Gry

Battlefield 1 potrafił pokazać prawdziwą wojnę, Call of Duty już tego nie umie. Wrażenia z bety CoD: WWII

Paweł Winiarski
Battlefield 1 potrafił pokazać prawdziwą wojnę, Call of Duty już tego nie umie. Wrażenia z bety CoD: WWII
13

Naiwny ten, kto myślał że powrót Call of Duty do czasów II Wojny Światowej wywróci serię do góry nogami. Jeśli właśnie na to liczycie - przeczytajcie wrażenia z bety COD WWII. Bo choć to tylko tryby sieciowe, doskonale pokazują że trzon Call of Duty nigdy się nie zmienia. Dla jednych to minus, dla drugich plus.

Ciągły pęd serii Call of Duty ku coraz bardziej nowoczesnym starciom odbił się firmie Activision czkawką i już na etapie zwiastunów Call of Duty: Infinite Warfare pomysł był przez graczy zmiażdżony. Konkurujące z tamtą grą Battlefield 1 natomiast rozkochało w sobie fanów strzelanek - i nawet pomijając psychofanów poszczególnych serii, jestem w stanie to zrozumieć. Gracze chcą powrotu do czasów historycznych wojen - EA wydaje grę osadzą w realiach WWI, Acti kolejne futurystyczne pif paf, którego wszyscy mają dość. Odbiór nie mógł być inny. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że Call of Duty nagle wraca do WWII. Tylko czy to coś zmienia w całym mechanizmie serii?

Beta Call of Duty: WWII tie zawiera trybu kampanii, to wycinek kodu starć sieciowych, który przez kolejne miesiące będzie jeszcze dopracowywany. Obstawiam, że zbyt wiele się tu już nie zmieni.

Na pierwszy ogień klasy, których jest w WWII pięć, dość klasycznie - znajdziecie tam między innymi tam piechotę, siły powietrzne wyposażone w lżejsze karabiny, snajperów czy pancerniaków. Każda z klas to przede wszystkim inne bronie oraz unikatowe umiejętności.

Dostajemy tu klasyczny dla serii system rozwoju postaci, gdzie każdy kolejny poziom daje dostęp do nowego dodatku - w większości przypadków (poza piechotą) dodatków do broni można mieć jedynie dwa. Strzelałem z STG44 i PPSH-41, całkiem nieźle radzi sobie karabin wyborowy M1 Grand. Nie do końca podoba mi się ciężar broni, który wydaje się być „niehistoryczny” - takie przynajmniej mam odczucie obcując z Battlefield 1. Wiem, że to inny okres, ale mimo często zręcznościowego charakteru gry, nie miałem wrażenia że strzelam z „czegokolwiek”. W przypadku CoD: WWII bronie wydaje się działać zbyt szybko, są zbyt celne - jakby twórcy za wszelką cenę chcieli skupić się na samym mechanizmie rozgrywki i starć, a nie na odwzorowaniu prawdziwych karabinów. Trochę to rozumiem, trochę jestem zawiedziony.

Oczywiście nie mogło zabraknąć nagród za serie kilku zabić. Tym razem wypadły one naprawdę fajnie - mogłem bombardować okolicę z samolotu, użyć miotacza ognia czy wcielić się w pilota myśliwca (tak, sterujemy samolotem). Zaprezentowane nagrody nie są irytujące dla pozostałych, a sami wiecie, że często zdarzało się to w poprzednich odsłonach.

Wizualnie Call of Duty: WWII niestety nie zachwyca. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie w trybach sieciowych, a kampanii dla samotnego gracza należy upatrywać najlepszych widoków. Ewidentnie jednak to cały czas ten sam kod, podobne obiekty, podobne wizualne rozwiązania oklejone nowymi teksturami. Na plus na pewno HDR, który miałem okazję przetestować na Samsungu KS7000 i PlayStation 4 Pro. Faktycznie, gra wygląda lepiej na ekranie wykorzystującym tę technologię, chciałoby się jednak więcej - mam więc nadzieję, że to „więcej” i jeszcze lepsze wykorzystanie HDR-u zobaczę w oskryptowanym trybie kampanii.

Tryb Wojny

Zdecydowanie największą nowością, a jednocześnie najlepszym co ma do zaoferowania sieciowa beta nowego Call of Duty jest Tryb Wojny. Jeśli graliście kiedyś w Overwatch, przypomni Wam się świetny tryb ochrony payloadu (ładunku). Tu działa to podobnie. Naszym zadaniem jest doprowadzić pojazd w wyznaczone miejsce - oczywiście druga strona ma do tego nie dopuścić i odeprzeć „najazd”. Lokacje nie są tak ciasne, a całość posiada własny, podzielony na etapy scenariusz. Oznacza to, że cel sam w sobie jest ważniejszy niż nabijanie killi, co jest bardzo miłą odmianą dla serii. No i najważniejsze - gra się naprawdę przyjemnie, zdecydowanie przyjemniej niż w klasyczne tryby znane z sieciowych starć Call of Duty.

Doskonale pamiętam komentarze pod moim materiałem z sieciowej bety Call of Duty: Black Ops III. Każda uwaga na temat serii odbierana była jako atak fanboja Battlefielda. Bo trzeba przypomnieć, że przecież fani Call of Duty walczą z fanami Battlefielda tak, jak Xboksowcy z posiadaczami PlayStation i Atarowcy z Commodorowcami. Na śmierć i życie, jakby obie gry czy sprzęty nie mogły funkcjonować obok siebie.

Tak, wytykam Call of Duty to i owo, cały czas mam bowiem nadzieję, że kiedyś wreszcie zobaczę naprawdę konkretny zwrot. Taki, który każe mi odebrać go - „wow, ale się pozmieniało, czuć powiew świeżości”. No cóż, tym razem nie czuć. To cały czas są zmiany raczej kosmetyczne. I jeśli porównać piekło wojny, jakie DICE pokazało w starciach sieciowych w Battlefield 1 oraz bieganie i skakanie po ciasnych mapach Call of Duty: WWII to WWII niestety przegrywa. Nie czuję tu wojny, czuję po prostu kolejne „nowe” Call of Duty, po prostu z innymi skórkami. Najgorsze jest to, że kompletnie nie poczułem klimatu pierwszych odsłon serii, a powrót do WWII pozwalał sądzić, że na to postawią twórcy.

Jeśli jednak tego właśnie się spodziewacie, będziecie się dobrze bawić. Ja po doświadczeniach z betą przejdę kampanię, a tryb wieloosobowy tylko sprawdzę. Podobnie jak rok i dwa lata temu nie zamierzam spędzić w nim więcej czasu. Overwatch wciąż trzyma poziom, jesień to Destiny 2 i świetnie zapowiadające się Star Wars Battlefront 2. Sorry, Call of Duty. W tym roku też wypadasz z sieciowej rozpiski. Może za rok.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu