Polska

Ile Polak jest gotów wydać na auto elektryczne?

Maciej Sikorski
Ile Polak jest gotów wydać na auto elektryczne?
48

Czy polski kierowca jest gotowy na elektryki? Wiele osób odpowie pewnie, że polski kierowca jest gotowy na wszystko, co mu się opłaci. A niektórzy stwierdzą, że ludzie mogą podchodzić do tematu z entuzjazmem, ale sprawa rozbije się o infrastrukturę. Konkretnie jej brak. Garść ciekawych danych w tej kwestii zaprezentował Kantar TNS, który przeprowadził badanie na zlecenie spółki ElectroMobility Poland.

Auto elektryczne dla Polaka ma być... tanie i dobre - taka myśl nasuwa się z automatu. Muszę jednak przyznać, że respondenci trochę mnie zaskoczyli swoimi odpowiedziami, dotyczy to np. ceny: miejski samochód elektryczny powinien, ich zdaniem, kosztować 60 tysięcy złotych. Nie ma zatem nierealnego podejścia w stylu "super auto za 30 tysięcy złotych". Trzeba jednak zaznaczyć, że blisko 2/3 kierowców uważa, iż taki pojazd powinien... być tańszy od samochodu spalinowego tej samej klasy. I tu pojawia się problem, bo na razie jest to nieosiągalne. Pisałem niedawno o elektrykach dostępnych w Polsce u dilerów i z zestawienia jasno wynika, że ceny póki co nie kuszą.

Polacy chcą samochodu 4-osobowego, ponad połowa ankietowanych uznała, że zasięg 200 km im wystarczy. Trzeba jednak podkreślić, że blisko 40% respondentów życzyłoby sobie zasięgu powyżej 200 km. To oczywiście podnosi koszt, bo oznacza zastosowanie większych akumulatorów, które podbijają ceny elektryków. I tu sygnalizowana jest kwestia, którą trzeba w Polsce "przepracować": jeśli kierowcy poruszają się głównie po mieście, nie pokonują każdego dnia długich tras, to czy potrzebny jest im pojazd o dużym zasięgu? Edukacja w tej kwestii musi towarzyszyć dyskusji na temat elektromobilności, ludzie powinni być uświadamiani, że ich przyzwyczajenia i wymagania często nijak mają się do rzeczywistości.

Z krótszym zasięgiem wiążą się oczywiście inne kwestie: czas ładowania akumulatora i rozbudowa infrastruktury, dzięki której będzie to możliwe. Prawie połowa badanych stwierdziła, że optymalna odległość między punktami ładowania to 50 km. Brzmi sensownie, chociaż to na razie myślenie życzeniowe w przypadku Polski: sieć ładowarek dopiero ma być rozwijana. Ponad połowa respondentów uważa, że auto elektryczne, jego akumulator, powinno być ładowane nie dłużej niż 2 godziny. Da się to osiągnąć, jeśli rozpowszechniane będą szybkie ładowarki. Gdzie nasi kierowcy najchętniej widzieliby możliwość ładowania pojazdów?

Większość kierowców (77%) chciałoby ładować swoje samochody elektryczne na parkingach (osiedlowych, miejskich lub typu P+R), a także na stacjach benzynowych (52%). Wskazano także na takie miejsca jak centra handlowe (40%), hipermarkety (25%), dom lub garaż (12%), centrum miasta (10%), biurowce i miejsca pracy (8%), instytucje publiczne (6%), ulice (6%), dworce (4%). Zaledwie 3% respondentów wskazało na specjalne stacje ładowania.[źródło]

Staje się jasne, że nie wystarczy rozbudowana sieć ładowarek wzdłuż popularnych tras czy przy węzłach komunikacyjnych - jeśli postrzegamy ten projekt w kontekście samochodu miejskiego, to miasta muszą się zmieniać. Przypomnę, że ciekawy ruch na tym polu wykonał ostatnio Gdańsk: hybrydy i elektryki mają korzystać z darmowego ładowania i parkowania. Takie inicjatywy z pewnością będą przyciągać uwagę kierowców. Najważniejszym czynnikiem zachęcającym do zakupu elektryka jest właśnie ekonomia (blisko 60% wskazań). Ważne, że na drugim miejscu znajdziemy ekologię: społeczeństwo zaczyna rozumieć, że do problemu smogu samo przykłada rękę.

Ciekawe jest to, że według badania, auto elektryczne bierze pod uwagę ponad 70% kierowców. W tym przypadku mowa o zakupie, ale trzeba rozważać też inne rozwiązania - może elektromobilność powinna się wiązać z szerszą rewolucją i promować np. car sharing? Skoro już edukować społeczeństwo, to na kilku płaszczyznach. Spora część kierowców mogłaby się rozstać z własnym autem, gdyby zaoferowano im atrakcyjną alternatywę. Model współdzielenia przemawiałby też na korzyść rozwoju polskich elektryków. A przecież o to ma się starać firma, która zleciła badanie.

Przypomnę, że ElectroMobility Poland to spółka, która chce przy wsparciu polskich władz i firm stworzyć fundamenty rynku elektryków w Polsce. To ma być motor napędzający rodzime inicjatywy. Z badania Kantar TNS wynika, że blisko 2/3 kierowców przy okazji zakupu brałoby pod uwagę fakt, że auto elektryczne powstało w Polsce. Ale jak przełożyłoby się to na faktyczne zakupy? Czy kierowcy kierowaliby się krajem pochodzenia, a nie marką? Gdyby kupowali dla siebie, pewnie byłby z tym problem. Jednak przy założeniu, że sporą rolę odgrywałby car sharing, sytuacja mogłaby się zmienić: w tym przypadku klient nie będzie aż tak przywiązany do brandu, zwróci mniejszą uwagę na osiągi, cenę samego auta, serwisowanie itp. Szansą dla polskiej marki wydaje się być właśnie współdzielenie pojazdów.

Odpowiedzi ciekawe, czasem zaskakujące, ale to wciąż część "teoretyczna". Trudno stwierdzić, kiedy przejdziemy do praktyki...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot