Felietony

Apple zabija iPoda nano - uwielbiałem go. Król iPodów miał szansę na głośny powrót

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

25

Czy ktokolwiek wyobraża sobie teraz zgrywanie płyt na komputer, by następnie skopiować je do pamięci odtwarzacza? Sprawa upraszcza się, gdy zamiast ripowania kawałków możemy je pobrać z sieci, jednak proces synchronizacji przez kabel USB to już historia. Tak samo jak historią stają się iPody - legendarne odtwarzacze Apple.

W pierwszej kolejności nadszedł czas iPoda classic. Stało się to w 2014 roku, czyli 13 lat od debiutu pierwszej generacji, a przecież w zeszłym roku iPod obchodził 15-lecie. Klasyczna konstrukcja oraz nawigacja i niezwykłe duża pojemność (ostatnie modele oferowały 160 GB) - tym cechował się iPod classic, który początkowo nie miał sobie równych. Wraz z popularyzacją smartfonów iPody zaczęły miewać problemy i choć wciąż nie brakuje entuzjastów tego sprzętu, to ostatnia decyzja Apple zamyka pewien rozdział w historii firmy. iPod nano oraz iPod shuffle znikają z oferty Apple i jedynym ocalałaym okazuje się iPod touch, dla którego ratunkiem jest system iOS i dostęp do setek tysięcy aplikacji, w tym usług muzycznych jak Apple Music.

iPod nano królem iPodów

iPod nano zmieniał się jak żaden inny iPod. Przybierał różne kształty, Apple miewało na niego przeróżne pomysły, ale niemal każdy z zaprezentowanych modeli był sporym sukcesem. W popularności wyprzedził go wspominany iPod touch, ale nano królował przez długi czas. Klientów uwiodły aspekty wizualne - iPod nano prezentował się naprawdę świetnie - a także prosta obsługa oraz etykietka produktu "cool", jakim się stał. Największe zmiany dotyczyły ostatnich generacji, gdy iPod nano stracił clickwheela - najbardziej charakterystyczny element iPoda - zyskując ekran dotykowy. O ile 6. generacja, posiadająca klips, świetnie służy mi do dzisiaj podczas ćwiczeń, o tyle 7. generacja iPoda nano była, w mojej ocenie, zupełnie nieprzemyślana. Większy ekran, brak klipsu, minimalna pojemność - nieudany, mniejszy brat iPod touch nie miał szans na sukces.

Historia iPoda shuffle zdążyła zatoczyć koło, gdyż ostatni model, jaki pojawił się na rynku, był połączeniem najlepszych cech poprednich generacji. Powróciły klasyczne przyciski obecne na froncie odtwarzacza, ale zachowano także komendy głosowe wydawane przez iPoda pozbawionego jakiegokolwiek ekranu. Moim pierwszym iPodem był właśnie iPod shuffle, lecz drugiej generacji, z zabójczą pojemnością 1 GB. To były czasy, gdy trzeba było być naprawdę zdecydowanym, czego będzie się słuchać po wyjściu z domu.

Czy iPoda można było uratować?

Myślę, że tak i to w bardzo prosty sposób. Umożliwienie synchronizacji dzierżawionych z Apple Music utworów mogłoby okazać się strzałem w dziesiątkę. W wielu zastosowaniach iPod shuffle czy nano nie mają sobie równych, a brak potrzeby zakupu muzyki online czy zgrywania płyt otworzył przed odtwarzaczami nowe możliwości. Niezbędna byłaby aktualizacja oprogramowania, ale najwyraźniej Apple nie było zdecydowane nawet na taką inwestycję. A szkoda, bo gdyby nie rozpatrywano tego w kontekście misji ratunkowej dla iPodów, to taki produkt i tak miałby rację bytu, co potwierdzało ogromne zainteresowanie miniaturowym odtwarzaczem bez wyświetlacza współpracującym ze Spotify. O tamtym pomyśle z Kickstartera już więcej nie usłyszeliśmy, ale chętnych nie brakowało. Uważam, że iPod kompatybilny z Apple Music miałby spory potencjał.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu