Felietony

Dajcie już spokój z tymi rdzeniami

Tomasz Popielarczyk

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...

25

Czego brakuje współczesnym smartfonom? Na pewno nie mocy obliczeniowej. Już ubiegłoroczne flagowe modele ze Snapdragonami 800 były na tyle szybkie by bez problemu radzić sobie z każdą aplikacją z Google Play. Mało tego, zastosowane podzespoły z powodzeniem radziły sobie ze streamingiem na duży ekran...

Czego brakuje współczesnym smartfonom? Na pewno nie mocy obliczeniowej. Już ubiegłoroczne flagowe modele ze Snapdragonami 800 były na tyle szybkie by bez problemu radzić sobie z każdą aplikacją z Google Play. Mało tego, zastosowane podzespoły z powodzeniem radziły sobie ze streamingiem na duży ekran i każdą, nawet najpiękniejszą androidową grą. Od tamtego czasu sporo się zmieniło...

Pojawiły się Snapdragony 801 . Dla użytkowników zmiany były minimalne, choć w samej architekturze procesora wprowadzono szereg usprawnień. Miały stanowić one podwaliny pod dalszy rozwój. I tak wszedł Snapdragon 810. Qualcomm doszedł do ściany, bo najnowszy układ nie radził sobie z generowanym ciepłem. Pojawiły się historie z obniżanym taktowaniem, wyłączaniem rdzeni i tak dalej. W międzyczasie daleko na wschodzie tajwański MediaTek uprawiał swoją rdzeniową propagandę. Nie od dziś wiadomo, że w rywalizacji z liderem rynku wypadali słabo - przynajmniej jeśli porównamy rdzeń do rdzenia.

Co zatem najlepiej zrobić? Zwiększyć ich liczbę. I tak oto nastała moda na ośmiordzeniowe układy, które dziś w najwyższym segmencie cenowym są właściwie standardem. Marketingowo działa to przepięknie, bo co dla Kowalskiego jest lepsze? Czterordzeniowy czy ośmiordzeniowy smartfon? To tak jakby postawić obok siebie laptopa z HDD 500 GB praz model z SSD 128 GB? Osoba nietechnologiczna dokona oczywistego wyboru. Machina zatem się kręciła i nikogo nie obchodziło szczególnie, że z początku te osiem rdzeni było papką, bo w ramach architektury big.LITTLE nie mogły działać wszystkie równocześnie. Z czasem to udoskonalono, ale ciągle dostępne na rynku układy tego typu mają najczęściej cztery rdzenie energooszczędne oraz cztery wydajne.

Ledwo przeszliśmy do codzienności z tymi ośmiordzeniowymi potworami, a już na horyzoncie pojawiają się doniesienia o dziesięciordzeniowych układach. Co ciekawe mają je planować zarówno Qualcomm jak i MediaTek. Choć podobno pogłoski o tym pierwszym są mocno przesadzone (trudno uwierzyć...). Dostaniemy zatem kolejne układy bazujące na architekturze big.LITTLE, które w bechmarkach będą wykręcały zawrotne prędkości. A co zmieni to w rzeczywistości? Jak wpłynie taki procesor na sposób, w jaki obecnie korzystamy z naszych smartfonów i tabletów?

Zastanówmy się. Mam Nexusa 6 z czterordzeniowym Snapdragonem 805. OK, to nie jest najlepszy przykład, bo mimo wszystko mówimy o jednym z najnowszych i najszybszych urządzeń na rynku. Sięgnijmy zatem trochę wstecz - do Nexusa 4, który debiutował na rynku ze Snapdragonem S4. Wówczas cztery rdzenie Krait robiły wrażenie i były obiektem pożądania wśród gadżeciarzy oraz fanów technologii. Dziś ten sam Nexus dobrze radzi sobie z Androidem 5.0, działa płynnie i bezproblemowo. Mało tego, działa na nim każda aplikacja oraz jakieś 95 proc. gier. Pozostałe 5 proc. notuje lekkie spadki płynności. Czy przeciętny użytkownik potrzebuje czegoś mocniejszego?

Rano pisałem o zmianie punktu nacisku producentów elektroniki. Faktycznie w dolnym i średnim segmencie dzieje się wiele dobrego. Dziś smartfon za 500 złotych działa po prostu przyzwoicie i płynnie, mogąc zaoferować swojemu posiadaczowi wszystko, co niezbędne. Tymczasem w high-endzie powoli producenci zaczynają sięgać absurdu i idą po linii najmniejszego oporu. Szybciej, więcej, wydajniej... Spójrzcie chociażby na porównanie nowego Exynosa z konsolą PlayStation 2, które krąży po sieci. Mówimy o smartfonie i konsoli. Czy to nie wymowne?

Wszyscy lubimy patrzeć na szybkie samochody, część z nas emocjonuje się Formułą 1. Można doszukiwać się tutaj pewnej analogii. Z roku na rok powstają nieprzyzwoicie wręcz szybkie urządzenia, których mocy nikt nie jest w stanie w pełni wykorzystać. Tak samo na rynku moto - czy ktokolwiek w normalnych warunkach wykorzysta potęgę tych supersamochodów? Pytanie, czy taka polaryzacja rynku jest właściwym kierunkiem. Możemy dojść bowiem do etapu, na którym bardziej będą nas emocjonowały nowe średniaki, aniżeli kolejny naszpikowany gigahercami supersmartfon, którego moc jest dla nas abstrakcyjna.

Chociaż to racjonalne podejście może być... zbyt racjonalne. Przecież w naturze wielu ludzi jest posiadanie czegoś lepszego, fajniejszego, szybszego i większego od sąsiada, rodzeństwa czy kolegi z pracy. Może zatem te supersmartfony trafiają na podatny grunt i nikomu nie przeszkadza nieracjonalny przyrost wydajności dopóty, dopóki jest się czym pochwalić i wywołać podziw wśród otoczenia? Wyniki sprzedaży tegorocznych flagowców zdają się potwierdzać taką wersję.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu