Google

Google w brutalny sposób dowiaduje się, że walka z fake news nie jest łatwa

Jakub Szczęsny
Google w brutalny sposób dowiaduje się, że walka z fake news nie jest łatwa
21

Google to jedna z tych firm na rynku usług informatycznych, której naturalną misją w ostatnim czasie stało się zwalczanie zjawiska rozprzestrzeniania nieprawdziwych informacji. O ile zostały podjęte ku temu słuszne kroki, okazują się one być absolutnie niewystarczające, bo... inwencja osób stojących za fałszywymi treściami jest po prostu zbyt duża.

Pojawiły się w sieci strony, na których można znaleźć potwierdzenia dla sensacyjnych czasami nagłówków prasowych. Taką misję prowadzą Snopes oraz PolitiFact, które są znane z tego, że stosunkowo szybko weryfikują przypadki, w których intencjonalnie bądź nie - kogoś poniosła fala fantazji i tym samym, uskutecznia tworzenie się nieprawdziwych przekazów w mediach. Niestety, mechanizm AdWords i jego twórcy nie przewidzieli tego, że sieć reklamowa może stać się kanałem dystrybucji fake news - nawet na takich stronach, które słyną z tego, że prostują fałszywe treści.

Na stronach PolitiFact oraz Snopes znalazły się bowiem reklamy, oczywiście skrojone pod odpowiednią grupę docelową, które oferowały czytelnikom z ich punktu widzenia atrakcyjne treści. Materiały sponsorowane w ramach AdWords dotyczyły sensacyjnych nagłówków prasowych, wedle których np. Melania Trump miałaby wkrótce opuścić Biały Dom. To oczywiście wierutna bzdura. Po kliknięciu w taką treść dostarczoną przez mechanizm reklamowy Google, użytkownik był przenoszony na stronę, która do bólu przypominała witryny reprezentujące największe firmy medialne działające w sieci. To oczywiście miało podnieść stopień zaufania do tych tworów, dzięki czemu użytkownik - rzeczywiście mógł zostać wprowadzony w błąd. A stąd jest tylko krok do tego, aby nieprawdziwą informację przekazać dalej... i dalej...

Prawdziwym celem było jednak dostarczenie użytkownikom reklam

Po przeczytaniu kilku linijek absolutnie fałszywego tekstu wyświetlała się reklama, która była właściwie wisienką na torcie całego procederu. Z punktu widzenia twórców tej zorganizowanej akcji było to jak najbardziej opłacalne. Sensacyjny nagłówek na stronie, która podaje jedynie sprawdzone dane mógł stanowić zaproszenie do pogłębienia wiedzy - tej z kręgu prawdziwych, zweryfikowanych i wolnych od wyobraźni autora. Kontrowersyjne działanie mechanizmu AdWords oczywiście spotkało się z krytyką środowisk wspierających inicjatywy mające na celu zlikwidowanie zjawiska fake news. Trzeba jednak zastanowić się, czy rzeczywiście Google jest odpowiedzialne za powstanie tej sytuacji? Cóż, nie. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć, a Google ma tak wiele produktów pozwalających na dystrybuowanie treści, że trudno jest to w całości ogarnąć.

Mało tego, trudno jest zapanować nad rozprzestrzenianiem fake news w ogóle - również dlatego, że użytkownicy żyją w bańkach informacyjnych, w których uważają, że ich poglądy są jedynymi słusznymi i co więcej - wyznawanymi przez większość. Idea internetu zderzyła się zatem z nowymi problemami, które nijak nie ułatwiają wypleniania z niego treści, które zaburzają ten pożądany - prawdziwy, klarowny przekaz. I niestety - mimo intencji Google, Facebooka i innych podmiotów, raczej fake news się nie pozbędziemy. Wszystko to dzieje się również z powodu braku odpowiednich kompetencji wśród czytelników, które pozwalałyby im na weryfikowanie informacji na bieżąco.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu