką wodę dostając do dyspozycji ogromną paletę umiejętności którą musimy sami opanować, to jeszcze dość szybko musimy zastanowić się nad którymi z nich chcemy pracować i je rozwijać — a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zestaw zmiennych, bazujących na tamtejszych kryształach żywiołów. W skrócie: dużo walk, grindu w najczystszej postaci oraz kombinowania.

Pod względem technicznym gra stoi na bardzo wysokim poziomie — o ile efekty 3D nie robią specjalnie dużego wrażenia, o tyle ogólnie opracowanie i animacje robią bardzo pozytywne wrażenie. No ale nikt nie powinien być zdziwiony — w końcu jedną z ekip maczających palce przy grze było Grezzo, które odpowiada m.in. za 3DSowe porty obu gier z serii The Legend of Zelda z N64.

Podsumowując: The Legend of Legacy to gra ciekawa. Specyficzna, nastawiona na konkretnego odbiorcę (tu: fana ciężkich, długich, pełnych kombinacji walk). Jeżeli wpisujecie się w ten schemat — warto przyjrzeć się jej bliżej, tym bardziej że podobnych produkcji na rynku gier w ostatnim czasie nie ma za wiele.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu