Android

Pokłóciliśmy się w redakcji o fragmentację Androida. Czy jest o co kruszyć kopie?

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

80

Redakcyjne kolegium przyniosło nam dzisiaj małą sprzeczkę - nikt nie zginął, nikt nie będzie chodził z podbitym okiem, na koniec podaliśmy sobie ręce i przybiliśmy wirtualną piątkę. Dzisiaj poszło nam o Androida i jego fragmentację, a do kłótni doszło między mną, a Tomkiem Popielarczykiem, który merytorycznie odniósł się do moich zarzutów i tutaj rzucę spoilerem - przyznałem koledze rację. Wydaje się, że fragmentacja Androida nie jest aż tak dużym problemem jak się wydaje i... nie ma co bić piany.

Fragmentacja Androida... czyli co?

Android nie jest monolitem, szczególnie jeżeli chodzi o funkcjonujące na rynku jego wersje. Najnowszą jest rzecz jasna Marshmallow, ten natomiast po 5 miesiącach od wydania go na rynek zgarnął niecałe 3 procent udziału. Odrobinę słabo. Na prowadzenie wysunął się Lollipop, a kontrowersyjnie dobrze radzi sobie leciwy już nieco KitKat, którego od najnowszego wydania dzielą dwie wersje, a sam KitKat liczy sobie... ponad dwa lata. Sporo.

Jak wynika z powyższego wykresu - KitKat, choć poddaje się już pewnym spadkom, dalej trzyma się nieźle. Lollipop, który miał premierę 1,5 roku temu dopiero teraz wiedzie prym wśród wszystkich wersji Androida, a pozycja Marshmallowa wygląda tragicznie. Dla swobodnego obserwatora tematu wygląda to jak konkretna patologia w samej idei tego oprogramowania. No, bo jak? Google nie ma kontroli nad swoim systemem operacyjnym? A co z poprawkami bezpieczeństwa? Czy adopcji Androida na rynku nie da się przyspieszyć?

Tomek Popielarczyk podczas kolegium redakcyjnego odpowiedział na moje zarzuty dotyczące fragmentacji Androida. Najbardziej spodobała mi się wypowiedź będące wyjściową dla tego sporu. Późniejsza argumentacja Tomka wskazała mi jasno - warto patrzeć dalej, niż sięga czubek własnego nosa. Po raz kolejny zapomniałem, że ja nie jestem przypadkiem reprezentatywnym dla wszystkich. Ja mogę oczekiwać natychmiastowych, szybkich aktualizacji. Ale reszta może mieć to kompletnie gdzieś i nie widzieć w tym większego problemu.

Dla Kowalskiego ta fragmentacja nie ma najmniejszego znaczenia. Demonizuje się rozwarstwienie w tym segmencie, a tymczasem 90 proc. usług Google'a i natywnych apek producentów jest aktualizowanych przez Google Play.

I to jest prawda. Zapytajcie się któregokolwiek mniej technologicznego znajomego, czy wie, jaki ma system zainstalowany w telefonie. Odpowie ogólnikiem, że Android, Windows, albo iOS. Zapytawszy go o wersję, może być problem. Ludzi nie interesuje to, jaką wersję oprogramowania posiadają. Czasami ignorują nawet monity o aktualizacji - skoro nie jest wymagana, wolą nie poddawać się zmianom. Wychodzą z założenia, że skoro coś działa, to lepiej nic nie ruszać, żeby tak zostało.

Czy przez to Android jest mniej bezpieczny?

Cóż, tego tematu nie rozstrzygnęliśmy do końca (przynajmniej tak mnie się wydaje). Ja obstaję przy stanowisku, że nie wszystko idzie załatwić aktualizacjami bezpieczeństwa dostarczanymi przez producentów urządzeń mobilnych. Tomasz moje wątpliwości co do bezpieczeństwa Androida skomentował następująco:

No jak nie zaktualizują. Przecież w smartfonach aktualizacje leżą po stronie producenta. Nawet jeżeli nie wprowadzą nowszej wersji Androida to mają otwarty dostęp do AOSP, skąd mogą sobie wziąć fixy i je zaimplementować. Sam Google zresztą tak robi - łatki bezpieczeństwa nie zmieniają wersji systemu.

Otwartość Androida niekoniecznie jest przekleństwem

Ci, którzy starają się wytknąć Androidowi jakiekolwiek wady, często na szali dyskusji stawiają argument otwartości, która jest często mieczem obosiecznym. Android w Marshmallow poprawił się znacznie pod względem bezpieczeństwa i to wypada odnotować. Mamy do czynienia z coraz bardziej kompletnym rozwiązaniem mobilnym od Google i z tego powinniśmy się naprawdę cieszyć. Tomek skwitował to zdaniem, w którym moje wątpliwości po prostu zaorał.

Otwarty system = system, w którym każdy może znaleźć błędy i luki. Ale nie otb nawet - dla ludzi nie ma znaczenia, że mają telefon z Androidem 5.0, 5.1 czy 6.0. To ma działać sprawnie i szybko. Wszystkie najnowsze funkcje i aplikacje Google'a są dostępne już od Androida 4.0. To jest całkiem normalne. Gdyby Google się tym przejmował, nie wypuszczałby nowych wersji Androida co roku. A robi to, bo w ten sposób napędza sprzedaż. I też aktualizacje są narzędziem do napędzania sprzedaży, to chyba oczywiste. IMHO nie ma najmniejszego sensu bić pianę, że Android jest pofragmentowany. Jest taki od zawsze i jakoś mu to nie przeszkadza w stawaniu się coraz popularniejszym. (pis. oryg.)

Czyli co z tego wynika? To, że fragmentacja Androida nie stanowi generalnie tak dużego problemu, jak się wydaje. Argumentacja Tomasza tak bardzo mi się spodobała, aż postanowiłem, że na ten temat powinien pojawić się wpis. Jak wspomniałem, w takich dywagacjach często zapominamy, że nasz punkt widzenia powinien sięgać dużo dalej, niż czubek naszego nosa. O tym przypomniałem sobie dzisiaj po raz kolejny - dzięki Tomaszowi. A Wy zgadzacie się z Tomkiem?

Grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu