Internet

Artykułów na Washington Post już z Adblockiem nie poczytamy. Takich stron będzie coraz więcej

Tomasz Popielarczyk
Artykułów na Washington Post już z Adblockiem nie poczytamy. Takich stron będzie coraz więcej
98

Popularność rozszerzeń do blokowania reklam rośnie w niesamowitym wręcz tempie. Na całym świecie jest już 144 mln osób, które z nich korzystają (o 69 proc. więcej niż jeszcze rok temu), a to stanowi 6 proc. wszystkich internautów. Wydawcy nie mają lekkiego życia, więc prowadzą z Adblockiem i mu podo...

Popularność rozszerzeń do blokowania reklam rośnie w niesamowitym wręcz tempie. Na całym świecie jest już 144 mln osób, które z nich korzystają (o 69 proc. więcej niż jeszcze rok temu), a to stanowi 6 proc. wszystkich internautów. Wydawcy nie mają lekkiego życia, więc prowadzą z Adblockiem i mu podobnymi regularną wojnę. The Washington Post wytoczył jednak ciężkie działa.

Jak powszechnie wiadomo The Washington Post działa w oparciu o paywall. Daje to internaucie dostęp do 10 artykułów w miesiącu. Jeżeli chce czytać więcej, musi wykupić jedną z dostępnych subskrypcji. Dotąd było to jasne i dość proste. Teraz wprowadzono dodatkowe obostrzenie. Te artykuły wyświetlimy bowiem tylko i wyłącznie przy wyłączonym Adblocku. W przeciwnym wypadku skrypt przekieruje nas do osobnej podstrony... zachęcającej do wykupienia abonamentu. Co ciekawe, system zabezpieczający przed Adblockiem działa póki co dość nieregularnie i nie w każdym przypadku blokuje dostęp do strony. Redakcja przyznaje, że dopiero testuje to rozwiązanie i stąd takie rezultaty. Terminu kompletnego wdrożenia blokady jeszcze nie ujawniono.

The Washington Post nie jedyny

Nie jest to rozwiązanie nowe. W sieci jest coraz więcej stron, które potrafią wykryć obecność Adblocka i poprosić użytkownika o wyłączenie go. W wersji lekkiej, serwisy ograniczają się jedynie do wyświetlenia powiadomienia. Niektórzy jednak idą o krok dalej i tak jak The Washington Post  blokują całkowicie dostęp do serwisu. Trudno się temu dziwić, bo reklamy stanowią w większości przypadków główne źródło przychodów w internecie. Ich brak oznacza często kłopoty finansowe dla wydawców.

Tu pojawia się kwestia konsekwencji popularności Adblocka. Z jednej strony możemy się spodziewać, że wojna z rozszerzeniem będzie zataczać coraz szersze kręgi. Nie tak dawno informowałem o zablokowaniu działania go na YouTube w przeglądarce Chrome. Wcześniej wydawcy pozywali twórców dodatku w sądzie, co jednak zakończyło się ich porażką. Możemy się spodziewać, że takich działań, jak powyżej będzie więcej. Adblock jest solą w oku wydawców i jednym z podstawowych obecnie problemów. Pytanie, co jest bardziej dla nich opłacalne: użytkownik, który wyświetla stronę bez reklam, czy całkowity brak użytkownika. Łatwo się domyślić, że mogą sobie na to pozwolić jedynie najwięksi.

Tymczasem Adblock ma się coraz lepiej i działa już nie tylko jako rozszerzenie dla przeglądarek internetowych, ale również sam stał się przeglądarką dostępną dla Androida oraz iOS. Dynamika wzrostu jest na tym polu imponująca, co stanowi inspirację dla innych firm. Rozwiązania blokujące reklamy miałyby znaleźć zastosowanie również w iOS 9 Apple'a. Stale przybywa również alternatywnych dodatków oraz aplikacji, które mają zwalczać reklamy w sieci.

Gdzie leży problem?

Co leży u podstaw popularności Adblocka i pochodnych? Reklama internetowa rozwijała się w kierunku treści wizualnych, na co wpłynęła rosnąca popularność Flasha. Zanim się obejrzeliśmy, strony www przypominały choinki obwieszone kolorowymi animacjami, bannerkami i okienkami typu pop-up. Trudno się dziwić, że zaczęły powstawać narzędzia do walki z nimi. Reklama w sieci stała się inwazyjna i irytująca.

Nie znaczy to jednak, że Adblock całkowicie wyeliminuje treści reklamowe z sieci. Spadająca skuteczność form displayowych sprawia, że reklamodawcy muszą uciekać się do alternatywnych metod. Wbrew pozorom tych jest całkiem sporo. Na pierwszy plan wysuwa się zatem reklama kontekstowa, a więc wszelkiego rodzaju artykuły i materiały sponsorowane, lokowanie produktu itp. Pół biedy, gdy pozostają one oznaczone. Niestety coraz częściej widuje się tu i ówdzie materiały bez żadnej informacji o współpracy z reklamodawcą. Zaczyna to przybierać niebezpieczne rozmiary.

Rozwiązanie?

Być może narażę się w ten sposób komuś, ale jestem wielkim zwolennikiem rozwiązań typu paywall. W Polsce podstawowym problemem jest jednak to, że nikt jeszcze nie wdrożył ich w należyty sposób. Siłą rzeczy efekty są takie, jakie są. Tymczasem wierzę, że przy odpowiednio wysokim poziomie treści (a takim może się na pewno pochwalić The Washington Post) i niskiej cenie internauci będą skłonni zapłacić za dostęp do ulubionych serwisów oraz towarzyszących im usług. Konieczne jest jednak zapewnienie im wartości dodanej - ciekawych usług dopełniających codzienny przegląd newsów.

Walkę z Adblockiem można porównać z batalią toczoną od wielu lat z piratami. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku odbywa się ona na zasadzie kija. Tymczasem o wiele bardziej skuteczna byłaby marchewka. Zakładanie, że internauta jest zły i nie wyłączy Adblocka lub nie wyłoży kilku złotych/dolarów na ulubionej stronie dostarczającej mu codziennie ciekawe informacje jest moim zdaniem mylne. Badania pokazują, ze coraz częściej płacimy za treści cyfrowe i to stanowi dla wydawców dużą szansę. Pytanie, czy będą potrafili ją wykorzystać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Internetprasaadblockwydawcyhot