Gry

H1Z1 na PlayStation 4 czeka jeszcze długa droga

Artur Janczak
H1Z1 na PlayStation 4 czeka jeszcze długa droga
3

Gra H1Z1: Battle Royale zawitała na PlayStation 4 w formie zamkniętej bety (obecnie jest już w fazie otwartej i ogólnodostępnej), którą postanowiłem sprawdzić. W przeciwieństwie do Xbox One, posiadacze konsoli Sony do tej pory mogli jedynie liczyć na Fortnite, gdyż PUBG nie ukazał się na tę platformę. Czy konkurencyjny produkt będzie w stanie wypełnić tę pustkę? Po pierwszych testach mogę stwierdzić, że tak, ale trzeba pewne rzeczy zmienić. H1Z1 nie jest określony jako w pełni gotowy produkt i dało się to odczuć. Trzeba jednak wziąć poprawkę, że bez konkretnych ulepszeń i modyfikacji ludzie mogą się zrazić do tej produkcji. Obecnie nie jest źle, ale do “bardzo dobrze” grze jeszcze daleko.

Arcadowy PUBG

Dla tych, którzy nie mieli styczności z grami Battle Royale wyjaśniam, że H1Z1, podobnie jak PUBG czy Fortnite, to gra wieloosobowa (do 100 graczy na jednej mapie), gdzie wygrywa tylko jedna osoba lub zespół. Wszyscy rozpoczynają zabawę bez sprzętu i broni, które należy zdobyć po wylądowaniu na ziemi. Tak w krótki sposób można określić te tytuły. Omawiana produkcja jest jakby w pewnym sensie pomiędzy dziełem Epic Games, a PlayerUnknown’s Battlegrounds. Z jednej strony oferuje nieco bardziej realistyczną oprawę, bez przerysowanych postaci i bogatej palety kolorów, z drugiej bliżej mu do Fortnite, jeżeli chodzi o model strzelania. Ten jest dość uproszczony, wręcz arcadowy i nijak ma się do tego, co dostajemy w PUBG. Wydawać by się mogło, że takie połączenie daje nam coś unikalnego, ale nie do końca tak jest.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to oprawa wizualna. Niestety, ta stoi na dość niskim poziomie. Animacje nie robią wrażenia, tekstury są w niskiej rozdzielczości, sama mapa wydaje się taka trochę nijaka. H1Z1 nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle graficznym. Budynki są puste, dane miejscówki niezbyt rozbudowane i jakby czuć na każdym kroku, że to nadal beta, jak nie alfa. Trochę szkoda, bo pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, a tutaj nie wyszło zbyt dobrze. Jeżeli liczyliście na mapę sporych rozmiarów, to muszę Was zmartwić. Dostępna lokacja nie jest zbyt duża, co przekłada się również na tempo rozgrywki. Mecze są krótsze, ale za to nieco intensywniejsze. Oczywiście wszystko zależy od tego, gdzie się wyląduje ze spadochronem i co znajdziemy w pobliżu. Element losowości, tak samo, jak u konkurencji, ma tutaj kluczowe znaczenie. Możemy bawić się przez 30 minut albo po kilkunastu sekundach zaliczyć zgon.

Solo lub ze znajomymi

Omawiana produkcja pozwala na samotną walkę, gdzie walczy każdy z każdym. Oprócz tego, znalazł się również tryb dla zespołów dwuosobowych (obecnie zablokowany, ale na dniach zostanie udostępniony) oraz drużyn składających się z pięciu graczy. Wspólna zabawa ze znajomymi wydaje się najciekawszym rozwiązaniem, o ile umiecie ze sobą dobrze współpracować. Łatwo wpaść w pułapkę przeciwnika i dać się zabić. Strefa nie czeka zbyt długo. Czas między kolejnymi zmianami bezpiecznej strefy jest krótszy niż w takim PUBG. Mamy natomiast więcej aut, więc łatwiej uciec z miejsca, gdzie rozpylają trujący gaz. Mając sojuszników z boku nie trzeba się też aż tak martwić, że od razu przegramy. Co dwie głowy, to nie jedna.

Działa lepiej, niż oczekiwałem

O wiele lepiej wypada natomiast płynność H1Z1. Dobrze wiem, jak mocno potrafi zwolnić PUBG na Xbox One, więc byłem pełen obaw w stosunku do Battle Royale na PS4. Na szczęście, nie jest tak źle. Przez większość czasu gra trzyma stały framerate, choć czasami zdarza jej się nieco gubić FPS-y. Nie ma jednak mowy o tak drastycznym spadku, jak na sprzęcie Microsoft. Podobno wersja pod PS4 Pro ma oferować pełne 60 klatek, ale nie miałem możliwości tego sprawdzić. Liczę, że w ramach aktualizacji uda się wyeliminować wszystkie błędy, przez co płynność rozgrywki zawsze będzie taka sama.

W przeciwieństwie do Fortnite czy PUBG, omawiana gra daje nam nieco więcej możliwości podczas rozgrzewki. Zamiast okładać się pięściami czy też biegać bez celu, twórcy oddali do dyspozycji dwa sektory. Pierwszy z nich zawiera różnego rodzaju tablice, z których można dowiedzieć się zasad panujących w tym tytule. Drugi natomiast oferuje mały tor, gdzie można jeździć motocrossem i dobrze się przy tym bawić. Niby taka mała rzecz, a cieszy. Podczas testów gra rozpoczynała mecz, gdy udało się połączyć około 45-50 osób. W tym momencie liczba ta powinna oscylować w granicach setki. Później każdy z graczy zostaje losowo rozmieszczony na mapie i zaczyna się rozgrywka. Na ten moment nic nie wskazuje na to, aby w H1Z1 był jakiś transport, dzięki któremu sami będziemy decydować o miejscu zeskoku.

Niewykorzystany potencjał

W grze znajdziecie różne pojazdy, które pomogą w szybszym pokonaniu danej trasy. Przydają się również podczas walki, stając się obiektem, za którym można się schować i prowadzić ostrzał. Duże brawa należą się za fizykę i model jazdy. Prowadzenie samochodu jest naprawdę przyjemne i wydaje się dobrze dopracowane, a nie tak, jak w PUBG, gdzie ten element mocno kuleje. Pod tym względem H1Z1 się wyróżnia i trochę szkoda, że w związku z tym nie znajdziemy w tej grze trybu Auto Royale dostępnego na PC. Omawiana produkcja aż się prosi, aby ten był jednym z podstawowych wariantów zabawy. Tkwi w nim spory potencjał, którego lepiej nie zmarnować. Mocno liczę, że deweloper nie będzie zbyt długo zwlekał, gdyż taka forma zabawy może przyczynić się do popularyzacji H1Z1 na PlayStation 4.

W przeciwieństwie do wersji na komputery osobiste nie znajdziecie tutaj craftingu. Twórcy chcieli najprawdopodobniej dostarczyć na konsole w miarę przystępny tytuł, cechujący się szybką i dynamiczną rozgrywką. Z jednej strony szkoda, z drugiej natomiast może to i dobrze. Jeżeli gracze złapią bakcyla, to kolejne usprawnienia i rozbudowa H1Z1 wyjdzie całej produkcji na dobre. Obecnie dostali nieco inny niż Fortnite tytuł Battle Royale, którego na PS4 jeszcze nie było. Omawiana gra ma spory potencjał, więc dobrze by było, aby twórcy mocno dbali o jej rozwój.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu