Felietony

Bloger to zawód idealny? Nie do końca...

Konrad Błaszak

Bloger na pełen etat, a oprócz tego instruktor har...

41

Kto z nas nie pomyślał chociaż raz, że chciałby zostać blogerem? Wydaje się to być zawód idealny. Wystarczy od czasu do czasu popisać jakieś głupoty w internecie, zrobić sobie kilka selfie na Instagrama, a firmy z ogromnymi budżetami same przyjdą i będą nas błagać o możliwość reklamy. Problem jest t...

Kto z nas nie pomyślał chociaż raz, że chciałby zostać blogerem? Wydaje się to być zawód idealny. Wystarczy od czasu do czasu popisać jakieś głupoty w internecie, zrobić sobie kilka selfie na Instagrama, a firmy z ogromnymi budżetami same przyjdą i będą nas błagać o możliwość reklamy. Problem jest tylko jeden. Gdyby to była prawda wszyscy byliby blogerami.

Pisałem Wam ostatnio o celebrytach nowego pokolenia, czyli właśnie blogerach oraz youtuberach. Pojawiło się sporo głosów, że te zawody są bezproduktywne i nic nie wnoszą do naszego życia, a pieniądze jakie zarabiają są nieadekwatne do wkładanej pracy. Uważam, że skoro zacząłem pisać swój "internetowy pamiętniczek" prawie 3 lata temu, a u kogoś tworzę już niemal 2 lata to jakieś doświadczenie mam i mogę nakreślić Wam tym felietonem jak to wygląda z mojej perspektywy. Zacznijmy jednak od wyobrażeń.

Bloger - życie idealne!

Jest 7 rano, ludzie wstają do pracy, a bloger jedynie przekręca się na drugi bok. To nie jest godzina dla niego. Gdy pojawia się 11:00 na budziku to on może leniwie zwlec się z łóżka, zrobić sobie śniadanie (no chyba, że zamawia lub wychodzi zjeść coś na miasto, stać go!) i dać sobie trochę czasu na obudzenie szarych komórek.

Dzień blogera prawie nigdy nie wygląda tak samo. Czasem trzeba spędzić te kilkanaście (a zdarza się nawet, że kilkadziesiąt!) minut nad stworzenie nowego tekstu, ale przecież nie trzeba pracować codziennie. Przeważnie taki darmozjad siedzi sobie w swoim wypasionym apartamencie, pachnie i tylko czeka na kurierów przynoszących drogie alkohole, nowe telefony i różne gadżety za kilkaset złotych, których on i tak nie potrzebuje. Może oddać je znajomym, w końcu po co mu trzeci ekskluzywny zegarek na rękę?

No, ale nawet bloger musi z czegoś żyć, więc czasem trzeba ruszyć tyłek i trochę "popracować". Ale komu chciałoby się znowu jechać na jakąś rajską wyspę w środku zimy? Teoretycznie super sprawa, ale trzeba się spakować, pojechać na lotnisko, wytrzymać kilka godzin w samolocie, a potem jeszcze dotrzeć do hotelu. Na szczęście na miejscu jest lepiej. W przerwach między drinkami z palemką napisze się jakiś tekst o tym czemu te wyspy są idealne na zimowy wyjazd i przelew pojawia się na koncie. A jeśli chodzi o reklamę to drogi są dwie, można wstawić baner na pół strony lub po prostu nie napisać, że ktoś zapłacił za tekst. Życie blogera jest idealne.

Tylko szkoda, że nie ma za wiele wspólnego z tym opisem.

Bloger - życie idealne?

Od razu zaznaczę, że dla mnie praca blogera jest idealna i nie zamieniłbym jej na żadną inną, ale patrząc na powyższy opis, który siedzi wielu czytelnikom w głowie mogę się tylko uśmiechnąć pod nosem. Oczywiście nie jest to też tak fizyczna praca jak górnik czy rolnik, więc jeśli ktoś twierdzi, że oni pracują ciężej to ma rację i niech nie pisze tego w komentarzach. Nie ma to żadnego sensu.

Moim zdaniem tworzenie w internecie można podzielić ze względu na wiele różnych czynników, ale jeśli weźmiemy pod uwagę zarobki to wyróżniłbym dwa rodzaje. Bloger może pisać u siebie lub jak łatwo można się domyślić, u kogoś. Ja aktualnie działam na dwa fronty i opiszę Wam jak to wyglądało u mnie.

Najpierw zacząłem czytać innych blogerów i spodobała mi się wizja podobna do tej, którą opisałem na samym początku. Nie byłem jednak taki naiwny i wiedziałem, że to nie wygląda tak różowo, ale jednak wielu blogerów miało fajne życie. Pisało sobie coś raz na 2-3 dni i zarabiało ogromną kasę. Marzenie. Dlatego wystartowałem ze swoim blogiem i zacząłem pisać. Te 3 wspomniane lata to założenie mojego internetowego miejsca, które istnieje do tej pory. Wcześniej miałem jeszcze jakieś podejście do blogosfery, ale pisania raz na kilka miesięcy nie ma sensu nawet brać pod uwagę.
Jak już założyłem swojego bloga z poważnymi planami to pisałem najpierw raz na kilka dni, potem coraz częściej i częściej. Teksty z każdym tygodniem były dłuższe, ciekawsze i bardziej dopracowane. W głowie masa pomysłów i wizja tego, że już za tydzień, góra za dwa zgłosi się firma, która powie, że wpadłem im w oko i na moje konto poleci złoty strumień dolarów. Nie poleciał, ale nie uprzedzajmy faktów.

W tym czasie dbałem o social media, zakładałem nowe blogi, żeby przyspieszyć mój nieuchronny sukces, starałem się dwoić i troić. Pierwsze wpisy powstawały w 15 minut, teraz niektóre tworzę godzinami lub nawet dniami, a dopracowanie odpowiedniego zdjęcia potrafi doprowadzić do furii. Jeśli już się pojawiła jakaś reklama to wszystko oznaczałem tak wyraźnie, że bardziej się nie dało (co robi 100% profesjonalnych blogerów, więc zarzuty o kryptoreklamę można kierować tylko do garstki nowicjuszy) i spędzałem na blogu codziennie długie godziny.

I mijają trzy lata, a ja nadal nie jestem królem blogosfery, który za gratisy może wyżywić pół swojego miasta.

To może pisać u kogoś?

W międzyczasie wpadłem na pomysł, żeby zacząć pisać u kogoś. Po roku szlifowania warsztatu moje teksty w końcu zaczęły wyglądać sensownie, więc czemu nie spróbować?

To jest droga, którą wielu blogerów wybiera w swojej internetowej karierze. Dzięki temu mogą rozsławić swoje nazwisko w dotąd niedostępnych dla nich czeluściach internetu oraz oczywiście wpadnie im przy okazji coś do kieszeni. Tutaj blogerzy technologiczni są na uprzywilejowanej pozycji, ponieważ portali i większych blogów szukających autorów jest sporo. Jeśli posiadają jakąś wiedzę i umieją ją przelać na papier to spokojnie mogą znaleźć pracę w mediach internetowych.

Jednak to też nie jest tak idealna praca, jak mogłoby się wydawać. Weźmy chociaż pod lupę tekst, który czytacie. Jego napisanie zajmie mi trochę czasu, a to dopiero będzie początek pracy. Ten tekst muszę jeszcze przeczytać kilka razy, żeby nie wkradły się literówki czy błędy, a one złośliwie i tak się pojawią. Potem muszę dobrać odpowiednie zdjęcia, co jest bardzo żmudnym procesem, ponieważ nie mogę wziąć sobie pierwszych lepszych obrazków z Google. A to wszystko ma jeszcze jakiś swój termin, czyli przeważnie nie mogę powiedzieć jak wyślę to wyślę. Jednak felietony nie są takie straszne. Wychodzę z założenia, że jak ma się już trochę doświadczenia w pisaniu i zna się temat to wystarczy "tylko" przelać to na papier.

Często gorzej jest z newsami. Trzeba je najpierw znaleźć, potem sprawdzić czy te informacje mają w ogóle sens i zacząć pisać. Jeśli są to ważne wydarzenia technologiczne trzeba to robić szybko, a jednocześnie nie można pozwolić sobie na błędy w tekście. Jeszcze literówka jakoś  przejdzie, ale błąd logiczny czy podanie złych informacji to już wyższa liga i czytelnicy nie zapomną tego zbyt szybko.

Jeśli coś takiego jakimś cudem jednak pojawi się we wpisie i wrzucimy to na stronę spodziewać się tylko jednego, fali niezadowolonych użytkowników. Niektórzy oczywiście kulturalnie wytkną nam błąd, ale niestety bardzo wielu to hejterzy, którzy oprócz pomyłki wskażą nam jeszcze, że jesteśmy głupi i grubi, a nasza wiedza nie pozwala nam nawet na kopanie rowów. Już nie wspominam nawet o tym, że według niektórych czytelników bloger sprzedaje się ciągle i bez przerwy. Napisze o kimś dobrze to się sprzedał, napisze o czymś źle to oczywiście też wziął kasę, a jak nie napisze w ogóle to logiczne, że pod stołem przyjął kopertę i dlatego tekst się nie pojawił. Teraz porównajcie sobie fakt, że profesjonaliści zawsze oznaczają reklamy i to czy wpis został stworzony we współpracy z jakąś marką oraz ilość takich komentarzy pod niektórymi tekstami.

Bloger = darmozjad? A może są oni potrzebni?

Bycie blogerem to nie jest zajęcie dla każdego. Wbrew pozorom to naprawdę sporo pracy i nerwów. Często siedzi się po nocach, żeby dopiąć jakiś projekt na ostatni guzik lub, żeby zrelacjonować konferencję zza oceanu. W żadnym przypadku nie twierdzę, że jest to katorga, bo na razie nie znalazłem dla siebie lepszej pracy. Kocham pisać, a skoro interesuje się technologiami to połączenie tych dwóch pasji sprawia mi niesamowitą frajdę.

Jednak nadal muszę powtórzyć, że to nie będzie najlepszy wybór dla wielu osób. Trzeba mieć sporo samodyscypliny, ponieważ będąc sobie panem i władcą nie mamy szefa, który stoi nam nad głową. Poza tym liczy się kreatywność, osobowość i oryginalne podejście do temu. Nie chcę nawet wspominać o regularności, która jest moim zdaniem kluczowa, ponieważ nawet najlepszy bloger nie odniesie sukcesu jeśli będzie pisać raz na dwa miesiące. No i oczywiście ważna jest też wiedza i to co chcemy przekazać.

Możecie twierdzić, że praca blogera technologicznego to dobranie ładnych słów to prasówki producenta i wrzucenie fajnego zdjęcia w nagłówku. Jednak ja polecam spróbowanie swoich sił w jakiejkolwiek redakcji lub założenie czegoś swojego. Tak najszybciej przekonacie się ile pracy często trzeba włożyć w jeden tekst, żeby spodobał się Wam, czytelnikom.

Zdjęcia: unsplash.com.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu