Mobile

Ara: składak do wyciągania kasy

Kamil Mizera

Jego zainteresowania skupiają się przede wszystkim...

46

Wczoraj Jan pisał o projekcie Ara, czyli modułowym smartfonie, który prawdopodobnie trafi do sprzedaży już w styczniu 2015 roku. Ara, czyli telefon w stylu Ikea- poskładaj sobie sam, to projekt, który ostatnio wzbudza sporo emocji. Możliwość łatwej personalizacji oraz wymienialność elementów składow...

Wczoraj Jan pisał o projekcie Ara, czyli modułowym smartfonie, który prawdopodobnie trafi do sprzedaży już w styczniu 2015 roku. Ara, czyli telefon w stylu Ikea- poskładaj sobie sam, to projekt, który ostatnio wzbudza sporo emocji. Możliwość łatwej personalizacji oraz wymienialność elementów składowych urządzenia, to mocne i ciekawe strony tego projektu. Sam jednak jestem co do niego dość sceptycznie nastawiony.

Nie zrozumcie mnie źle. Idea mi się niezwykle podoba. Opcja wymiany wadliwego komponentu, czy łatwego upgrade’u, np. pamięci poprzez podłączenie nowego modułu, bez zmiany całego urządzenia, to wizja nęcąca. Jeżeli dodamy do tego jeszcze prawdopodobnie niedrogą stację bazową telefonu, może to być całkiem ciekawy koncept. Skrzyżowanie klocków Lego z Ikeą, a do tego dzwoni, ba, maila odbierze. Fajnie brzmi. Ale każdy medal ma dwie strony. Pomówmy o tej drugiej.

Myśląc o tym projekcie naszła mnie refleksja i kilka skojarzeń. Oto one.

Składak

Ara, to jak powrót do przeszłości (choć dla niektórych wciąż codzienności). Do czasów, kiedy albo kupowało się w sklepie już poskładanego peceta, lub wybierało się drogę bardziej wymagającą, a więc samemu określało się podzespoły urządzenia i je łączyło w całość. Oczywiście, w przypadku tego projektu, odchodzi na drugi tor dylemat, od którego producenta wybrać podzespoły. Przynajmniej początkowo. Bo przyjmując, że Ara stałaby się komercyjnym sukcesem, nie trudno sobie wyobrazić firmy, które zaczną specjalizować się w oferowaniu tańszych zamienników istniejących podzespołów.

Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko w przyszłość. Oto więc mamy odwrót od pewnej, dominującej obecnie koncepcji; Że sprzęt ma po prostu działać, a przeciętnego użytkownika niewiele interesuje, co dokładnie jest w środku, że o składaniu samemu optymalnego zestawu nie wspomnę. Choć w świecie ludzi zainteresowanych nowymi technologiami, nie bojących się “grzebać” w hardwarze i programach, wizja Ary może emocjonować, to zastanawia mnie, jak na coś takiego zareagowałby przeciętny konsument, który czasami nawet nie do końca wie, jaki system operacyjny ma na swoim urządzeniu, już nie wspominając o tym, co jest pod maską. Jest to więc, w moich oczach, projekt z wielkim, czerwonym stemplem GEEK. Oczywiście, właśnie tak najczęściej zaczynają wszystkie innowacyjne pomysły. Ale właściwie Ara to nie innowacja, a wzięcie istniejącego już przecież pomysłu i nadanie mu nowego kształtu. Nie wiem, jak Wy, ale mnie “bawienie” się w składaki już nie interesuje. Ale o tym za chwilę.

Freemium

Pomysł na modułowy telefon przywodzi mi na myśl jeszcze jedno skojarzenie. Z aplikacjami typu freemium. No, może poza tym, że raczej nikt tych telefonów za darmo rozdawać nie będzie. Ale do sedna. Tak, jak w aplikacjach freemium, ich twórcy robią wszystko, aby wciągnąć nas w użytkowanie produktu, a następnie “wyciągnąć” od nas kolejne mikropłatności, za nowe funkcje czy levele, tak będzie również, moim zdaniem, właśnie z Arą i tym podobnymi urządzeniami.

Oto klient dostanie niedrogą podstawkę, która jednak nieszczególnie będzie mu odpowiadać. Mimo wszystko zainwestował już pieniądze i szkoda byłoby nie dokonać kilku usprawnień. Zaczynamy więc dokupowywać kolejne moduły. I dobrze, jeżeli uda nam się stworzyć zestaw, z którego będziemy zadowoleni przez dłuższy czas. Ale nie tak się robi biznes. Biznes robi się na kreowaniu zapotrzebowania. Już widzę oczami wyobraźni pojawiające się co kilka miesięcy, nowe moduły, dodatki usprawniające działanie, w wszystkich kolorkach tęczy. Nie muszą być drogie, choć zapewne trudno będzie je nazwać mikropłatnościami. Ważne, że będą wywoływać potrzebę posiadania. Ustawicznego upgrade’u. Obecnie, decydując się na flagowy model jakiegoś smartfona, większość z nas podchodzi do tego racjonalnie. Cykl wymiany: raz na 1-2 lata. No chyba, że ktoś ma więcej grosza w portfelu. W przypadku projektu Ara ten cykl zapewnie zostanie skrócony, poprzez jego rozbicie na elementy. Bo w tym przypadku nie wymieniamy całego, nietaniego urządzenia, ale tylko jego część. Jeden moduł tu, drugi tam, na trzeci już czekamy. I tak, jak we freemium. Zaczynamy od jednej mikropłatności, a szybko możemy skończyć na, po prostu, przepłacaniu.

Klocki, klocuszki

To, co mnie zastanawia w kwestii tego projektu, to generalna integracja wszystkich elementów w jedno, sprawnie działające urządzenie oraz ich żywotność. Choć mogę się mylić, to wydaje mi się, że przy tego typu budowie urządzenia, jego składowe są po prostu bardziej narażone na mechaniczne uszkodzenia. Nasuwa mi się również pytanie o samą żywotność konektorów oraz generalne zużycie materiału. Czy owe styki, łączące moduły z bazą będą tak samo dobrze łączyć dziś, jak i za rok, dwa lub dłużej. Inną kwestią jest gwarancja na podzespoły. O ile najczęściej na telefony gwarancja opiewa na rok lub dwa lata, o tyle trudno mi sobie wyobrazić, że tak samo będzie w przypadku tych modułów. Byłoby to po prostu nieopłacalne. O tak prozaicznych kwestiach, jak gubienie modułów czy rozbrojenie urządzenia przez żądne Lego pociechy nawet nie wspomnę.

Dla każdego, czy dla geeka?

Czy Ara i tego typu projekty mają rację bytu i szansę na komercyjny sukces? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony nęci wizja, w której można samemu upgrade’ować smartfona bez potrzeby wymieniania całego urządzenia. Gdybym w tym momencie mógł dodać do swojego telefonu lepszą baterię czy więcej RAMu, byłbym szczęśliwy. Równie nęcąco, co nierealnie, brzmi zapowiedź wydłużenia żywotności smartfona nawet do 6 lat, właśnie przez zabawę we Frankensteina. Są to mocne strony tego projektu.

Tylko, że w dzisiejszej technologi użytkowej nikomu nie zależy na tym, aby sprzęt działał zbyt długo. Jeżeli ma to być biznes, to gdzieś trzeba sobie odbić długą żywotność urządzenia. I tutaj wchodzą właśnie wyżej opisane przeze mnie mechanizmy i potencjalne sposoby monetyzacji.

Ale, przynajmniej w moim odczuciu, nie ta ewentualna żonglerka modułami mnie najbardziej odpycha od tego pomysłu. Choć śmiało mnie można nazwać geekiem, to gdy rozważam projekt Ara, itp. jedyne, co mi się nasuwa, to: “nie chce mi się”. Nie chce mi się bawić w Ikeę. Nie mam ochoty wypatrywać w sieci, czy już pojawiły się nowe podzespoły. Nie interesuje mnie martwienie się, czy w pewnym momencie moduły nie zaczną “odklejać” się od stacji dokującej. I przede wszystkim: telefon to nie klocki Lego, abym miał czerpać radość z budowania sobie własnego, wymarzonego, wysyłającego SMSy, zamku. Pewnie uogólniam, ale podobnie jak ja zapewne pomyśli większość konsumentów, którzy telefonu używają do dzwonienia i sieci, a nie do budowania Gwiazdy Śmierci.

Projekt Ara mi się podoba, ale jako ciekawostka. I wydaje mi się, że właśnie taką ciekawostką zostanie. Ale mogę się mylić. Ot, moje zdanie na czwartkowy wieczór.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu