Mobile

Dwie baterie, Full HD i 13 Mpix za kilkaset złotych. Recenzja smartfona Goclever Insignia 5X

Tomasz Popielarczyk
Dwie baterie, Full HD i 13 Mpix za kilkaset złotych. Recenzja smartfona Goclever Insignia 5X
33

Polskie firmy z segmentu mobilnego czują się coraz pewniej. Spójrzmy chociażby na Goclever. Sukcesywnie poszerzają ofertę o smartfony i tablety, agresywnie walczą za pomocą ceny i nie boją się eksperymentów. W rezultacie na rynku debiutują urządzenia takie jak to, które dziś chcę zaprezentować - Goc...

Polskie firmy z segmentu mobilnego czują się coraz pewniej. Spójrzmy chociażby na Goclever. Sukcesywnie poszerzają ofertę o smartfony i tablety, agresywnie walczą za pomocą ceny i nie boją się eksperymentów. W rezultacie na rynku debiutują urządzenia takie jak to, które dziś chcę zaprezentować - Goclever Insignia 5X z dwiema wymiennymi bateriami.

„Jak to z dwiema?” – ktoś zapyta. Otóż projektanci w Goclever postanowili wziąć przykład z Pentagrama, który swego czasu również praktykował podobne rozwiązanie i wyposażyli swojego smartfona w mniejszy i lżejszy akumulator, a także ogniwo o dużych gabarytach i zwiększonej pojemności. Zależnie od potrzeb, użytkownik wybierze sobie to, które jest mu potrzebne najbardziej. Drugie zawsze może grzecznie czekać w plecaku na sytuację awaryjną.

Nie jest to jedyny atut smartfona Goclever Insignia 5X, o czym mam zamiar przekonać Was w niniejszej recenzji. Jest to niemalże bliźniak modelu Insignia 5 dysponującego aparatem z matrycą 8 Mpix i wyświetlaczem o mniejszej rozdzielczości.

Może nasze rodzime firmy nie wprowadzają jeszcze do oferty high-endów na miarę Galaxy S czy HTC One. W dolnej i średniej półce cenowej jednak można ustrzelić prawdziwe perełki. Czy mamy do czynienia z jedną z nich? Sam zadawałem sobie to pytanie przez cały okres testów.

Smartfon został zapakowany do dość dużego pudełka wraz z bogatym zestawem akcesoriów. Jak już zdradziłem, znajdziemy tutaj dwie baterie, a także dwa odpowiadające im tylne panele. Nie zabrakło również ładowarki, kabla USB, instrukcji obsługi oraz (niespodzianka) folii na wyświetlacz do samodzielnego naklejenia. Tuż po premierze producent przeprowadził też promocję, w ramach której kilkaset pierwszych egzemplarzy było sprzedawanych z urządzeniem Aerodisplay - dongle’m HDMI do telewizora pozwalającym na bezprzewodową transmisję obrazu i dźwięku. Miałem okazję się tym pobawić i muszę przyznać, że rezultaty są naprawdę świetne. Zajmijmy się jednak najpierw samym smartfonem

Wygląd i wykonanie

Od strony wizualnej Insignia 5X nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle konkurencji. To standardowy smartfon o niewyszukanej stylistyce, co zapewne trafi w gusta najszerszego grona użytkowników. Co jednak najważniejsze cała konstrukcja została wykonana bardzo solidnie. Nie zaobserwowałem tutaj żadnego trzeszczenia, uginającego się plastiku czy poluzowanych elementów (zarówno po zastosowaniu mniejszej jak i większej klapki). Wszystko prezentuje się tak, jak powinno i nie woła do nas z daleka „uważaj na mnie!”.

Konstrukcja mierzy 143 x 72 mm. Jej grubość waha się od 9 mm do 14 mm. Trzeba zatem być świadomym, że po zastosowaniu większej baterii słuchawka przypomina trochę solidną cegłówkę i mogłaby równie dobrze służyć do samoobrony. Szczególnie, że nie jest najlżejsza - 161/209 g.

Na froncie bez niespodzianek. Stanowi go jednolita tafla szkła pod którą umieszczono 5-calowy wyświetlacz. Nad nim, tuż przy górnej krawędzi znajdziemy głośnik rozmów zabezpieczony metalową maskownicą. Tuż obok spogląda na nas oczko kamery 2 Mpix, dioda powiadomień oraz czujniki – światła i zbliżeniowy. Przeciwległy kraniec stanowią trzy dotykowe przyciski: back, home i menu (ten ostatni przypomina trochę multitasking w Nexusach i innych modelach z ekranowymi guzikami). Przedni panel otacza opływowa błyszcząca ramka, która zachodzi delikatnie na dole. Czyni to obudowę nieco smuklejszą.

Tylny panel wykonano z gumowanego, matowego plastiku. Zdjęcie go jest szalenie trudne i wymaga bardzo mocnych paznokci. Za każdym razem, gdy wymieniałem baterię miałem serce w kieszeni i przy mocniejszym pociągnięciu uważnie przypatrywałem się, czy aby niczego nie połamałem. Ma to swoje zalety – klapka raczej długo nie będzie miała luzów. Z drugiej strony, zważywszy na dwie baterie w zestawie, stanowi to niemałą udrękę. Tył smartfona jest mocno wypukły i krawędziami styka się z opisywaną wcześniej opływową ramką – kolejny zabieg mający na celu uczynienie konstrukcji mniejszą niż jest w rzeczywistości. Na moje oko skuteczny.

Bez względu na to, z którego panelu korzystamy, poszczególne elementy rozlokowano identycznie. Przy górnej krawędzi w oczy rzuca się obiektyw kamery 13 Mpix z diodą doświetlającą. Przy dolnej, nieco bardziej w lewo, znajdziemy dwa podłużne paski pod którymi skryto głośnik multimedialny. W centrum natomiast wyżłobiono duże logo producenta. Nie rzuca się ono perfidnie w oczy – jest subtelne i łagodne – aż miło popatrzeć.

Jak wygląda kwestia złącz i przycisków? Insignia 5X dysponuje złączem MicroUSB (bez wsparcia dla OTG) oraz gniazdem słuchawkowym 3,5 mm – oba umieszczono na górze wraz z guziczkiem power. Tym samym na dole znalazł się tylko niewielki otwór mikrofonu rozmów (nigdzie nie znalazłem drugiego do redukcji szumów i nagrywania wideo…). Na lewej krawędzi ulokowano dwustopniowy przycisk głośności, zaś prawą pozostawiono nietkniętą. Trochę to nietypowy układ, zważywszy na fakt, że producenci najczęściej umieszczają power na którejś z bocznych ścianek, by można było go łatwo wcisnąć kciukiem. Tutaj bez pomocy drugiej dłoni się nie obędzie.

 

Wyświetlacz, bateria, łączność

Goclever Insignia 5X dysponuje wyświetlaczem IPS o przekątnej 5 cali i imponującej rozdzielczości 1920 x 1080 px (HD). Zagęszczenie pikseli w tym wypadku wynosi 440 PPI, co jest całkowicie zadowalającą wartością. To jedna z jasnych stron tej konstrukcji – dosłownie i w przenośni. Ekran ma stosunkowo wysoki współczynnik jasności, dobrze odwzorowuje kolory, a zastosowanie technologii IPS pozwoliło uzyskać szerokie kąty widzenia.

Jak spisują się dołączone do zestawu baterie? Mniejsza o pojemności 2000 mAh w zupełności wystarcza nam na jeden dzień średnio intensywnego użytkowania smartfona. W tym czasie uda się nam przejrzeć kilkadziesiąt stron po WiFi, uruchomić kilka gier i porozmawiać czy SMS-ować ze znajomymi. Nie robiłem ze smartfonem nic, czego bym nie robił ze swoim Nexusem 4 i spokojnie pod koniec dnia zostało mu jeszcze kilkanaście procent.

Co innego drugie ogniwo, którego pojemność wynosi 4000 mAh. Tutaj możemy zaszaleć i wyciągnąć 2-2,5 dnia. Przy bardzo oszczędnym korzystaniu bateria wystarczyła nawet na 4 doby. Niezły wynik. Trzeba się jednak liczyć z tym, że po zastosowaniu większego akumulatora urządzenie jest duże, ciężkie i niezbyt poręczne.

Insignia 5X dysponuje modułem WiFi obsługujący sieci 802.11 b/g/n. Za jego pomocą możemy też nawiązać łączność z przytaczanym na wstępnie odbiornikiem Aerodisplay i np. wyświetlić film ze smartfona na dużym ekranie. Pozostałe moduły łączności nie zaskakują ani pozytywnie ani negatywnie: Bluetooth 4.0, GPS (z A-GPS), tuner FM oraz dwa sloty na karty SIM (2G +3G). Ten ostatni jest oczywiście pasywny, a więc w momencie korzystania z jednej karty, druga jest niedostępna. Na szczęście smartfon z powodzeniem obsługuje sieć Aero2.

System, aplikacje i wydajność

Insignia 5X pracuje pod kontrolą Androida 4.2.1. Producent obiecuje, że smartfon będzie aktualizowany. Goclever jest jednym z niewielu firm w Polsce, które rzeczywiście wypuszczają nowe wersje Androida dla swoich low-endów, a więc wierzę, że i tym razem tak będzie.

Jeśli chodzi o warstwę wizualną, nie uświadczymy tutaj praktycznie nic nowego. System został nieznacznie zmodyfikowany w sposób identyczny, jak ma to miejsce w innych modelach Goclever. Znajdziemy tutaj zatem profile, harmonogram włączania i wyłączania urządzenia, a także funkcje zarządzania dwiema kartami SIM. Część opcji oczywiście nie przetłumaczono, ale i tak jest lepiej niż w poprzednich testach.

Tradycyjnie Goclever dorzucił do systemu pakiet (częściowo dublujących się) aplikacji, wśród których zdecydowana większość jest dostępna w sklepie Google Play. Znajdziemy tutaj m.in. Angry Birds, czytnik Cool Reader, menedżer plików ES File Manager, Flash Player, Adobe AIR, aplikację do kopii zapasowych i wiele, wiele innych. W rezultacie z 4 GB pamięci wewnętrznej do dyspozycji zostaje nam jedynie niespełna 2,6 GB. To bardzo mało, zwłaszcza, że nie wszystkie aplikacje uda się przenieść na kartę pamięci, której slot znajdziemy pod tylną klapką.

Smartfon jest napędzany przez czterordzeniowy układ MediaTek MTK6589T z czterema rdzeniami Cortex-A7 pracującymi z częstotliwością 1,5 GHz. Wspiera go układ graficzny PowerVR SGX 544 oraz 1 GB pamięci RAM DDR2. To niestety niewystarczające podzespoły do komfortowej pracy systemu w rozdzielczości Full HD. Animacje zwalniają, czasem wręcz klatkują, a reakcja na polecenia bywa czasem delikatnie spóźniona. Wydaje mi się, że to wina niedomagającego GPU. Same aplikacje działają już lepiej. Równie dobrze smartfon spisuje się grach, choć tutaj też zdarzają się spadki liczby klatek na sekundę. W benchmarkach Insignia 5X plasuje się na zbliżonym poziomie co HTC One X (jest nieznacznie gorsza).

Aparat i kamera

Wbudowany a model Insignia 5X aparat posiada matrycę 13 Mpix. To zaskakująco dużo, jak na smartfona, którego cena nie przekracza 1 tys. złotych. Do jej obsługi wykorzystamy standardową aplikację, która nie daje raczej zbyt szerokich możliwości, dlatego warto zaopatrzyć się w Google Play w alternatywne rozwiązanie, które wyciśnie z tego podzespołu możliwie najwięcej. Niemniej znajdziemy tutaj zarówno tryb HDR, jak i kilka efektów, scen i filtrów.

Aparat radzi sobie całkiem dobrze. Szczególną uwagę zwracam na niezłą ostrość i szczegółowość fotografii. Gorzej wygląda odzwierciedlenie kolorów. Odnoszę wrażenie, że są one nieco zbyt blade. Szczególnie dobrze widać to na zdjęciach robionych przy słabym świetle z diodą doświetlającą. Smartfon powinien programowo wykrywać fakt włączenia diody i automatycznie dopasowywać ustawienia, a tymczasem tak się nie dzieje.

Podsumowanie

Goclever Insignia 5X wywarł na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Smartfon zaskakuje potężną specyfikacją. Za kwotę niespełna 900 złotych otrzymujemy czterordzeniowe urządzenie z 5-calowym ekranem Full HD, kamerą 13 Mpix i dwiema bateriami. Wydawać by się mogło, że to murowany hit, prawda? Tymczasem smartfon traci przy bliższym poznaniu.

Okazuje się, że zastosowane podzespoły nie wyrabiają przy wyświetlaczu Full HD, co przekłada się na niezbyt płynne działanie systemu. Niewielka ilość pamięci flash jest dodatkowo zaśmiecona przez dziesiątki zbędnych programów (przecież możemy je pobrać samodzielnie ze sklepu Google Play), natomiast wbudowany aparat zdaje się być na bakier z kolorami.

Testowany model w ogólnym rozrachunku wypada całkiem nieźle i na wielu polach daje sobie radę. Wysoka rozdzielczość matrycy daje szczegółowe i ostre zdjęcia, a wyświetlaczowi Full HD zdecydowanie niczego nie brakuje. Do zalet należy też zaliczyć bardzo solidną konstrukcję i dobre wykonanie.

Czy warto? To na pewno bardzo nietuzinkowe rozwiązanie i dla wielu osób zastosowanie triku z dwiema bateriami będzie absolutnym strzałem w dziesiątkę. Warto jednak zastanowić się, czy rzeczywiście potrzebujemy matrycy Full HD. Bliźniaczy Goclever Insignia 5 może, paradoksalnie okazać się lepszym, a już z całą pewnością szybszym rozwiązaniem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu