Filmy

Batman Ninja to przepiękne anime. Ale tak głupie, że aż ręce opadają

Paweł Winiarski
Batman Ninja to przepiękne anime. Ale tak głupie, że aż ręce opadają
6

Batman w konwencji anime, w dodatku z akcją rozgrywającą się w feudalnej Japonii? Brzmi jak fantastyczna sprawa, w dodatku zwiastun pokazał obłędnie dobrą kreskę i animację. Ale czy z takiego pomysłu może wyjść sensowny film? Mógł, ale się nie udało.

Początek anime rzuca nas do Gotham, gdzie Batman wraz ze swoją świtą, Joker i inni przestępcy mrocznego uniwersum zostają wciągnięci w wir czasu i lądują w...feudalnej Japonii.

Bruce pojawia się tam dwa lata później niż inni. Po chwili odkrywa, że jego przeciwnicy wcale nie siedzieli przez ten czas cicho zdążyli się już nieźle ustawić. Zostali shogunami japońskich terytoriów i walczą o władzę nad całym krajem. Co więcej, Joker doskonale wie, że bohater w stroju nietoperza też się tu pojawi i przygotowuje mu komitet powitalny złożony z armii samurajów chcących obciąć mu głowę. Brzmi niedorzecznie? Trochę tak, ale początek filmu wydaje się poważny, jednak z każdym kolejnym kwadransem Batman Ninja staje się coraz większą parodią klasycznego anime.

Dawno nie widziałem tak absurdalnie głupiutkiego filmu. Batman to najlepszy detektyw jakiego znamy, daje się jednak oszukiwać jak małe dziecko. Mimo posiadania (tak, przeniosły się razem z nim) tony technologicznych zabawek, nie potrafi zrobić z nich odpowiedniego użytku co prowadzi do konieczności poznania tajemnych sztuk ninja. Nie chcę spoilować opowieści, ale pojawiają się w niej takie abstrakcyjne sceny jak wielkie japońskie fortece, które zamieniają się w ogromne maszyny wojenne, a później w gundamy (serio!). Robin wespół z małą małpką wchodzą w posiadanie tajemniczego fletu, za pomocą którego kontrolują armię setek tysięcy (albo nawet milionów) małp odzianych w zbroje. Co więcej, owe małpki zmieniają się w...wielką małpę mogącą walczyć ze wspomnianymi robotami. To jest tak głupie i złe, że fanom przygód Batmana będą krwawić oczy.

Batman Ninja wygląda obłędnie

Uwielbiam dobrą kreskę w anime i jestem oczarowany tym, co pokazał Batman Ninja. Dbałość o szczegóły oraz sceny walk z fantastycznie zrealizowaną animacją całkowicie przykrywają głupotki w opowieści. To jedno z ładniejszych anime jakie kiedykolwiek widziałem, w dodatku fantastycznie udźwiękowione - przez co audiowizualny odbiór całości jest najlepszym elementem tego obrazu. Na szczególną uwagę zasługują stroje bohaterów i antybohaterów - są tak dobrze przeniesione do czasów feudalnej Japonii, że naprawdę nie dało się tego zrobić lepiej. Wizualnie twórcy wpasowali postacie wręcz idealnie i nawet w obliczu absurdalnie głupich wielkich robotów, to po prostu świetnie pasuje do całości obrazu. Istna uczta dla oczu.

Warto?

Batman Ninja był w stanie obronić się jako poważna animacja i przez pierwszy kwadrans idzie w takie podejście uwierzyć. Potem absurd zaczynał gonić absurd aż zrozumiałem, że ten film to po prostu żart. Czasem śmieszny, czasem zwyczajnie głupi. Powiecie, że większość anime to głupiutkie obrazki i nawet byłbym w stanie się z tym zgodzić - w tym akurat wypadku takie podejście kłóci się z ogólnym klimatem opowieści o Batmanie i zwyczajnie nie pasuje do koncepcji przygód Mrocznego Rycerza.

Jeśli więc chcecie w ogóle do tego filmu podchodzić, nastawcie się na głupiutką komedyjkę, pełną bezsensownych, mocno przerysowanych scen. Batman Ninja wydaje się trochę kpić z koncepcji anime (wielkie roboty) i z szukania głębszego sensu w opowieści. Bywa okropnie infantylny, przez co momentami zabawny. Wygląda obłędnie, to przepiękna kreska i fantastyczna animacja - chociażby dla nich warto poświęcić na to anime czas.

Jednak z odpowiednim nastawieniem to przyjemne, relaksujące, niewymagające skupienia kino. Mimo tych wszystkich głupotek i abstrakcyjnie dziwnych scen, Batman Ninja mi się zwyczajnie podobał. Obawiam się jednak, że fani Gacka tego nie przełkną.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu