Gry

Emulatory to nie tylko wcielone zło. To także legalne rozwiązania dla starych gier na współczesnych platformach!

Kamil Świtalski
Emulatory to nie tylko wcielone zło. To także legalne rozwiązania dla starych gier na współczesnych platformach!
39

Emulacja starych gier to temat jak najbardziej żywy. Lubimy powracać do tego, co dobrze nam znane — w tej czy innej formie. Zatwardziali gracze retro krzyczą wszem i wobec "emulacja — profanacja!" Możliwe, jedno jednak jest pewne: emulacja to nie wcielone zło w najczystszej postaci.

Emulatory: co to takiego?

Emulowanie to nic innego, jak programowe odtwarzanie platform w ich całym dobrodziejstwie. Dzięki niemu na współczesnych komputerach, smartfonach czy konsolach możemy cieszyć się starymi grami, których najnowszy Windows nie obsługuje. Przy okazji mamy jeszcze możliwość zahaczyć o światy rozmaitych konsol i komputerów — głównie tych sprzed lat, których nie kupimy już w lokalnej sieciówce z elektroniką.

Zła reputacja

Emulatory często postrzegane są jako zło wcielone. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wielu ludzi wciąż kojarzy je z piractwem. Internet pełny jest obrazów dysków oraz zrzutów kartridży, którymi można zasilić te niewielkie programy i cieszyć się w ten sposób klasykami. Nie jest to jednak takie proste, po pierwsze — w świetle prawa by z nich w pełni legalnie korzystać musimy posiadać daną grę, a nierzadko też sam sprzęt — jeśli ten wyposażony był w BIOS. Wszystkie one chronione są prawem autorskim. Co więcej, jeżeli chcielibyśmy zagrać w posiadaną przez nas grę, jej kopię musimy wykonać samodzielnie. Pomijając już jednak kwestię piractwa (choćby samodzielnie ripując produkt, korzystając z poszerzającej się co rusz biblioteki dzieł uwalnianych przez twórców czy też programów traktowanych jako abandonware), puryści wskazują jeszcze jeden ważny aspekt: o dobrą emulację nie jest łatwo, a dopracowane emulatory to prawdziwa rzadkość.

Idealne emulatory Super Nintendo wymagają 140x mocniejszego procesora niż sama konsola

Kojarzycie 16-bitową konsolę Nintendo? Super Nintendo wyposażona była w procesor Ricoh 5A22 @ 3.58 MHz. Tak, dobrze widzicie: 3.58 MHz. By idealnie odwzorować to co potrafiła zrobić, twórcy emulatorów potrzebują około 3GHz mocy przerobowej. W swoim artykule z 2011 roku Wesley Fenlon, twórca jednego z takich programów, pisze:

To możliwe dla dobrze zoptymalizowanych, skupiających się na prędkości emulatorach SNESa by działały na pełnych obrotach korzystając raptem z 300MHz procesorów. Przygotujcie się jednak na setki denerwujących błędów.

Prawdopodobnie najpopularniejsze gry na daną platformę będą działały bez problemu, twórcy bowiem zręcznie załatali sporo elementów, przez co mamy wrażenie, że wszystko działa idealnie. Kiedy zaczniemy zagłębiać się bardziej w temat okaże się, że wcale nie wygląda to tak kolorowo. Zresztą polecam wam cały ten tekst, bo idealnie rzuca światło na to, dlaczego emulacja jest procesem takim skomplikowanym.

Są też i plusy

Rozwijający się rynek emulatorów pchnął kreatywnych i ciekawskich ludzi w stronę nowych wód. I tak oto pojawił się rynek fanowskich tłumaczeń, który z każdym rokiem się rozwija i przedstawia kolejne świetne tytuły nieznanym wcześniej rynkom. Kwestia konsolowych tłumaczeń jest dość problematyczna (patchowanie plików, kombinacje*) — z PC jest znacznie łatwiej (często wystarczy prosty plik z dodatkowym instalatorem). Do tego dochodzą jeszcze rozmaite hacki i fanowskie kreacje, bazujące na istniejących już produktach.

* Jako ciekawostka podpowiem, że od jakiegoś czasu można w sieci nabyć rzeczy, które określane są mianem Reproduction Cartridge. To nic innego, jak gry z fanowskim tłumaczeniem zaprogramowane na kartridżach i sprzedawane w naprawdę rozsądnych cenach. Inna sprawa to ich legalność, ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.

Oficjalne rozwiązania? To jest to!

No bo właśnie — emulatory to nie tylko szara strefa. Niektórzy robią to także... oficjalnym obiegiem, bez robienia wszystkiego dookoła. Wówczas do uzyskania idealnych efektów nie potrzebują drogi dookoła. Idealnym przykładem takich rozwiązań jest usługa Virtual Console od Nintendo. Firma od 2006 w swoim sieciowym sklepiku oferuje gry z rozmaitych platform (nie tylko swoich, ale także konkurencyjnych: Commodore, Segi, TurboGrafx), które można nabyć za stosunkowo niewielkie pieniądze. W ten sposób w pełni legalnie możemy cieszyć się klasykami, których działanie zostało dopieszczone jak tylko się da. I jeżeli chodzi o Nintendo, to ich najnowsza konsola — Mini NES — również korzysta z dobrodziejstw emulatorów! Podobnie zresztą jak Microsoft przy wsparciu gier z Xboxa 360 na Xboxie One (generację wcześniej zrobili to samo w przypadku Xboksa i Xboksa 360). Sony oferując pełną kompatybilność dla gier z PlayStation na swoich kolejnych konsolach poszli dokładnie tą samą ścieżką...

Nie tylko konsolami człowiek żyje

Znacie DOSBox? To emulator środowiska DOS, który pozwala uruchomić nie tylko stare gry, ale też zapomniane już przez wielu odsłony systemów MS Windows na współczesnych urządzeniach. No dobrze, a kojarzycie polski serwis GOG.com? Stare gry które można tam kupić w dużej mierze działają na nowych komputerach właśnie dzięki niemu! Twórcy platformy testują swoje produkty pod wieloma kątami, dbając o to, aby finalny produkt działał jak należy nawet na naszym najnowszym gamingowym komputerze! To chlubny przykład z Polski, ale nie jedyny. Na Steamie od jakiegoś czasu można nabyć klasyczne tytuły z Neo Geo, które nie tylko doczekały się solidnej emulacji, ale także dorobiły się trybów sieciowych. Takie debiuty cieszą tym bardziej, że w końcu kultowymi grami z automatów można cieszyć się legalnie w domowym zaciszu. Były konsole, były komputery — to i smartfonów zabraknąć nie mogło. A biblioteka tych zasilana jest, między innymi, przez DotEmu, którzy dostarczyli mobilnych odsłon hitów sprzed lat, m.in. kultowego Another World.

Emulacja ≠ profanacja

Ortodoksyjni fani starych gier powiedzą, że emulacja po prostu się nie godzi. Heroes of Might and Magic II smakuje wyłącznie na komputerze ze specjalnym przyciskiem TURBO na obudowie, a myszka musi klikać jak ta z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. Podobnie zresztą jak plastikowa klawiatura z dużym skokiem. Aha, nie zapominajcie o tym, że monitor absolutnie nie może być płaski! No dobrze, koniec żartów. Pewna era już minęła, a nie wszyscy mają dostatecznie dużo zacięcia / pieniędzy / miejsca, by gromadzić i cieszyć się wszystkimi kultowymi gadżetami i reliktami z przeszłości. Wtedy właśnie z odsieczą przychodzi emulacja, która może być naprawdę przyjazną. Bo choć ci którzy tak zaciekle ją oskarżają mają swoje racje (niechlujstwo, kwestie legalności takich rozwiązań), to warto także pamiętać, że to tylko jedna ze stron całego procesu. Bo jeżeli emulatory są dobrze przygotowane, to pozwalają nam cieszyć się starymi grami w ich całej okazałości na sprzętach, z którymi obcujemy na co dzień — tych stacjonarnych i mobilnych!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu